Relacje po egzaminie - oblane

W tym miejscu zamieszczamy posty związane z egzaminami

Moderatorzy: ella, klebek

Lublin. Vella - 2 // cz.2

Postprzez Vella » sobota 18 lutego 2006, 02:13

cd.

Ok. godz. 16 (nie wiem dokładnie która, bo nie mam siły spojrzeć na zegarek) po blisko 4 godzinach męczącego oczekiwania Vella zaczyna egzamin.
Egzaminator wskazuje mi samochód (znów Aveo), „proszę położyć torebkę na tylnym siedzeniu i otworzyć maskę”. Otwieram, oglądam sobie wnętrze, egzaminator gada sobie z kumplami. Czekam. Otwieram sobie pojemnik płynu do spryskiwaczy... yyy... nie widze płynu. Kurcze, czy on powinien być widoczny do kreski (jak w Corsie) czy jest gdzieś tam głęboko i się zbłaźnię? Powiedzieć, nie powiedzieć?
Egzaminator wraca, płynnie pokazuję co tam trzeba, brak płynu do spryskiwaczy przemilczam bo przerywa mi gdy pytam czy otworzyć ten pojemnik.

Kolej na światła.
Włączam pozycyjne, obiegam auto – świecą? Swiecą!
Włączam mijania, obiegam autko... hmm, coś "biednie" świecą...
Vella - [głupia mina]
egzaminator - nie świecą.
Vella - [sprawdza co włączyła, jest ok. Sprawdza stacyjkę - kluczyka brak]
Vella - nie świecą to zaświecą, Mogę prosić kluczyk?
egz. - [głupia mina] - no przecież jest
Vella - [twardo] - nie ma.
egz. - [nie wierzy, sięga reką do stacyjki] - no nie ma.
przeszukał wszystko, podłogę, półeczki, swoje kieszenie, dokumenty...
egz. - [patrzy na Vellę podejrzliwie]
Vella - [kuli się i stara nie powiedzieć "ależ ja nie brałam"]
egz. - hmm, to pewnie ten chłopak przed pania schował kluczyki do kieszeni...
Vella - to co teraz?
egz. - [rozgląda się rozglada, mysli intensywnie i nagle ... objawienie:
egz. - TO NIE JEST NASZ SAMOCHÓD

Nasz stał obok Też czerwony Aveo, jak wszystkie w szeregu.
Przenosimy się do sąsiedniego, sprawdzanie płynów już odpada (i problem płynu do spryskiwacza), światła idą już śpiewająco. Gdy obiegłam już auto parę razy (uwaga: awaryjne trzeba sprawdzić niezależnie od kierunkowskazów), egzaminator spytał jakie jeszcze zostały, ja bez wahania: „hamowania i cofania”, kazał więc nacisnąć hamulec, sam sprawdził żarówki, wsteczne już darował. Kazał przygotować się do jazdy, sam wrócił do kolegów.
Ustawiam się, moszczę, zagłówka oczywiście ruszyć nie mogę, poklepałam go trochę, żeby nie było, że zapomniałam (chociaż zagadany egz. i tak chyba nie patrzył).

Jedziemy na łuk. Szybko egzaminator odbiera mi kierownicę i sam prowadzi (denerwujące, tego nie lubiłam u pierwszego instruktora), a potem sam ustawia mnie w kopercie na początku łuku.
(Środkowa tyczka była odstawiona, po wjeździe w kopertę egzaminator wysiadł i postawił pachołek na miejsce.)
Jazda do przodu – banał.
Cofanie – idzie ślicznie, kręcę lewą ręką, prawa na oparciu, patrzę w tył, trzymam się prawej strony, nie spóźniam się z wyprostem kół, uff, już tylko prosta, strasznie daleko ten koniec łuku (w moim OSK był dużo krótszy bo plac kryty i na hali dłuższy tor by się nie zmieścił), więc chyba trochę przyspieszam, ale jadę równiutko, delikatnie koryguję trasę, kieruję się na środkowy pachołek, jedyna myśl to „teraz tego nie spieprzyć, tylko się dobrze zatrzymać i zrobione”...

Egzaminator coś krzyczy.
Staję.
Wysiadam.
Jechałam równiutko... dobre 20 cm za linią. :(
Jestem w szoku. Jakim cudem?
Dobrą chwilę dochodzę do siebie. Pytam „na głupa” czy można powtórzyć, ale w kopercie na początku łuku już czeka drugi samochód.
Siadam na miejsce pasażera, wracamy na parking, znana już mi „karteczka N”.
Eeech
Załamka.
Egzaminator mówi, że widać, że umiem jeździć (chyba mają ten tekst jako obowiązkowy do wygłoszenia, poprzednim razem usłyszałam to samo), i że był zdziwiony jak wyjechałam poza linię, tak dobrze mi wyszło wyjście z zakrętu.


