przez piotrask » niedziela 26 lutego 2006, 19:01
Witam!
To mój pierwszy post na tym forum, choć przeglądam je od czasu, gdy zacząłem kurs :).
Wpisuję się tu, bo zadałem w końcu za czwartym razem, dopiero… Ale liczy się efekt! :)
Zadawałem w Łodzi w tamtejszym WORD.
I podejście (14.12.2006):
Teoria, bez problemów. Ale, gdy tylko wsiadłem do samochodu egzaminator, który był dość młody w porównaniu do pozostałych, przywitał mnie dość oschle, poczym pojechaliśmy na plac. Rękaw pierwsze podejście zdenerwowanie wzięło górą i potrąciłem pachołek po wyjściu z zakrętu cofając. No nic mam drugą próbę. Za drugim razem wszystko gładko, przynajmniej tak myślałem, stanąłem, egzaminator kazał wyjść i przystawił tyczkę do zderzaka… 1 cm. na linii. No trudno, w prawdzie moja wina, mógłbym zrzucić na zaparowaną szybę przy lusterku, ale nic mnie nie usprawiedliwia. I tu pierwsze zderzenie z rzeczywistością, egzaminator mógł przymknąć oko, ale tego nie zrobił, zachowywał się jak robot. No nic moja wina.
II podejście (22.12.2005):
Tym razem trafiłem na jakiegoś starszawego egzaminatora, wydał się sympatyczny. Do czasu. Plac idealnie, ale egzaminator nie patrzył zbyt uważnie. Gdy wsiadł przyczepił się dość chamsko do tego, że mam gumę w ustach, fakt też zachowałem się średnio stosownie, ale sposób w jaki zwrócił mi uwagę przekracza wszelkie pojęcie. No dobra to jedziemy na miasto ustawiłem wszystko i ruszamy. Egzaminator zaczął krzyczeć, ze źle trzymam kierownicę! Choleryk pomyślałem…. (na kursie instruktorzy mówili, że tak jest poprawnie i za trzecim razem specjalnie się spytałem egzaminatora – powiedział, ze jest OK). Na jakimś skrzyżowaniu kazał mi skręcić w lewo, jakiś samochód z naprzeciwka też skręca w lewo, ale w bramę, więc ustawił się na środku skrzyżowania i czekał, macham mu żeby jechał, ale egzaminator każe jechać, może błąd, że posłuchałem wiec skręciłem i egzaminator oznajmia, ze przejechałem za blisko niego i to było zagrożenie ruchu (pewnie jak bym wcześniej skręcił, to bym na pewno ściął zakręt…). Koniec egzaminu.
III podejście (02.02.2006):
Już po nowych zasadach. Znowu jakiś starszawy egzaminator, niski. Nauczony poprzednimi doświadczeniami wyrzuciłem gumę :D. Pokazałem, sprawdziłem światła, zapomniałem o klaksonie, na szczęście egzaminator był tak miły i mi przypomniał :). Rękaw idealnie, egzaminator wsiadł i jedziemy na górkę, o dziwo tą przeznaczoną dla kat. C. No nic, cóż mam zrobić i tak poszło bez problemów. No to, jedziemy na miasto. Tuż za bramą, mogłem już sobie zawrócić do ośrodka, zapomniałem świateł… To znaczy ja je zapaliłem, ale egzaminator wyłączył, co gorsza, jak jechaliśmy do bramy, dawał dość sugestywnie do zrozumienia, że coś jest nie tak. Głupol ze mnie.
IV podejście (22.02.2006):
Znowu to samo, idę do samochodziku nr 6. Witam się z egzaminatorem Panem Pawłem Woźniakiem, okazuje się być sympatyczny :). Jedziemy na plac, sprawdzam wszystko, teraz łuk. Przygotowałem się do jazdy, egzaminator oznajmia, że ta część kończy się płynnym ruszeniem, jeśli zrobię to OK nie będzie mnie zatrzymywał i zrobię łuk, trochę dziwnie, ale tak jest na tej karteczce w sumie. Egzaminator: „ Może Pan już ruszać?” Ja spoglądając na niego (stał przy lewej bocznej szybie) odpowiadam dziarsko „tak” i jednocześnie zapinam pasy… uff. Jak nie światła to pasy, znowu bym odwalił. Trochę się zestresowałem, ale łuk poszedł idealnie, górka, tym razem ta mniejsza, też. Wyjeżdżamy na miasto egzaminator mówi, jeszcze o zachowaniu bezpiecznego odstępu itd. Światła miałem już zapalone na placu, żeby nie zapomnieć :P. Od razu na smutnej parkowałem prostopadle, miejsca full, wiec bez żadnych problemów. Raz egzaminator kazał zawrócić na najbliższym skrzyżowaniu gdzie to będzie możliwe. Więc zacząłem się przemieszczać na lewy pas przed Telefoniczną jadąc Strykowską, dobrze, że spojrzałem na sygnalizator, bo jednak nie dało się zawrócić mimo strzałek do zawracania na jezdni… A jak bym zmienił na skrajny lewy to byłoby po ptakach, bo ciągła, już bym nie mógł zmienić pasu (zaczęłaby się ciągła). Zawróciłem na Rondzie Solidarności. W telefoniczną, tam tramwaje i itd. Wszystko szło doskonale, tylko czasami miałem takie momenty „a tam było ograniczenie czy nie, hmm… pojadę 45 km/h :D). Gdy egzaminator powiedział po 40 min., że już będziemy wracać do ośrodka, i w lewo na Rondzie Solidarności, to w sumie wiedziałem, że zdam :). Jak staliśmy w korku na Pomorskiej to sobie gadaliśmy z egzaminatorem o pierdołach, więc stres już całkowicie przeszedł. Kamera oczywiście nie działała i w dodatku cały czas pikał, bo się popsuła :P. Już ostatnia prosta na smutnej, a tu eLka jedzie bez świateł, w dodatku egzamin… Ja się zaczynam śmiać, egzaminator też. Powiedziałem mu, ze właśnie za to ostatnio oblałem :P. Powiedział „ Pan to mógł tylko na takim czymś oblać, świetnie Pan jeździ”. Po prostu jeszcze nigdy nie byłem z siebie taki dumny :D. Zapytał się jeszcze czy jeździłem tylko na kursie, oczywiście że nie, bo podginałem z mamą albo tatą po bocznych dróżkach. Jak już stanąłem powiedział, że nie ma zastrzeżeń, i że świetnie. Jeszcze uścisk dłoni i wybiegam przez bramę cały szczęśliwy :D.
Dla zainteresowanych moja trasa:
Smutna, Strykowska, Wojska Polskiego, Sporna, Strykowska (zawróciłem na rondzie), Telefoniczna, Krokusowa, Edwarda, Czechosłowacka, Małachowskiego, Konstytucyjna, Narutowicza, Uniwersytecka Jaracza, Sterlinga, Pomorska, Strykowska, Telefoniczna, Doły, Smutna.
Ogólnie egzamin trwał bardzo długo, ja miałem na 15, poczekałem ze 20 min. w poczekalni ( byłem 8/10). Wysiadłem z samochodu o 16:30.
