Witam. Ja także muszę się przyznać, że bardzo źle zniosłam pierwszą porażkę. Pewnie to normalna sprawa. Miałam ogromnego doła. Modę Cię pocieszyć, że Ty to sobie chociaż trochę pojeździłeś na egzaminie. Ja nie mogłam sobie darować, że nie zdałam przez głupstwo i to już na placu. Chodziło dosłownie o milimetry. Egzamin zdawałam zimą. Padał śnieg więc miałam ograniczoną widoczność. Na dodatek nie wszystkie słupki były proste- a już najbardziej wykrzywiony był ten tylny środkowy w kopercie, do której się cofa. Widziałam w tylnej szybie, że jeszcze spory kawałek do niego, a okazało się, że cień tyłu auta znalazł się na linii. Nawet nie dotknęłam ani linii, ani słupka, ale egzaminator nie zaliczył mi zadania. Podczas drugiej próby stres zrobił swoje (muszę się przyznać, że byłam strasznie zdenerwowana) i wróciłam do domu z wynikiem negatywnym. Nie mogłam znieść nie tyle tego, że nie zdałam, ale że egzamin trwał za krótko i nie sprawdziłam się przed egzaminatorem na mieście. Przed następnym egzaminem wzięłam się w garść, dokupiłam 4 godzinki (2 w przeddzień egzaminu), wyciągnęłam wnioski z pierwszej próby. Powtarzałam sobie, że tym razem już się nie dam zaskoczyć i dam sobie spokój ze stresem bo szkoda, żeby z tego powodu znowu mi nie poszło. Ponadto nastawiłam się tak - jadę zdać egzamin, ale jak tym razem coś nie wyjdzie, to nic się takiego nie stanie- do trzech razy sztuka. Chciałabym jednak tym razem wyjechać na miasto. No i za drugim razem wyjechałam na miasto. Tam nie myślałam o tym, ile już jeżdżę, tylko skupiłam się na tym, żeby poprawnie wykonać wszystkie polecenia i nie popełnić jakichś głupstw- aż do samego końca. Tym sposobem udało mi się wrócić pod WORD na fotelu po lewej stronie i zdać. Tego i Tobie życzę