Jeszcze oszołomiona, ale z zaciśniętymi zębami i determinacją idę się zapisać na powtórkę. Niestety, o tej porze (~16:30) bank w WORDzie już nieczynny, na kolejny egzamin znów będzie mnie musiała zapisać mamusia.


Koniec determinacji, teraz już mogę się rozkleić. Sprzątaczka dyskretnie przenosi się z mopem w drugie skrzydło korytarza.
(...)






Przez kilka dni o tym myślałam, nie mogłam zrozumieć jakim cudem znalazłam się poza linią. Jechałam tak ładnie... Byłam zła na siebie, że niepotrzebnie przyspieszyłam na prostej, chociaż to naprawdę było minimalne przyspieszenie. Co zrobiłam źle?
Drugi raz oblać na łuku. Po wyjeżdżonych 50 godzinach nauki. Masakra.
Analizowałam każdą chwilę jazdy i wreszcie uświadomiłam sobie jedno:
Nie sprawdziłam, czy egzaminator ustawił pachołek dokładnie na środku linii początkowej.
Założyłam, że tak jest, ale nie odwróciłam się by to sprawdzić, ani tym bardziej nie wysiadłam, a po niefortunnym zatrzymaniu gdy już spojrzałam w tamtą stronę to już był podstawiony nowy samochód.
Przy cofaniu orientowałam się na ten środkowy, boczne widziałam ledwo-ledwo (naprawdę, nie spodziewałam się, ze ta prosta będzie aż tak długa), skupiłam się na środkowym. To może wyjaśniać fakt, że jadąc prosto na niego pojechałam obok linii.










Taaak, to wyjątkowo wyczerpująca relacja z egzaminu,
niestety, błedy forum i limit znaków zmusiły mnie do dodania powieści w odcinkach. Sorry. Nie liczę, że ktoś to przeczyta, ale pisanie było swoistą terapią.
Coś być musi... coś być musi, do cholery, za zakrętem...
Avatar użytkownika
Vella
 
Posty: 585
Dołączył(a): środa 30 listopada 2005, 22:07
Lokalizacja: Warszawa - Lublin

Postprzez lolita » poniedziałek 20 lutego 2006, 09:43

Gdynia.
idh928aknlak0/][;sa;.'a;[12 - taka jestem wściekła.

Wpisuję się pierwszy raz chociaż mam za sobą już 3 oblane egzaminy. Opowiem o czwartym oblanym.
17.02.
O 8.00 wyruszyłam z moim instruktorem na Gdynię aby się jeszcze podszkolić. Trzy godziny jazdy i żadnego błędu na drodze. I ja i mój instruktor byliśmy pod wrażeniem (nie jeździłam prawie 4 miesiące). To mnie bardzo zmotywowało i czułam się pewniejsza.

O 14.00 rozpoczął się egzamin. Omówienie wszystkiego i na plac. Byłam druga w kolejności. I wtedy ogarnął mnie strach - instruktor zapomniał mnie pouczyć co gdzie i jak w samochodzie. Egzaminator był bardzo miły. Przytrzymał mi maskę a ja pokazywałam wszytko po kolei. Z tym nie było problemu, gorzej ze światłami. Ale zgadłam wszystko bezbłędnie. Ruszyłam na łuk. O zgrozo! Trzy rękawy jeden obok drugiego. Wjechałam. Do przodu ok, ale na wstecznym "zabiłam tyczkę" jak to określił egzaminator. I to wszystko.

Całe moje pozytywne nastawienie legło w gruzach. Teraz nie wiem, czy mam jeszcze siły na kolejne zdawanie i czy możliwości finansowe mi na to pozwolą.

Poza tym jestem zła na instruktora. Kilka razy ćwiczyłam rękaw przed egzaminem. Wychodziło mi to całkiem dobrze. Zapytałam się czy ten łuk jest taki sam jak w PORDzie w Gdyni. Odpowiedział że identyczny. Okazało się, że się mylił. Ten na egzaminie był o wiele dłuższy. Nie wiem czy mam się usprawiedliwiać. Popełniłam błąd i tyle. Klapa.
lolita
 
