12.02.2007 godz. 16. WORD Poznań (podejście nr 3):
Na plac zostalam wywolana dosc szybko. Jak zobaczylam egzaminatora, starszego pana - pomyslalam: wyglada symapatycznie. Nie pomylilam sie :). Plac bez problemow. Otowrzylam maske (plyn hamulcowy, chlodniczy, do spryskiwaczy, bagnet), swiatelka (postojowe, drogowe, awaryjne, prawy kierunkowskaz) i po raz pierwszy sygnal dzwiekowy. Luk i górka w pierwszej probie, nie ma co sie rozpisywac. Wyjazd z WORDu na lewo i nastepnie w prawo. Trasy niestety nie pamietam :(. Duzo krecilismy sie po wiadomym rejonie, co mnie potem zastanowilo to to, że nie przejezdzalismy przez rondo. Manewry: zawracanie dowolnie wybranym sposobem (czyli na 3, bo to bylo na tej slepej uliczce co po prawej sie cwiczy rownolegle, nie wiem jak sie ona zwie, ale to ta w poblizu petli tramwajowej "Wilczak") oraz parkowanie skosne tez w wybranym miejscu. Luzik stal jeden samochod ;) Ale dobrze, ze byl, bo nie lubie bez punktow odniesienia - miedzy liniami. Jesli chodzi o trase, to jedyne co moge napisac, ze mnie zdzwilo, ze jechalismy Szelągowską (to jeszcze norma ;)), ale potem nie dalismy w prawo (cytadela), a prosto w Garbary i nastepnie w prawo - Male Grabary, Wolnica, Solna, zeby teraz skrecic dopiero w prawo w Roosvelta chyba - co dalej mamy to dziwne skrzyzowanie, co "prosto" jest starsznie na prawo :). W sumie to dosc duzo kilometrow wyrobilam, albo przynajmniej mialam takie wrazenie ;)). Z bledow to raz zatrzymalam sie niepotrzbnie, zeby przepuscic pieszego, bo balam sie, ze mi zaraz wejdzie na maske (widzialam, ze ma czerwone, ale juz raz oblalam przez pieszego), ale nie pofatygowal sie na jezdnie. Samochod zgasl mi 3 razy :roll: (to za poprzednie razy gdzie ani razu mi nie zdechl ;)). Myslalam, ze juz po mnie, bo wiem, ze moglo byc. Ale mialam bardzo wyrozumialego pana egzmaiatora, ktory na pewno mnie nie stresowal, a moze nawet rozluznial atmosfere. Cenil sobie plynna i spokojna jazde, bez ostrych hamowan (raz zahamowalam gwaltowniej przed sygnalizatorem to wiem). Jezdzilam jakies 40-45 min. Po powrocie, wyjecie znienawidzonej karteczki i jeszcze jakis notatek, krotkie wymienienie jeszcze raz bledow (na szczescie byly one mi znane juz w czasie jazdy i wtedy skomentowane) i to na co kazdy czeka (a do konca pewny byc nie moze, ale czulam, ze mimo wszystko - mimo tych 3 zgasniec [kazde przy innym zadaniu, niepowodujace zagrozenia] to zdalam): "wynik pozytywny" :).
Wzielam sobie przed egzaminem dwie godz. jazdy tego dnia - i to chyba pomoglo, bo szlo mi wtedy bardzo dobrze. Na egzamie caly czas sobie powtarzam, nawet jak jakis blad sie przytrafil "nie denerwuj sie, uwazaj, i tak kiedys zdasz". ;)