Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie. Sorry, ale muszę się wygadać. Gdy udzielałem się tu ostatnim razem to byłem piękny i młody. No dobra, tylko młody. Teraz przyszedł kryzys wieku średniego, zakupiłem sobie motocykl i zapisałem się na kurs na kategorię A. Egzamin teoretyczny zdałem elegancko za pierwszym podejściem, rozpocząłem jazdy, dość szybko przysiadłem się z małej Yamahy 125 na Suzuki Gladius, na którym to zdaje się egzaminy. Zarówno na placu jak i na mieście czułem się pewnie. Manewry miałem opanowane niemalże do perfekcji. W slalomie wolnym raz na dziesięć przejazdów miałem podparcie, ale wszystko wychodziło. Miałem ustalony termin egzaminu i tego samego dnia rano miałem ostatnie dwie godziny jazd. Wszystkie manewry wykonywałem poprawnie. Przystąpiłem do egzaminu w WORD Dąbrowa Górnicza. Ulewny deszcz i błyskawice... Byłem tak zestresowany, że nie byłem w stanie założyć ochraniaczy bez pomocy obsługi. Egzamin oblałem na slalomie wolnym - pachołek i przywrócenie motocykla Dzisiaj miałem drugie podejście, byłem niego mniej zestresowany, ale to zasługa pracowników WORD i bardzo miłego egzaminatora. Ósemka bezbłędnie, slalom wolny... W drugim przejeździe... Pachołek...
Macie jakieś porady dotyczące tego zadania? Bo naprawdę szlag mnie trafia, a trzecie podejście już w poniedziałek. Czuję się jak skończony idiota, kat B zdałem za pierwszym razem, a teraz nie radzę sobie z motocyklem. I dziwny jest fakt że manewry wykonuję dobrze na placu manewrowym OSK, a te same manewry na placu WORD kończą się taką klapą? Może stres?