Posty: 7
Dołączył(a): środa 25 stycznia 2006, 09:51
Lokalizacja: Gdynia

Postprzez poweredjj » poniedziałek 20 lutego 2006, 10:46

Dzis o godz. 7:00 mialem swoj 5 egzamin w PORD'zie. Najpierw oczywiscie przemowa w pokoiku, byl tam taki strasznie zakrecony mlody koles. Zdziwilem sie ze jest egzaminatorem, nie kojarzylem go. Potem wywoluja mnie... i to jednak on (a nie "dziadki"). Usmiechniety, wesoly, mlody (czegos mu gratulowali przy drzwiach). Mowie do niego "Pan ma dzis dobry dzien, moze ja tez bede mial?:)"
Plyny swiatla, normalka. Ladny ekran LCD kamery w aucie. Prosze o wylaczenie mikrofonu. Jedziemy na luk, czekamy az sie zwolni. Pierwsza proba - zakret ladnie, ale... zatrzymanie za wczesnie. Druga proba - za pozno skret. Mimo wszystko prosze go o kontynuowanie. Facet po tym zrobil sie jakis milczacy, widac pogorszylo mu to humor (no tak, taaaaaka strata czasu bez sensu...). Gorka - 1 raz zgasniecie, 2 raz oki. Miasto - jedziemy, wszystko ladnie, tory, zakrety, przejazd kolejowy (dluuuugie oczekiwanie na otwarcie zapor). Wyjazd na glowna. Facet kaze skrecic za mostkiem (takim dla pieszych na Oruni) w lewo. Wrzucam kierunkowskaz, przyspieszam. W lusterku cienias, przyspiesza. Ja tez przyspieszam, kierunek sie pali, on zwalnia. Skrecam i... moj "kochany" egzaminator lapie za kierownice, zjezdza na bok, przerywa egzamin. Na nic moje spokojne argumenty, ze facet zwolnil ZANIM skrecilem. On wie lepiej - mowi mi dobitnie ze to bylo wymuszenie. Ok, wracamy do PORD'u.
Powiedzialem mu po drodze, ze ladny budynek sobie za nasze pieniadze postawili i ladne kamery kupili. I troche moich uwag na temat calego tego systemu, nowych zasad, zmian itd. Facet uparcie milczy (wczesniej zapytalem go czemu sie nie odzywa - on ze "nie moze").

No coz, kolejny termin pod koniec marca. Przez chwile po oblaniu chwycila mnie ochota kupienia tego durnego plastiku. Przestaje mi sie podobac ta cala "zabawa".


Oczywiscie jestem za glupi zeby wybrac to jedyne madre wyjscie. Bede dalej oblewal, chociaz WCALE nie wierze juz ze kiedykolwiek zdam ten koszmar. To NIE jest mozliwe.
11.03.2006 - moj szczesliwy dzien, 6 podejscie

:: forumowy specjalista ds. przypadkow beznadziejnych ::
Avatar użytkownika
poweredjj
 
Posty: 186
Dołączył(a): piątek 25 listopada 2005, 12:46
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez jedrek » wtorek 21 lutego 2006, 23:24

Poznań
no i djupa blada.
Pierwszy egzamin w zyciu oblany za wyjatkiem teoretycznego 0 bledow.Polowa z 12 osob nie zdala :shock:
Wychodze do poczekalni,zanim mnie zawezwali do samochodu bylo juz ciemno.
Co i jak pod maska pokazane bezblednie,ale o swiatlach dziadek zapomnial.
I zaczynamy,luk idealnie (najbardziej sie go balem,ale na jazdach sobie doszlifowalem)jednak za drugim razem z bradzo glupiego powodu - zapomnialem zapiac pasow :lol:
Na szczescie te 2 proby byly tak jak to okreslil egzaminator bardzo ladne.
Ja tu podradowany lukiem kolej na gorke i tutaj zakonczyla sie przygoda.Po prostu za szybko zwolnilem sprzeglo w stosunku do gazu i tak tez za drugim razem.
Poprzednimi eLkami jezdzilem i tam sprzeglo bralo pod koniec,ale niestety tutaj jak dla mnie samochod byl "za nowy" (4 tys przebiegu) i mi gasl.
Na miescie wszystko dobrze (tylko 15 minut jazdy) i powiedzial ze gdyby nie ta gorka to by mi chetnie zaliczyl.
Jutro jade ustalic nowy termin,ale jak sobie mysle ze znow czekac bedzie trzeba miesiac to mnie krew zalewa. :evil:
21.02.2006 godz. 16.00-pierwszy egzamin na prawko B i oblany na wzniesieniu.
27.03.2006 godz. 8.00-drugi egzamin i zdany bezbłędnie :D
5.04.2006 prawko odebrane
Pierwszy w zyciu wlasny samochod - Datsun (Nissan :D) Sunny 1.7D
jedrek
 
Posty: 20
Dołączył(a): niedziela 29 stycznia 2006, 19:01
Lokalizacja: Poznan

Postprzez WinterX » piątek 24 lutego 2006, 14:10

Oblany, już 4 raz.

Szlag mnie trafia co to się teraz wyprawia, przecież to jest jawne okradanie!

