przez SylSko » środa 17 stycznia 2007, 18:10
WORD KIELCE
15 STY 2007
To moje ostatnie PIĄTE podejście. (8-my m-ąc ciąży). Wóz albo przewóz. No ale od początku.
O 8.15 umówiłam się ze swoim instruktorem na ostatnią godzinę jazdy. Jeździło mi się nie najlepiej. Nie mogłam się odnaleść na łuku, cały czas myliły mi się pachołki. dałam sobie spokój i pojechalam na miasto. Na mieście Kwas. Wyjechałam babce na rondzie. Myslę sobie, że to nie mój dzień na zdawanie egzaminu.
9.30 Jestem już w WORD-zie. Za dwadzieścia minut godzina 0. Jeszcze mam okazję zrezygnować, ale nie, czekam.
O 10 przyszedł pan (ten sam co zawsze), kazał się odnaleść na liście i podpisać, potem objaśnił zasady egzaminu i przydzielił każdego do danego egzaminatora( po dwie osoby na samochód) Mnie wypadła 12. Byłam druga w kolejności. Czekałam na zimnie. Akurat poczułam potrzebę i myslę sobie, że jak chłpaszek przede mną wyjedzie na miasto to skorzystam z okazji. Niestety. Chłpaczek nie zaliczył placyku. No i lipa.
Wsiadam do samochodu. Nie powiem, by mój egzaminator wygładał na sympatycznego, no ale cóż na to nie mamy wpływu.
Podjechaliśmy na plac, facio ustawił mi corsę w rękawie i nakazał bym przygotowała sobie samochód do jazdy.
Sprawdziłam sobie wszystkie płyny, potem światła. Był na tyle miły, że świtełko stopu i wsteczne on mi sprawdził. Ustawiłam sobie fotel, lusterka i zapiełam pasy. Jedynka, ręczny i GO! Jazda do przodu OK. Do tyłu jazda na wyczucie i liczenie pachołków drugi pół obrotu, trzeci drugie pół. Środkowy z koperty prostujemy i pilnowanie by się w niej zmieścić, bo z tym miałam problem, za wcześnie się zatrzymywałam. Spox. Rękaw zaliczony, potem górka bez najmniejszych trudności. Egzaminator się dosiadł, wskazał mi ręką bym włączył sobie światła i kazał wyjechać z pod WORDa. Trasę miałam bardzo prostą, bo tylko dwa skrzyżowania bez świateł i jedno rondo na którym zawsze jest pusto. Z zadań na mieście tylko parkowanie skośne i to w tym samym miejscu, w którym parkowałam rano z instruktorem. Nawet te same samochody stały. Podziękowania dla pana Egzaminatora za to, że robił wszystko, bym zdała. Mimo że marudził, że mogłabym jeżdzić szybciej, i że za bardzo kurczowo trzymam się przepisów, to był spoko. Ale nie stety jak poprzednio wykorzystałam okazję, to pan napisał mi na karteczce WYMUSZENIE PIERSZEŃSTWA. Tym razem wolałam nie ryzykować.
Po 40 minutach wróciłam do ośrodka. Jeszcze nie mogę uwierzyć w to, że zdałam. To prawko jest dla mnie jak trafienie szóstki w Totka, bo robię prawko od 1996 roku. Wtedy nie zdałam 3 razy i dałam sobie spokój na 10 lat, ale teraz mimo tylu porażek nie poddałam się i opłcało się.
Mam jeszcze pytanko. Czy ktoś z was wie ile się czeka w Kielcach na odbiór prawka?