przez misiek512 » poniedziałek 21 sierpnia 2006, 10:50
WORD Łódź
Godzina 16.00. - egzamin praktyczny (teorię zdałem wcześniej). Poprosili nas do jednego pomieszczenia. Egzaminator powiedział co i jak. Później po kolei wyczytywano nazwiska i numer autka. Wsiadłem do samochodu, egzaminator zawiózł mnie na łuk. Egzaminator wydawał się dość miły. Zostawił włączony silnik i kazał pokazać co i jak pod maską. Później światła - poprosiłem o sprawdzenie czy wsteczny i Stop świecą - egzaminator spytał tylko jakiego koloru są te światła. Później przygotowanie do jazdy. To była nowa Corsa, z elektrycznie sterowanymi lusterkami, ale egazminator pokazał mi jak ustawić :). Zaczynam łuk, puszczam sprzęgło, i ........ zgasł :(. Egzaminator do mnie "nie dobrze, to ma być płynne ruszenie". Mi już psychika siedzi, ale jadę jeszcze raz, puszczam powoli sprzęgło, udało się. Dojeżdżam ko końca łuku, a tu znów zgasł, ale na szczęście zatrzymałem się w dobrym miejscu. Odpaliłem znów i do tyłu już poszło ok. Poźniej zdałem sobie sprawę, że mi gasł, bo było pod górkę :).Później górka też ok. Jedziemy na miasto. Egzaminato cały czas do mnie: "Z życiem, inni też chcą jechać". Ja już stres, ale na liczniku 50 km/h, więc nie wiem o co mu chodziło (może o dynamiczne ruszanie). Później wydawało mi się, jakby chciał mnie za wszelką cenę oblać. Przy skręcie w lewo czekałem przy osi jezdni, aż piesi drogi, na którą chciałem wjechać przejdą przez jezdnię. Egzaminator przyczepił się, że przecież mogłem skręcić i przed przejściem czekać. No to ja mu, że nie chciałem stanąć wpoprzek drogi. Na to on przyznał mi rację :). Pojechaliśmy na jednokierunkowe, później na rondo na placu Wolności (musiałem tam skręcićw lewo). Następnie musiałem skręcić w prawo na skrzyżowaniu z sygnalizatorem. Jak dojeżdżałem do sygnalizatora to dość długo na niego patrzyłem, ale wydawało mi się, że nie działa, bo nic się przez dłuższy czas nie świeciło. Więc ponieważ był znak "Ustąp pierwszeństwa", więc chciałem dojechać do jezdni drogi poprzecznej i tam sprawdzić czy mogę jechać. Ale egzaminator mi po hamulcach i pyta: "Chciałeś pan jechać?". Ja patrzę, a tutaj czerwone się świeci (nie wiem, czy jestem ślepy, czy może sygnalizator jakiś dziwny :)). Cały skonsternowany patrzę, czy egzaminator nie każe mi się przesiąść. Ale nic nie mówił, więc jadę dalej :) (może rzeczywiście coś z tymi światłami było :)). Później zawracanie po prawej stronie w bramie z użyciem biegu wstecznego, parkowanie prostopadłe. Następnie na rondzie Solidarności miałem skręcićw lewo (tam jest linia ciągła, więc po zjechaniu nie można zając prawego pasa, ludzie zdający w Łodzi wiedzą, o czym mówię :)). Jadę z ulicy Telefonicznej na ulicę Doły, a tam kombajn stoi z awaryjnymi. Ale nic, zaczekałem chwilę, aż elka z przeciwka przejedzie i ominąłem kombajn. Później egzaminator kazał mi się zatrzymać obok wyznaczonego drzewa. I tak dojechaliśmy do ośrodka. Nie wiedziałem, czy za to czerwone światło egzaminator mnie nie obleje, więc byłem mocno spięty. Egzaminator spytał mi się, jak mi się podobała ta jazda, a ja że bywało lepiej. On na to że nie widział większych błędów i że wynik pozytywny. Nie mogłem uwierzyć, a na początku przed egzaminem byłem pewien, że nie zdam :).