Witam wszystkich. Sporo już czasu minęło od mojego egzaminu, jednak chciałem się z wami podzielić moimi wrażeniami, szczególnie ku pokrzepeniu serc tych, którzy jeszcze walczą.
Mój kurs, z różnych względów, trwał bardzo długo i egzamin zdawałem ponad rok od jego rozpoczęcia. Zdecydowałem się na osobne zdawanie teorii i praktyki, gdyż na egzamin zapisywałem się 'w ostatniej chwili' z powodu upływającego terminu ważności kursu (było już prawie pół roku od zakończenia jazd w moim ośrodku) i wolałem mieć trochę więcej czasu do egzaminu praktycznego.
Egzamin teoretyczny
Teorię zdawałem w marcu 2005 roku w tej oto sympatycznej salce egzaminacyjnej wrocławskiego WORD.
Nie miałem problemów, zdałem bezbłędnie, co w mojej osobistej opinii nie jest wielkim wyczynem gdy posiada się te testy od wielu miesięcy i wałkuje na pamięć. Mimo to 2 osoby z grupy nie zdały, jeden chłopak poprzez omyłkowe kilkukrotne naciśnięcie 'Zakończ egzamin' i potwierdzenie tego faktu (Przestroga: zakończysz egzamin, choćby pomyłkowo, to nie ma już odwrotu), drugi miał 3 błędy - zdarza się.
Zapisałem się na egzamin praktyczny na 20 maja. (żeby mieć pewność, że zdążę sobie trochę pojeździć przed samym egzamem)
Egzamin praktyczny
Zgodnie z planem przed egzaminem praktycznym zapisałem się w mojej szkole na dodatkowe 8 godzin jazdy. Wydawać się to może wiele, jednak ja rozpocząłem kurs jeszcze w zapomnianych już czasach gdy na kursie jeździło się tylko 20 godzin, więc w sumie wyjeździłem i tak tylko 28, czyli mniej niż większość z tych, którzy to czytają.
Jeździłem tuż przed samą datą egzaminu, ostatnią jazdę miałem 19 maja wieczorem. Dzięki temu na egzaminie czułem się o wiele pewniej i bardzo polecam to rozwiązanie.
Grupa egzaminacyjna liczyła 10 osób i zdawaliśmy na Pandzie.
Plac manewrowy
Pierwsza na liście była jakaś dziewczyna i ona miała zaszczyt wylosować zestaw - wypadła koperta i ruszanie pod górkę - wszyscy raczej zadowoleni przenieśliśmy się pod wiatę przy tym oto placu:
Po tym co nasłuchałem się od znajomych przed egzaminem, to byłem w panice, widziałem już w myślach egzaminatorów biegających z linijką po placu i oblewających za 1cm przekroczenia linii. Było zupełnie odwrotnie. Mimo, iż egzaminatorzy wyglądali zwyczajowo (czytaj: stare, wredne dziady) to naprawdę starali się przepchnąć ludzi przez ten egzamin, ale mimo to niektórym się nie udało.
Ponieważ mam nazwisko na literę 'W' to zdawałem jako ostatni i miałem przyjemność pooglądać wyczyny moich poprzedników, a działo się wiele. Dwie panie oblały za przekroczenie prostej ciągłej linii podczas manewru 'Prosta i łuk'. Najzwyczajniej w świecie skręcały na prostej w niewiadomym kierunku. Jedna, starsza już pani, oblała gdyż dwukrotnie zatrzymała się grubo ponad metr od linii zatrzymania na łuku, a jeszcze ktoś oblał kopertę. Egzaminatorzy przymykali oczy na zatrzymania kilka centymetrów przed linią, choć spokojnie mogli ludzi za to pooblewać, więc byłem nieco pewniejszy rozpoczynając egzamin.