Dzisiaj jadę na egzamin (30 km od Rzeszowa), dostaję gościa po 40-stce, niby fajny, w mojej grupie są 3 osoby - jedna zdała, druga na środku placu się zatrzymała. Moja wersja jest taka, że kazał mi pokazać płyny i światła, ok, jadę na placyk, jadę do przodu, zatrzymuję się, gość pokazuje, by jechać do tyłu, patrzę za prawe ramię, jadę jadę i cieszę się jak to łatwo wychodzi (pierwszy raz robiłem ezgamin na nowych zasadach i pierwszy raz robiłem łuk za pomocą prawego ramienia i wyszedł bez problemu - to się robi na wyczucie, a nie żadne pachołki czy inne, to jedynie przeszkadza.
Jadę do końca i zatrzymuję się w kopercie i cieszę michę - zaraz góreczka i na miasto, może dzisiaj się uda, bo czekałem tak długo, a już nie mam sił psychicznych i pieniędzy przede wszystkim.
Gość podchodzi do samochodu, myślę wsiadnie, robimy pod górkę i jedziemy na miasteczko, a tu taki dialog jak wsiadł:
E - "Czemu Pan taki zestresowany"
JA - "A jak się tu nie stresować, zdaję już 4 raz i nie mam siły"
E - "Nie ma powodu do stresu"
Zaczyna kartkę wypisywać, myślę sobie co jest do cholery, przecież zaliczyłem i nie przejechałem linii na 1000000%, a ni pachołka nie walnąłem.
E - "Wie Pan, że ma Pan 6 miesięcy ważności egzaminu?"
E - "Który raz Pan zdaje"
E - "Wie Pan jaki Pan błąd popełnił? Chyba Pan doskonale wie, czy jest Panu żal?"
JA - "Żadnego błędu przecież nie zrobiłem, przejechałem plac bezbłędnie. Żal mam co do obchodzenia się z ludźmi na egzaminach"
JA - "A czemu nie można robić drugi raz manerwu na placu, nikt nie poinformował o tym"
E - "Takie są zmiany"

Czy to nie dziwne? Pierwsze słyszę by można było robić tylko raz manewr, wokoło wszyscy robili tak samo, a jedna panienka robiła powtórkę 2 razy! Co jest do cholery, po co taka ustawa jak w każdym WORDzie są inne zasady? Ja już nie wiem co mam robić, gość mi powiedział, że w kopercie zaparkowałem nieco za daleko od środka - ciekaw jestem jak to możliwe, byłem dokładnie w środku, kopera jest 2 razy większa od samochodu (swoją drogą to plac nie został powiększony o 0,5 m, a o 20 cm). Po tym zdarzeniu zrobiło mi się niedobrze jak można ludzi robić tak w ch***, sorry za przeklinanie, ale ja nie wiem co mam robić. Zamierzam przepisać się do Krosna, tam jest podobno o wiele większa frekwencja na zdawanie i 2 tyg. się tylko czeka na egzamin (w Rzeszowie ponad miesiąc).

Załamka, najgorsze, że nie mam pieniędzy, jestem biedny, wyczerpany i zestresowany, czemu inni moi znajomi zdają i mają się za lepszych kierowców, a ja nie mogę pokazać jak jeżdżę? Wiem jak jeżdżę i uważam, że bardzo dobrze jeżdżę, ale głupie przepisy na placu utrudniają zrobienie czegokolwiek, w końcu oni muszą wziąść te 114 zł za egzamin i jeszcze wolą na benzynie zaoszczędzić.

Swoją drogą, jeśli nie zaliczyłem wg egzaminatora placyku to czy mam prawo pojechać na miasto?
Avatar użytkownika
WinterX
 
Posty: 54
Dołączył(a): środa 26 października 2005, 21:35

Postprzez charlotta_lotta » piątek 24 lutego 2006, 20:47

Kraków

Niestety muszę dołączyć do Waszego grona tutaj...
Ale na 11 marca mam drugi termin - będzie dobrze. :) Wierze.. i bardzo chcę.

Do egzaminu podchodziłam w słynnym krakowskim mordzie.
Najpierw teoria o 11:30. Bardzo miły i śmieszny Pan wszystko po kolei objaśnił... Nie ukrywam, że się denerwowałam ;-) ... dziwne.. bardziej niż przed praktycznym. Ale tak to jest jak czlowiek nie jest pewien tego co umie.. ja nie byłam, bo b.mało robiłam testów ;-) Ale na egzaminie nikt mnie nie poganiał... sprawdziłam wszystko i było ok. - 0 błędów.


Na placu zaczęłam o 13:03 ;-)

Pan A.B. zapytał na początku jak samopoczucie... :) Starał się rozładować atmosfere, ale czuć było nerwy ;-) u mnie rzecz jasna :D Ale nie był to paralizujacy stres...

