Witam wszystkich forumowiczów na poczatku. A teraz do sedna sprawy. W kwietniu 2011 roku rozpocząłem kurs na kat A, ale mój słomiany zapał, oraz praca na 3 zmiany zrobiła swoje, poza tym gość (właściciel szkoły) miał pełen notes i trudno się było ugadywać z tymi godzinami na jazdy,robi kursy na wszystkie kategorie-a tylko On brał ludzi na miasto jeśli chodzi o jednoślady. Pozostało mi może 2-3 godziny do ''wyjeżdzenia'' na mieście, potem egzamin wewnętrzny i zapisać się w WORD-zie na egzamin. Niestety olałem to , potem jak chyba większość kojarzy fakty motocykl to nie auto zdaje się jak jest sezon. Potem zaczęły się deszcze ulewy, i taka ironia w moim życiu to nie były mżawki lecz na prawdę ulewy-więc sam odzwaniał i odwoływał te jazdy końcowe. To mnie dobiło, lato wtedy było paskudne i tak się skończyła przygoda z prawkiem na kat A. Potem już jesień , zima ,a następnej wiosny wstyd mi było do niego dzwonić i się pokazywać. Więc uciekł mi cały rok 2012 i teraz pytanie do Was.
-Czy da się to wznowić ,czy już muszę zapisać się od nowa na kurs, robić jakieś profile kierowcy i inne czary co to teraz powymyślali.-zdaję sobie sprawę ,że i tak czekają mnie już nowe testy i nowe motocykle. Mam 30 dychy na karku więc nie mam limitów pojemnościowych ,aby była jasność co do tego. Dodam tylko ,że z jednej strony boli mnie to ,że utopiłem tychola na ten kurs, a z drugiej strony przydało by się mieć kolejną literkę na prawku. -nie to żebym się chwalił, jeździłem na różnych cudach MZetkach i Wueskach, zajechanych ogarkach ,motorynkach i chińskich skuterach. Dlatego cały czas choruję na jednoślad, za łebka dopadł mnie ten bakcyl i nie może wyjść z głowy. Pomóżcie jak ogarnąc ten młyn który narobiłem w 2011.
Z poważaniem i pozdrowionka.