Ponieważ byłem ostatni to egzaminator powiedział mi, żeby 'po egzaminie zaparkować auto na parkingu pod WORD' i od tego czasu przestał zwracać na mnie uwagę. Byłem nieco spięty i na początku nie zauważyłem nawet, że mam wrzucony ręczny, ale ponieważ egzaminator niespecjalnie na mnie patrzył to błąd ten przeszedł bez echa. 3 manewry przeszły gładko, szybko i przyjemnie, na górce stałem już właściwie sam bo egzaminator sobie poszedł, pokrzykując wcześniej, żebym nie zapomniał zaparkować auta. OK, fajnie. Spodziewałem się, że będzie o wiele gorzej. Zostało nas 6 osób i rozpoczęły się jazdy po mieście.
Jazda w ruchu drogowym
Ponieważ był majowy, wyjątkowo słoneczny dzień, to smażyliśmy się wszyscy w niemiłosiernym słońcu, w oczekiwaniu na swoją kolej jazdy. Raz wchodząc pod wiatę, raz wychodząc by zaglądać, czy przypadkiem nasza Panda już nie wraca. Trwało to nieskończenie długo, mimo iż zostało nas tylko 6 osób, więc musiałem przeczekać 5 osób. Wszyscy po kolei przede mną oblali, dwóm osobom zgasło 4x auto, kolejne dwie źle zawracały, a ostatni kolega przejechał na czerwonym. No cóż, trudno obiektywnie oceniać, czy po prostu trafiłem na tak słabą grupę, lecz niektóre błędy naprawdę nie powinny się zdarzać na egzaminie. (Szczególnie gaśnięcie. Pandy były wtedy jeszcze nowiusieńkie, naprawdę ciężko takie 'zdusić'). Jedyne co wydawało mi się ewidentną złośliwością egzaminatora było zwracanie uwagi na zapalanie świateł, mimo że był środek upalnego dnia.
Przyszła moja kolej i z jednej strony byłem ostatnim, który mógł zdać z tej grupy co - przynajmniej w moim przekonaniu - zwiększało moje szanse, z drugiej strony jednak 9 osób z rzędu polało, więc egzaminator miał raczej lekką rękę.
Wsiadłem.
Po przygotowaniu się do jazdy od razu zapaliłem te światła, gdyż poprzedni ludzie zwrócili mi uwagę, że się tego czepia (idiotyzm) i wyruszyłem. Uczciwie powiem, że Pan naprawdę postarał się, żebym zdał. Pojechaliśmy niewyobrażalnie łatwą, krótką i przyjemną trasą, na dodatek obok mojej szkoły jazdy (o tym nie mógł wiedzieć mój egzaminator, po prostu miałem szczęście) w związku z czym dobrze znałem te tereny. Dla ciekawych i znających Wrocław oto mapka mojego przejazdu:
http://skoki.risp.pl/forum/album_pic.php?pic_id=2461
Przejechałem tylko nieco ponad 5 km w dokładnie 8 minut i byłem już z powrotem na parkingu przy WORD, a egzaminator powiedział 'Ten kraj będzie miał kolejnego dobrego kierowcę', co teraz uważam za wielką przesadę, ale wtedy wydawało mi się to jedyną, słuszną prawdą :)
Właściwie przejazd miał może 3 skręty w lewo i to w bardzo bezpiecznych miejscach bez dużego ruchu, dwa razy przejazd przez torowisko tramwajowe, co we Wrocławiu jest standardem i jakieś tam zatrzymanie przed zieloną strzałką, przed wykonaniem skrętu. To były najtrudniejsze elementy, jednym słowem - piaskownica.
Suma sumarum, miałem kupę szczęścia, byłem raczej pewny siebie, szczególnie dzięki jazdom tuż przed egzaminem, a przede wszystkim od początku do końca wierzyłem, że zdam i byłem maksymalnie skupiony na osiągnięciu tego celu.
I udało się zdać za pierwszym razem :)) Czego wszystkim, którym chciało się przeczytać ten post, również serdecznie życzę.