Na początku - Płyny.
Wszystko pokazałam jak trzeba... tylko mi zamiast pokazac miejsca gdzie sie uzupelnia płyn chłodnicy, kazał pokazać
chłodnicę... dobrze, że wiedziałam, gdzie to ;p

Światła.
- Proszę włączyć prawy kierunkowskaz i światła mijania.
- Lewy + długie...
- Awaryjne i przeciwmgielne...

no...


Łuk zrobiłam.. ale po drugiej probie.. zapierwszym razem za mocno skręciłam i nie stałam dokladnie prosto w koperie;)
pozniej przy wyjezdzie jechalam prosto na slupek.. wiedzialam ze nic dobrego z tego wyjsc nie moze i 'wzielam' druga probe.
I już było ok.. :) idealnie wręcz.

Stałam na początku łuku, eg.mi mówi proszę pojechać do przodu ... hm.. mysle sobie "ale gdzie?" no cóż jadę... wyjechałam z
łuku.. i on pokazuje 'dalej' no to jadę...
zatrzymałam się po prawej i stoję.. czekam na niego..
wsiada do samochodu "No co Pani myśli, czy ja będę biegał za Panią? " ekhm..

Pojechaliśmy na górkę... spoko zaliczone.

No to jedziemy na miasto ;-)
Z koszykarskiej, w lewo. Pózniej prawo. Jeszcze jakieś skrzyżowanko.... i Grzegórzeckie...

I tu poległa. Choćznam to rondo b. dobrze... Ale.. wszystko się zaczęło, że nie potrzebnie na nie wjechałam.... :( Był duży ruch i ja wieżdżajac z Al.Pokoju 'nie zmieściłam się' na rondzie... miałam skręcić w lewo, na kotlarski most. A gdzie tu myslec. o tym zeby zmienić pas na właściwy do jazdy na wprost :(
Wiedziałam, że jak nie zrobie czegoś to zaraz mnie obleje za stanie na torach. A coś się rozkraczyło na środku chyba.. zakorkowało się. Wystawilam migacz w prawo.. zmieniłam pas... a on ... po heblach ;D ciągła.. wymuszenie pierwszeństwa.. dziękuję ;D Ciągłej nie ma bo zmazana..;)


ehhh... Dziś ustaliłam nowy termin na Koszykarskiej - 11 marca.

Bardzo chcę mieć to już za sobą. Baaardzo... :(
It's comming...
Koszykarska, 21 luty godzina 11:30... :D
Pierwszy i nie ostatni raz... (Teo.+)
II proba - 11 marca...
charlotta_lotta
 
Posty: 8
Dołączył(a): wtorek 31 stycznia 2006, 18:43
Lokalizacja: z ... Krakowa :)

Postprzez tzubasa » sobota 25 lutego 2006, 17:29

moj pierwszy egzamin mial miejsce 21.02.06 w Bytomiu

po zdanym egzaminie teoretycznym udalem sie z egzaminatorem na plac. plyny i swiatla zaliczone. luk zaliczylem za drugim razem. za pierwszym za wczesnie sie zatrzymalem, az sam bylem zaskoczony jak moglem sie zatrzymac. gorke zaliczylem.

przed wyjazdem na miasto egzaminator sie mnie spytal czy jestem gotowy do jazdy, odpowiedzialem ze tak, a on no to ruszamy. po okolo 200m kazal mi zjechac na stacje benzynowa i sie zatrzymac. tam mnie uswiadomil w tym ze nie mialem wlaczonych swiatel mijania tylko pozycyjne. na tym zakonczyl sie moj egzamin. powiem tyle ze swiatla mijania sobie wlaczylem na placu ale egzaminator kazal; mi je zmienic na pozycyjne, a przed wyjazdem na miasto o tym zapomnialem ..

drugi egzamin 16.03.06
tzubasa
 
Posty: 2
Dołączył(a): sobota 25 lutego 2006, 17:23
Lokalizacja: Bytom

Postprzez twrzes » poniedziałek 27 lutego 2006, 15:06

Niestety, wpisuję się w tym temacie ;(((
Zdawałem w WORD Poznań o godz. 8:00. Teoria poszła gładko i o 8:20 było już po.

Potem przyszedł po mnie i dwóch innych facetów miły egzaminator i przeszliśmy do sprawdzania płynów i świateł (miałem wskazać wlew płynu do spryskiwaczy i światła awaryjne).

Następnie zaczęła się najgorsza część egzaminu, czyli oczekiwanie na swoją kolej. Jako że mam nazwisko na literę 'W', to czekałem aż do godz. 10:15, zanim nadeszła moja kolej. Ustawienie wszystkiego i jedziemy. Łuk poszedł idealnie, mimo że słońce odbijało się od asfaltu i nic nie było widać, nawet liniii ;>. Potem górka i jedziemy.

