przez Wiedźma » wtorek 25 stycznia 2005, 12:59
Tak sobie podczytuje to forum od jakiegos czasu. Bardzo fajne miejsce :))
A co do egzaminu, to 29.12.2004 zdałam wreszcie za czwartym razem. Chyba nigdy w życiu się tak nie cieszyłam, zwłaszcza, że ostatnio wszyscy mi powtarzali, że "do trzech razy sztuka", a mi sie znowu nie udało.
Zdawałam w Jeleniej Górze, trzy razy trafiłam na legendarnych najgorszych w ośrodku egzaminatorów i nawet nie udało mi się wyjechać z placu (1-na prostopadlym przodem, 2-na skosie, 3-na łuku, a więc tendencja fatalna). Więc sami rozumiecie - załamka. Przez chwile nawet chcaiłam dac sobie spokój - tyle kasy już na to poszło... Że nie wspomnę o tym, że myslałam i o "daniu w łapę" egzaminatorowi :// Na szczęście załamanie trwalo krótko.
Przed czwartym egzaminem wykupiłam sobie 2 godzinki placu, bo i tak nie wierzyłam, że mi się uda wyjechać na miasto. W ogóle nie wierzyłam, że mi się uda krótko mówiąc.
Egzamin na 8:00. Od początku wszystko wyglądało optymistycznie (ale ja twardo byłam sceptyczna).
Po pierwsze świetna pogoda na miasto - deszcz, snieg, wiatr, zimno i ogolnie bleee (ale ja pzreciez nie wierzyłam, że na to miasto wyjadę).
Po drugie - egzaminator Ludzki Człowiek (ale przecież jak obleje na łuku to mi to nie pomoże).
Po trzecie fajny zestaw na placu - skos i zatoczka 9ale co tam, pzreciez już raz skos udało mis ię oblać).
No ale nic - okazuje sie, że wszyscy ludzie pzrede mną zdają (coż, ja będę pierwsza, która obleje). W końcu jedna dziewczyna oblewa (o, nie będe sama).
Moja kolej. Wsiadam do auta. Spoko, nic mi sie nie tzręsie - może dlatego, że się naćpałam Persenu. Łuk do pzrodu - zatrzymanie za daleko od lini. Druga próba - to samo. I tu właczył się instynkt - Wiedźma składa ręce jak do modlitwy w błagalnym gescie do pana egzaminatora. On: "Dobra, nie widziałem tego, ale więcej nie podaruję!" Ufff... - reszta manewrów. bezbłednie i za pierwszym razem. W sumie z tej grupy (16 osób) oblało plac chyba trzy. Jak na zwyczaje tego osrodka - fantastycznie. W jednej grupie plac zaliczyła tylko jedna osoba.
Miasto bylo spoko. 15 minut - jakies zawracanie, tory kolejowe, ze dwa skrzyzowania ze światlami. Egzaminator w ogóle się nie odzywał, to ja próbowałam cos tam zagadac, ale z marnym skutkiem. Powrót do ośrodka - "Sama wiesz, co potrafisz" - powiedział mi egzaminator. Podziekowałam, zwłaszcza za łuk na placu i wyfrunęlam z auta :D
A wczoraj odebrałam prawko :)) Na razie nie bardzo mam czym jeżdzic, ale i tak jest ok :))
Teraz myśle, ze gdybym podpłaciła, to nie czułabym się z tym dobrze, a prawko nie cieszyloby mnie nalezycie. Owszem, egzaminator podarwał mi ten łuk, ale mysle, że gdybym jeszcze zrobiła jakiś bład, to by mi już nie podarował - jak glosi fama człowiek ten jest sprawiedliwy, nie czepia sie, ale jednak tzreba u niego jeździć dobrze.
Wszystkim, którzy egzamin mają jeszcze pzred sobą zyczę powodzenia i życzę trafienia na przyjaznego i sympatycznego egzaminatora, bo to jest naprawdę wazne.