rano pojezdzilem plac, i cholerne problemy z koperta i...skosnym, nie wiem skad to sie wzielo...
no nic, pojechalem do Rzeszowa, pojezdzilem i na egzamin. Juz na wejsciu troszke sie przeleklem egzaminatora - wiadomo, wszyscy scykani no to sie pytam dla pewnosci czy mamy juz wchodzic do sali - "A co, mam pana wniesc?": odpowiedz niezbyt mnie podbudowala bo widzialem ze gosc potrafi byc zlosliwy
Teoria - trafilem dosc latwe pytania ktore sobie nawet po drodze przypominalem i 18/18 Z 16osobowej grupy juz wtedy 2 osoby sie wysypaly. Ja zas losowalem zestaw jako 1. na liscie - trafilem na skosne i prostopadle tylem - moglo byc lepiej ale ciesze sie ze uniknalem prostopadlego przodem.
Plac - jezdze jako pierwszy. Wsiadam pierwszy raz, jade, dojechalem, zatrzymalem, wracam sie, noga drzy na sprzegle jak diabli, hamuje...gosc kaze wyjsc, patrze - kurcze, z 10cm za daleko. Jeszcze raz. Jade, jade, skrecam, dojechalem, juz mam wracac...PASY NIEZAPIETE po wyjsciu hehe. No ale raz dwa zapinam i wracam, tym razem zatrzymalem dobrze i kolejny manewr...(rzecz jasna nie wiedzalem nawet do ktorej linii sie ustawiac bo byly inne niz sie uczylem, ale jakos chyuba slusznie trafilem). Oba garaze o dziwo za 1. razem choc juz sie balem ze przy drugim bede musial robic korekte.
Z 14 osob zostalo 7. Czekam, w miedzyczasie dziekujemy z innymi zdajacymi Bogu ze nie trafilismy na pewnego pana co egzaminowal na drugim stanowisku - straszny upierdliweic i zlosliwiec.
W koncu miasto - myslalem ze bede 1. ale tym razem dowolna kolejnosc, wiec jako pierwszy jedzie kto inny. Zdal, choc dlugo siedzial w aucie. Dobra, wsiadam...Wyjechalem, jade prosto, i juz sie ciesze ze bede skrecal tam gdzie jezdzi 90% eLek i znam to na pamiec...a figa! Prosto :> Jade, potem skrecam do miejscowosci Zaczernie, jade spokojnie te 50h i ani kilometra wiecej niz przepisy pozwalaja :> Nagle gosc mi kaze zjechac na parking. Mysle "co jest?", zjezdzam, gosc wysiada. Ja odpinam pasy a tu sie okazuje ze chcial cos sprawdzic w jakims tam sklepie :] jedziem dalej. Zarabiscie niebezpieczne skrzyzowanie - patrze w lewo, malo widze, nie jade...dostaje opierdziel za guzdranie sie bo moglem pojechac. Potem gdzies tam jade w lewo - a tu jakis ptak dostawczym mi zaslonil i ni czuja widze.
Potem krzyzowka - widze ze przejscie dla pieszych przed nia wiec jade spokojnie bez przyspieszania...i wlaczyla sie zolte, zahamowalem, opierdziel za to ze jakbym energiczniej jechal to bym zdazyl :>. Potem jeszcze jeden opierdziel za czekanei (no ale lepsze to niz wymuszenie pierwszenstwa).
W koncu kaze mi zjechac do osrodka ale jakims innym wjazdem...skrecam, patrze - tam zakaz wjazdu i zaczynam hamowac :> Opierdziel - byla malutka tabliczka "nie dotyczy aut WORDu " czy jakos tak.
Juz totalnie zrezygnowany zajezdzam na plac, gosc mowi:
"No i co ja mam zrobic?"
"Hm, chyba niestety nie ma pan wyjscia"
"Eeeh...a dobra, swieta ida, niech pan da rownowartosc ceny egzaminu na jakis szczytny cel, niech pan kupi prezent jakiejs wielodzietnej biednej rodzinie, powodzenia na drodze, zmykaj"