Przy wyjeździe z ośrodka popełniłem pierwszy błąd, mianowicie wjechałem na przeciwny pas ruchu (zmyliło mnie to, że prawy pas ruchu jest wyraźnie mniejszy od lewego - uważajcie na to!). Na szczęście nic nie jechało i egzaminator nie przerwał egzaminu.

Pojeździliśmy z 5 minut i padło magiczne hasło - na najbliższym skrzyżowaniu zawracamy. No to OK, skręcam w lewo, przepuszczam jadących z naprzeciwka, ostatni rzut oka i skręcam. Nagla niewiadomo skąd wyjechało mi czarne BMW i zaczęło wpychać się przede mnie. Chciałem dać po hamulcach, ale egzaminator był troszeczkę szybszy :/ Wynik egzaminu negatywny ;(

Ogólnie egzaminatora oceniam bardzo pozytywnie. To chyba po prostu ja nie nadaję się na kierowcę :(. No nic, następny egzamin 29 marca, zobaczymy jak będzie...

Pozdrawiam i życzę szczęścia (mnie niestety zabrakło)
Tomasz Wrzesiński
8.05.2006r. - WORD POZNAŃ podejście nr 3
ZDANE!!!!!! Tylko samochodu brak... ;(
twrzes
 
Posty: 2
Dołączył(a): sobota 18 lutego 2006, 16:53
Lokalizacja: Poznań

Postprzez ma_rcin » czwartek 02 marca 2006, 18:18

Witam wszystkich serdecznie!

Debiutuję na tym forum, a oto moja historia:

Zdawałem dziś praktyczny na Bemowie. Plac poszedł OK, chociaż bez fajerwerków (wjazdy na łuk i na górkę nie były zbyt stylowe, ale same manewry OK). No i wyjazd z ośrodka, pierwsze polecenie - wyjechać w lewo, i na skrzyżowaniu z Powstańców też w lewo.

Ustawiam się wygodnie na środkowym pasie (pas do skrętu w lewo)... i co widzę? Pasy trzy, a sygnalizatory cztery, dwa kierunkowe (S-3, strzałka w lewo) i dwa okrągłe..., nad moim pasem raczej wisi okrągły (choć nie centralnie). Okrągłe - zielone, kierunkowy - czerwony. Oczywiście ruszam... i koniec :(

Komuś nie chciało się porządnie powiesić sygnalizatorów nad odpowiednimi pasami. Ciekawe, że właśnie na skrzyżowaniu najbliżej WORD-u. Na tym samym skrzyżowaniu (z innej strony) jest też inne kuriozum - sygnalizator S-3 do skrętu w lewo i zawracania, chyba jedyny w Warszawie, nie widziałem takiego w żadnych wykazach znaków drogowych...

Jak myślicie, czy to przypadek, że skrzyżowanie najbliżej Ośrodka jest tak myląco oznaczone?

Repetuję 27.III., tym razem mam nadzieję dojechać przynajmniej 1 skrzyżowanie dalej ;)

-Marcin
WORD Bemowo, teoria 20.II.2006 :), praktyka 2.III. :(, 27.III.???
ma_rcin
 
Posty: 1
Dołączył(a): czwartek 02 marca 2006, 17:58

Postprzez jagus » piątek 03 marca 2006, 16:58

Łomża, godz 9.00 testy bezbłędnie, miły egzaminator, ostatnia w kolejce na placu... maska, światełka, przygotowanie do jazdy zaliczone... no i na tyum sie skonczylo a dokladniej na luku... chcialam chociaz zaliczyc ten glupi luk, bo jakies tam szanse zawsze byly na miescie.. w tamtej chwili odechcialo mi sie wszystkiego... tego prawka, ale postanowilam walczyc :)
jagus
 
Posty: 2
Dołączył(a): czwartek 09 lutego 2006, 19:16
Lokalizacja: mazury

Postprzez Bart0sz_ » poniedziałek 06 marca 2006, 13:13

No to moja historia zaczeła sie o 7:30 w Dąbrowie Górniczej, wchodze do sali egzaminator wszystko tlumaczy co i jak... po 15 min tłumaczenie zabrałem sie za test, ktory zakończylem po 4 min. Wynik pozytywny 0/18. Wyszedłem z sali siedze i obserwuje co i jak na placu. Po 2h zostalem poproszony... Wyszedłem na plac sprawdzilem/pokazalem co i jak pod maska, nastepnie pokazanie świteł. Po chwili usłyszalem prosze sie przygotować do jazdy, no to ustawiam fotel, lusterka, zagłowki, zapinam pas i jazda na łuk. Łuk poszedł za pierwszym razem dobrze. Nastepnie egzaminator wsiad do samochodu i kazał pojechac na wzniesienie. Tam również nie mialem problemów, gdzie usłyszalem po tym prosze jedziemy na miasto. No to ja zadowolony najtrudniesz za mna. Wyjeźdzam z ośrodka jedziemy i po 5 = 10 min wracalem do ośrodka. Popełnilem nie stety głupie błedy.
Mysle ze przy ponownym bedzie lepiej !
Dobra rada ! Nie ma co sie stresować to wyjdzie wszystko po mysli...
Bart0sz_
 
