przez kenzoo83 » poniedziałek 13 października 2008, 13:07
Mialem egzamin 25 wrzesnia ,pamiętam to jak dzis.Nie dość ,że sie spożnilem o 10 min to jescze musialem isc na popoludnie do pracy wiec był lekki stresik.A wyglądało to tak jak przybylem 10 min.po po czasie od raz poszedlem pod sale,ale tam juz nikogo nie bylo,juz sobie pomyslalme ze mam przerabane,wyszlem i czekalem na dworze 30 min.i nagle zawolal mnie czy jest osoba... (chodizlo o mnie).Od razu mnie opieprzyl,ze co ja sobie to mysle,powiedzial szybko wsiadac i na plac,musze powiedzie,ze od poczatku do samego konca byl cholernie nieprzyjemny ciagle sie do czegosc czepial.Wiec plac bezproblmowo ,luk jedynie na wzniesieniu zbt gwaltownie ruszylem ,padal wtedy deszcz wiec byl lekki polsizg,ale ok i ruszmay na miasto.Na miescie jezdzilem bite 40 min.3 razy jedzilem przez pajaka,pozatym parkowanie prostopadle przodem,zawracanie na bocznej ulicze,malo manwerow ,za to duzo jezdznia po jakis bocznych uliczkach,na jednej byly roboty drogowe wiec bylo trzeba dodatkowo uwazac,jezdzilislmy tak mijajac osrodek 3 razy a ja sie jedynie modlilem zeby juz wjechac do niego.Duzo krzyczal ,nie wiem moze probowal mnie wyprowadazic z rownowagi,do tego zgasl mi pare razy,na tym cholernym zawracaniu,wreszczie przyjechalismy do osrodka ,wjechalismy na ten tylni plac.Uslyszalem jedynie jak tak bedziesz jezdzil to sie predzej czy pozniej rozbijesz,pomyslalem wiecie co,na koncu powiedzial ok idz masz zdane:)Wyszlem z samochodu caly szczesliwy.podro dla egzaminatora, powodzenia dla wszytkich przyszlych zdajacych,najwzaniejsze jednak to trafic na dobrego egzaminatora reszta jest drugorzedna...