Witam!
Miałam dzisiaj pierwsze podejście i jestem strasznie zdołowana.
Otóż jechałam na egzamin z pozytywnym nastawieniem, wychodzac z zalozenia ze co ma byc to bedzie.
Uwazam ze jestem dobrze przygotowana do jazdy, czuje sie pewnie i nie mam problemow ani z jazda po miescie ani z manewrami, auto nigdy mi nie gasnie, nie skacze i dobrze je czuje ( jedzilam na kilku i na wszystkich czulam sie dobrze ) podziela to zdanie rowniez moj instruktor. Nie jestem osoba ktora boi sie jezdzic i bardzo to lubie...w kazdym razie wszytsko bylo dobrze do momentu wejscia do samochodu na egzaminie:((((
Wylosował mnie baaaardzo miły Pan w średnim wieku, od razu starał się rozładować atmosfere, zartowal. W momencie gdy wsiadlam do srodka noga zaczela mi tak skakac na sprzegle ze wogole nie moglam ruszyc ani jechac i ledwo dotoczylam sie do luku. Egzaminator widzac to poprosil zebym sie uspokoila, sprobowala jakos odstresowac i jesli chce, to on moze poczekac. no ale w koncu musialam zaczac...
ruszylam i niemal od razu najechalam na linie, nic dziwnego, nogi skakaly mi po wszystkich pedalach tak, ze wogole nie moglam jechac...
dodam jeszcze tylko ze z lukiem nigdy nie mialam problemow, nigdy nie najechalam na linie, teorie ze luk byl inny albo ze mam zla metode tez nie wchodza w gre, poprostu bylam tak zestresowana ze zaden manewr by nie wyszedl...
jestem w szoku ze tak nie moge zapanowac nad soba:( boje sie ze nastepnym razem bedzie to samo i nawet nie bedzie okazji wyjechac na miasto
czy ktos ma na to jakis sposob?