Posty: 23
Dołączył(a): piątek 02 grudnia 2005, 21:42
Lokalizacja: Sosnowiec

Postprzez amdziata » poniedziałek 06 marca 2006, 15:44

Mogłabym zacytować Bart0sza_ dokładnie tak samo miałam, tylko wszystko robiłam pierwsza.Z testów też pierwsza wyszłam i zaliczyłam bezbłednie. Ale to cholerne miasto i ten skurczybyk-stres! Takie głupie błędy, jakich nawet na kursie nie popełniałam. No trudno, następny (drugi) egzamin 12 kwietnia. Ale ten już zdam na pewno!!
amdziata
 
Posty: 2
Dołączył(a): poniedziałek 06 marca 2006, 06:57

Vella - trzecie podejście.

Postprzez Vella » wtorek 07 marca 2006, 14:05

Word Lublin, 6 marca,
trzecie podejście.

Na porannej jeździe wszystko było super, na mieście czułam sie pewnie i swobodnie, nawet ten koszmarny łuk wychodził 10/10.

W WORDzie wszystko ok, odprawa bardzo ciekawa, a tym razem spędziłam w poczekalni raptem półtorej godziny :!:
Jakiś starszy egzaminator przyszedł i wywołał mnie nagle, jakby poza kolejką, bo moją listę "obrabiał" inny pan.

Sprawdzanie tego co pod maską bez problemów, schody zaczęły się przy światłach.
Pozycyjne, mijania, drogowe, przeciwmgielne...
ups, przeciwmgielne nie świecą. :shock:
No i tu się zaczęło. Egzaminator stwierdził, ze nie właczyłam światła, to wcisnęłam jeszcze raz. Zaczął sugerować, ze nie wiem czym się włącza (tam na desce z prawej ma pani czerwony przycisk, a nie, zaraz, to czarny, no proszę włączyć wreszcie), to na jego oczach wdusiłam kilka razy. Nic.
Przyczepił się, że nie umiem obsługiwać świateł, że mam kluczyk przekręcić...
(jakby kluczyk nie był przekręcony to przecież w Aveo ani mijania ani drogowe by nie świeciły, a sprawdzałam je chwilę wcześniej).
Z paniki już zaczęłam gasić i uruchamiać silnik, zaczęłam lekko głupieć.
Egzaminator wsiadł i mi zademonstrował jak się włącza światła przeciwmgielne. "A teraz widzi pani jak świecą?"
Wsadziłam oko w reflektor, osłoniłam reką, bo może w słońcu nie widać... Nic.
Zgodzilismy się wreszcie, że przepaliła się żarówka :)

Ruszanie z miejsca płynne, chociaż po tych światłach ręce mi mocno drżą na kierownicy. Egzaminator się z tego śmieje.

Jedziemy na łuk. Tym razem sama wjechałam w stanowisko, chwila strachu bo jechałam pod kątem 90 stopni, wyszło mi jakby parkowanie prostopadłe przodem, ale idealnie, więc humor się poprawił.
Łuk przejechałam idealnie! Tam-ta-ram :!:
Egzaminator wsiadł i pojechalismy na górkę. Zaczął mówić jakie mam szczęście, ze trafiłam na niego, bo "on na pierdoły nie zwraca uwagi i drobiazgów się nie czepia.
Przez chwilę poczułam się jakby mi chciał powiedzieć, ze łuk schrzaniłam a on przymknął oko :/
Górka idealnie.

Miasto. Na początku idzie dobrze, chociaż egzaminator przyczepił się że przepuszczam pieszych. Miał też zastrzeżenia co do płynności jazdy.
Sama juz nie wiem co się działo później, pogubiłam kolejność zdarzeń, zdaje się, ze wtedy zawróciłam zamiast skręcić w lewo, czy coś, w kazdym razie dogryzanie zmieniło sie we wrzask.
Zatrzymalismy się, nakrzyczał na mnie, nakrzyczał. Myślałam, ze już przesiadka, ale pojechalismy dalej.
Może niepotrzebnie powiedziałam, żeby się tak nie unosił, powiedziałam, ze nie ma potrzeby krzyczeć...
Czepiał się. Naprawdę się czepiał. Cały czas powtarzał jaki to on jest dobry i jakie mam szczęscie, ze jeszcze jadę.

