Tristan. Sądząc po załączonym foto, żyjesz w feudaliźmie bliskowschodnim i nauczasz jazdy na wielbłądach. Prowadząc życie nomada, przyzwyczajony jesteś do wędrowania. Wielbłąd, nawet jak beduin jest narąbany kumysem, sam se drogę znajdzie i za bardzo nie trzeba się szkolić w jego kierowaniu. I jedyny problem, abyś trafił na czas na kolację do Izoldy, co by Ci nie zrobiła karczemnej awantury, że po oazach latasz i taniec brzucha oglądasz w wykonaniu hurys obcych.
Otóż na UZ zarabia się dopóty, dopóki się nie zachoruje, np.na malaryję jakową, a to skopion użądli, a wtedy.....skąd na lekarstewka?
Bo chorobowego ani dudu. Chyba, że w wędrówkach spotkasz Midasa nijakiego, któren to pokaże Ci jak zamieniać różne rzeczy w złoto, lubo lampę Alladynowi podwędzisz.
A wtedy o naszym kochanym ZUSiku ciepło się wyrazisz, choć to złodziejaszek okrutny.
I w dalszym ciągu będę się upierał przy jednozawodostwie instruktorów. Bo jak kilku wyżej zauważyło, że jak coś (i ktoś) jest od wszystkiego, to jest do niczego (nawet reklama banku taka jest).
Ale zapomniałem o jeszcze innej sprawie.
Otóż szejk zamienił dromadery (camelami zwane) do egzaminowania, na wielbłądy dwugarbne.
Żaden beduin na camela wsiąść nie chce, bo to nie taka marka i trzeba w te dwa garby zainwestować.
Zarabiamy dosyć dinarów, ale bank uparł się, aby dostarczyć zaświadczenie o zatrudnieniu i zarobkach i ni cholery nie chce akceptować umowy zlecenia.
A nasz camel kopyta ma już zdarte, garb wyleniały i nie chcą za niego dać dość gotówki, aby za dwugarbnego zapłacić.
I wtedy bez Midasa, lub zarąbanej Alladynowi lampy ani rusz.
No można jeszcze zacząć kopać na pustyni i wykopać studnię z ropą, ale......po cholerę nam wtedy ten wielbłąd......