Nic mnie już nie zdziwi i pewnie bym w to nie uwierzył, gdyby nie historia jednego z kursantów, co prawda nie mojego ale jakoś tak trafił do mnie z problemem. A było to tak:
Zdawał na C, pojazd WORDu uległ awarii a więc wzięli pojazd z OSK.
Przygotowanie do jazdy kursant wszystko sprawdza, nie może uruchomić świateł drogowych, zgłasza, że jest popsuty przełącznik. Dobra jedziesz dalej. Prosi egzaminatora o sprawdzenie świateł „Stop” egzaminator mówi, że nie ma takich świateł, kursant zaczyna odmieniać „stop” przez przypadki i osoby:
Stopy
Stopki
Itd.
Zostaje oblany bo są to światła „hamowania” i nie dopuszczają go do innych manewrów.
Pisze odwołanie w którym cytuje z rozporządzenia o wyposażeniu, że są to światła hamowania „stop” czyli obie nazwy są prawidłowe. Wzywają gościa na rozmowę. Zasuwa 50 kilosów w jedną stronę.
Proszę pana oblał pan bo nie powiedział pan ile jest płynu do spryskiwaczy.
Gość jedzie do domu pisze, że sprawdził obecność płynu a rozporządzenie nie wymaga żeby powiedzieć ile go jest, był obecny i tyle.
Zasuwa gość znowu 50 kilosów składa kolejne pismo.
Znowu go wzywają, no tak ale nie włączył pan świateł drogowych a egzaminator włączył. Kursant stwierdza, że to bzdura.
Podjechałem osobiście do tego OSK sprawdzam faktycznie uszkodzony włącznik.
Finał tego był taki, że kursant mógł zdawać ponownie ponieważ auto było niesprawne, a cała sprawa została wyciszona i skarga nawet nie trafiła do Marszałka. Jak gwiezdne wojny takie sf.
A czy warto się odwołać? Uważam że zawsze jak mamy wątpliwości musimy się odwołać. Takie mamy prawo.