przez andrewt » sobota 14 maja 2005, 15:19
Dnia 14.05.2005 uzyskałem za pierwszym podejściem prawo jazdy. :D
Teoretyczny : najpierw okazać dowód a potem na komputer. 0 błędów,
ale nic dziwnego, tyle tłukłem te pytania, że nie było mowy o innym
wyniku. Wiele czasu spędziłem czytając testy i efekt był. Moje zdziwienie
wywołał fakt że z tego co wiem na 9 osób w sali tylko 4 przeszły dalej.
Plac manewrowy :
Najpierw oczekiwanie, aż wywołają każdego z imienia i nazwiska. Co ciekawe, każdy wywołany losował dla siebie jeden z sześciu zestawów, a nie tak jak zazwyczaj bywa, że pierwsza osoba z listy losuje zestaw dla całej grupy. Wylosowałem parkowanie prostopadłe przodem i ruszanie na wzniesieniu.
Pasy zapięte, lusterka wyregulowane , fotel też i jazda.
Nie było problemów, egzaminator na szczęście nie patrzył skrupulatnie czy na łuku zatrzymałem się w wymaganym odstępie co najwyżej 40 cm od linii, chociaż mam przeczucie że idealnie się zatrzymałem.
Z zestawem poszło mi gładko, choć z nerwów chciałem zrobić parkowanie
prostopadłe między słupkami przeznaczonymi do wjazdu skośnego. Facet
na szczęście przypominiał mi : " Panie , pan chyba coś innego ma zrobić !
Was w szkole geometrii nie uczą ? " :D
Łuk, wjazd i wzniesienie zaliczone za pierwszym razem.
Miasto : tu było niestety nieco gorzej. Jechałem około 20 minut. Egzaminujący co chwilę czynił dość złośliwe uwagi, ale widać było
że nie chce mnie oblać za byle co. Przyczepił się np. że niewiele
brakowało a wymusiłbym pierwszenstwo z drogi podporządkowanej,
bo facet jadący drogą pierwszeństwa ponoć musiał przeze mnie
zdjąć noge z gazu. Oprócz tego wytykał mi błędy techniczne, np.
za małą prędkość do trzeciego biegu. Na szczęście wszystkie najważniejsze skrzyżowania przejechałem bezbłędnie i nie musiał
interweniować, choć raz jak jechałem w szerokiej uliczce, wykonywałem
omijanie samochodu, a po drugiej stronie jechał inny w przeciwnym kierunku, zagroził mi hamowaniem, nie zrobił jednak tego. Czasem
w oczywistych sytuacjach mówił gdzie mam jechać , czasem stosował
podpuchy ( np. skręcać w prawo a tam jest dworzec MPK i zakaz skrętu,
albo skręcić w lewo na skrzyżowaniu na którym nie ma drogi na lewo :) ) ale na mieście nie udało się mnie zmylić.
Na sam koniec zdarzyło się najgorsze. Wjechałem już do ośrodka egzaminacyjnego, koleś każe mi jechać i zaparkować. Skoro nic nie mówi, to znaczy że trzeba prosto, miałem tą zasadę w pamięci. Jadę więc, a tu po paru metrach on pyta się mnie jaki mam znak przed sobą. Okazało się że w tym miejscu jest zakaz wjazdu ! Zmyliły mnie samochody zaparkowane w różne strony na końcu odcinka,dlatego wjechałem. Pomyślałem że już po mnie. On jednak kazał mi pojechać prawidłowo i zaparkować. Długo się zastanawiał , powtarzał co chwilę " nie patrzy pan na znaki... " ( choć był to mój jedyny błąd na znaku ), jednak wpisał mi wymarzone "P" , życząc, bym nie przejechał go jak wsiądę za kierownicę.
Ostatnio zmieniony sobota 14 maja 2005, 22:30 przez
andrewt, łącznie zmieniany 1 raz