Kilka godzin temu wróciłem do domu z Nowego Sącza. Po 10 rozpocząłem egzamin, niestety nie trwał on dlugo.
Oblany zostałem przez potrącenie pachołka. Najpierw opiszę wszystko.
Wylosowałem płyn hamulcowy i swiatła postojowe, pokazałem. Wsiadłem do auto, przygotowałem się do jazdy. no to ruszamy.
Przejechałem pierwszą cześć łuku prawidłowo, zatrzymałem się, zmieniłem bieg wsteczny [ dopiero za 3x razem wlazł ].
No i pech.. puscilem hamulec.. no i auto zaczęło jechać do przodu. Zatrzymałem się, zastanowilem się o co chodzi.
Zmieniłem jeszcze raz bieg na wsteczny i zaczalem puszczac powoli sprzegło i niestety.. pachołek dotknięty. Nie wiem co ja naprawde zrobiłem, przed egzaminem zaplanowanem sobie ze nie dodam ani grama gazu, to był bląd. Byłem w 100% pewny ze plac jest równy, że auto nie ma prawa się potoczyć. Jeszcze wczoraj jeździłem i plac wychodził mi perfekcyjnie. Tylko tam na placu pojazd od razu cofało mi do tyłu a tutaj na odwrót(spowiedziałem się terenu prostego i płaskiego oprócz oczywiscie jazdy pod górkę). Jestem mega zły, może byłem zbyt pewny siebie. Jażda mi dobrze idzie.. chodz jeszcze muszę przed kolejnym egzaminem pocwiczyć parkowanie. Jestem taki zły... nie wiem co zrobić.. masakra




Miał ktoś podobny przypadek? Testy za 1 zdane.