przez GK » środa 18 października 2006, 16:19
MORD Kraków 18.10.2006r
Dodz. 10:30, 1. podejście, kat. B
Przejdę od razu do konkretów ;-) Teorię zaliczyłem na maxa, więc trochę zeszło ze mnie negatywnych stresowych emocji. Potem czekałem jakieś 1.5 - 2 godziny na swoją kolejkę, zszedłem do bufetu w tym czasie, aby skonsumować zapiekankę, która okazał się najgorszą zapiekanką z tych, które jadłem (nie polecam!).
Aha, miały być konkrety :D No więc w końcu wyczytano wyraźnie moje nazwisko, wychodze z bufetu i prawie się zderzyłem z moim egzaminatorem. Nie pamiętam nazwiska, w każdym razie jakieś 50 lat na pewno miał i chyba niezbyt udany dzień, co zresztą potwierdziło się w czasie jazd. Powiedział abym podszedł pod placyk, on wsiadł do samochodu (nr 15) i podjechał przed kopertę. Załatwiliśmy formalności, po czym kazał mi otworzyć maskę i wskazać, co mnie zdziwiło, jedynie te "elementy", które kontrolują przeróżne płyny. Chłodnica, filtr, silnik go nie interesowało. Potem kazał sprawdzić światła, posprawdzałem co się da, no i ok wszystko - wsiadam do samochodu i mówi żebym jechał. No to jadę... i wjechałem idealnie :-) To mnie trochę podniosło na duchu, ale najgorsze przede mną - jazda do tyłu. Wg wyuczonego wzoru (gdy pierwszy słupek znajdzie się w połowie samochodu zrobić pełny obrót w prawo, a potem dokręcać - zadziałało. Stanąłem na samym środeczku.
Potem pojechaliśmy pod górkę, ale podczas tej drogi taki byłem zestresowany, że omal nie walnąłem w słupek, to o npowiedział "No ja nie wiem..." czy coś w tym stylu, w każdym razie byłem już nieco poruszony. Wjechaliśmy pod górkę, chciałem ruszyć i... bach, zgasł. On mówi: "Spokojnie, prosze się przygotować, mamy czas." Za drugim razem poszło gładziutko, wyjechaliśmy więc na miasto. Co ja mogę napisać... nie udało mi się wyluzować za bardzo, za duża presja, ale jechałem ostrożnie z zachowaniem tych wszystkich zasad (ludzie, patrzcie w lusterka przy manewrach, bo widziałem że gościu patrzył czy JA patrzę ;P przy każdym skręcie).
Co było dalej - pojechaliśmy i gdybym miał się ocenić to dałbym sobie 3+/6. Miałem trochę problemów z wyczuciem samochodu, sprzegło strasznie rwało w porównaniu do Aveo z mojego OSK, więc zgasł mi parę razy. W każdym razie jechałem bardzo skoncentrowany słuchajac poleceń i przyjmując ewentualne zastrzeżenia tylko skinieniem głowy. Głoś gościa był tak pretensjonalny, że ledwo wytrzymywałem niektóre uwagi, ale na szczęście zachowałem zimną krew i postanowiłem nie wyrzucać go jednak z samochodu (hehe) ;P;P
Jeździłem jakieś 50 minut, po jakichś totalnych chaszach, których na oczy nie widziałem, miejsca, których chyba na mapie Krakowa nie ma, no ale powiem, że bło mi to na rękę, ominęły mnie te najbardziej przerąbane krakowskie ronda, agrafki, przełączki, itp. No i korki też, dosć duży plus.
Nagle się zorientowałem, że jadę do MORDu z powrotem i myślę "Kurde, po 20 minutach?:/" Załamałem się totalnie, myśląc, że mnie oblał. Tyle przynajmniej, że sam sobie dojechałem do ośrodka (ponzije ise okazalo ze doznalem kompresji czasu ;P to nie bylo 20 minut tylko 50, po prostu przez te nerwy czas szybko zlecial). Zaparkowałem, wyszliśmy z samochodu a on zaczał znowu narzekać, że jeżdżę jak siedemdziesięcioletni dziadek, że nie mam smykałki, aha, i że jeżdżę tylko po to, żeby się koła kręciły, bo tak wypada. No i ja pomyślałem: "Aha, to <&%#$@>... :/" a on dalej wykladal swoje no i w koncu "Ja to panu zaliczę, ale musi pan jeszcze troche popracowac" to ja wtedy rzucilem skwapliwie "Oj tak, oczywiscie, naturalnie, no pewnie", ale do mnie do konca to nie dotarlo, wiec spytalem jeszcze raz "Czyli zaliczone" a on machnął ręką i "Powiedziałem już".
Okropnie nieprzyjemny czlowiek, ale szczerze mowiac nawet mu jestem wdzieczny za te uwagi i teksty, bo to mnie motywowalo do wiekszej koncentracji na drodze. Moi rodzice akurat mnie odwieźli do MORDa, wiec czekali na wynik mojego egzaminu no i gadali z babką z bufetu to podobno widząc kto mnie odprowadza do auta mowila "O rany, gorzej nie mogł syn wylosować" ;P
Eh. Oszolomiony podszedlem do rodzicow i sie pytaja "No i jak, zdales?" a ja mowie "Eee... nie weim :|" Oszolomiony za bardzo bylem, i zpoamnialem co gosicu do mnie mowil. Ale pozniej ktos mi powiedzial w informacji, ze skoro nie dostalem zadnej karteczki to znaczy ze zdałem ;P
Eh, uf... bylo ciezko, nie powiem. Moje rady dla tych, którzy maja egzamin przed sobą? Hmmm...
1) Patrzcie w te lusterka, choćby nic za Wami nie jechalo. Bardzo ważne.
2) Wyprzedzajcie rowerzystow jesli tylko mozna, bo Was obleje. Ja troche zamarudzilem i sie strasznie o to wkurzal. To samo z ciezarowkami.
3) Dynamika jazdy - podstawa. U mnie byly braki, dlatego gosicu ciagle i ciagle o tym mowil.
4) Szacunek dla pieszych ;P
5) Nie okazujcie emocji, bo Was zniszczą. Kamienne oblicze to najlepsze wyjscie :/ chyba ze egzaminatora macie jakeigos fajnego, bo ten moj to chyba mi zyczyl zeby jakiś tir mi sprasowal auto i wyszlo tym samym , ze nie umiem jezdzic ;p Ale jestem z siebie zadowolony, bo nie zrobilem zadnego krytycznego bledu, ktory by sie konczyl np. przesiadka, wiec jezdzilem bezpiecznie :-)
A egzaminatorowi półoficjalnie dziękuję, bo wiem, że nie bylo idealnie, ale mimo to dal mi szanse :-)