Parkowanie, powiedział "proszę TU zaparkować", a tuz przed nami była wnęka miedzy samochodami. Zabieram się do zaparkowania, przerwał mi "czy pani sobie wyobraża, ze się tu zmieści?". Chyba bym się zmiesciła, ale nie zamierzałam się upierać, kazał jechać dalej i znaleźc miejsce. Wypatrzyłam coś z lewej, zapytałam, zgodził się i zaparkowałam.
Wjechałam z duszą na ramieniu, ale idealnie. A on tym swoim tonem pt."widzisz kretynko co narobiłaś" kazał wysiąść i sprawdzić czy aby na pewno równo stoję. Jeszcze mnie ochrzanił jak otwierałam drzwi po swojej stronie, żebym uważała i strasznie zły był jak mu udowodniłam, że mogę je swobodnie otworzyć i do drugiego auta mam jeszcze zapasik. A parkowanie było naprawdę dobre - z mojej strony równiutko, z jego strony stał samochód, który był zaparkowany ukośnie, więc mój nie był równolegle do tamtego. Wsiadłam, powiedziałam, niechętnie przytaknął tak jakby od początku chciał mi powiedzieć cos takiego: "wiedziałem, ze dobrze, ale chciałem, zeby pani sama się przekonała jak ładnie".
A potem ochrzanił, że pytam w którą stronę mam wyjechać, czy jedziemy dalej w prawo czy w lewo. Tak jakby było absolutnie oczywiste, że wracamy tą samą drogą.

Miał pretensje do mnie, że jadę za szybko: było ograniczenie do 40, obowiązujące na przestrzeni kilkudziesięciu metrów i zaraz potem znów zwiększenie do 70. Wyhamowałam przed tym znakiem ograniczenia do 43-42 km/h i z taka prędkością wjechałam za znak, dopiero chwilke potem wyrównując do 40 (żeby przyspieszyć dopiero potem jak już wjadę w strefę 70 km/h) - ale i ta chwila wystarczyła, zeby mnie ostro ochrzanił za zbyt szybką jazdę. "Ślepa jest pani, nie widziała pani znaku, tam było ograniczenie, nie można jechać tak szybko. Błąd!"

Trudno się jechało, dogryzał co chwilę a ja coraz bardziej się gubiłam. Popełniałam głupie błędy, a to za długo na jedynce jechałam, a to zapomniałam kierunkowskazu przy zjeździe z ronda. Cały czas się telepałam
a on powtarzał jaki jest dla mnie dobry, jakie mam szczęscie, ze nadal jadę, jak nadużywam jego cierpliwości...


No cóz, kierowca musi mieć silne nerwy, a mnie tej odporności zabrakło. Pogubiłam się kompletnie, straciłam orientację, aż się dziwię, że oblalam ostatecznie za to, ze przejechałam na czerwonym tylko kawałeczek za sygnalizator a nie że władowałam się np. pod tira, albo rozjechałam pieszego. Cud, ze jeszcze jakieś resztki rozsądku mi zostały...

To był pierwszy egzamin na miescie, następnym razem bedę wiedzieć czego się spodziewać i lepiej się przygotuję. Także psychicznie.
I tak mam satysfakcję, ze zaliczyłam łuk - moją piętę achillesową.
Coś być musi... coś być musi, do cholery, za zakrętem...
Avatar użytkownika
Vella
 
Posty: 585
Dołączył(a): środa 30 listopada 2005, 22:07
Lokalizacja: Warszawa - Lublin

Postprzez bodek541 » wtorek 07 marca 2006, 15:11

Vella przykro mi ale on chyba chciał Cie wyprowadzić z równowagi.Jak widze jak instruktor pod moim blokiem stawia auto to sie wyciska z nich,zresztą wszyscy tak stają.Mam nadzieje,że uodpornisz sie na krzyki,żeby ze zdenerwowania nie popełnić błedów i zdać.Wierze w Ciebie
NIGDY NIE KŁÓĆ SIE Z IDIOTAMI....SPROWADZĄ CIE DO SWOJEGO POZIOMU I POKONAJĄ DOŚWIADCZENIEM..
bodek541
 
Posty: 607
Dołączył(a): sobota 26 czerwca 2004, 18:59
Lokalizacja: Częstochowa

Postprzez Vella » wtorek 07 marca 2006, 15:36

Dziękuję Bodku.

Mama mówi, że to może nie było celowe zachowanie upupiające. To mógł być człowiek, który nie zdaje sobie sprawy z tego jakim tonem mówi. Taki charakter. A ja wymiekłam, niestety.
Przeprosił mnie po jeździe...

no cóż, następnym razem będę bardziej twarda.


A na pociechę kupiłam sobie nową torebkę ;P :lol2:
Coś być musi... coś być musi, do cholery, za zakrętem...
Avatar użytkownika
Vella
 
Posty: 585
Dołączył(a): środa 30 listopada 2005, 22:07
Lokalizacja: Warszawa - Lublin

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Egzamin na prawo jazdy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 21 gości