przez luśka77 » piątek 09 lutego 2007, 17:38
przez invx » piątek 09 lutego 2007, 22:35
przez Nazgulek » piątek 09 lutego 2007, 23:52
przez ania18 » sobota 10 lutego 2007, 17:22
luśka77 napisał(a): facet był w sumie ok, ale miał potworne narowy. jak miał dobry dzień - wszystko było ok. Jak zły, obroń Panie Boże! Nie krzyczał, ale potrafił tak dogadać, że po powrocie do domu nieraz zdarzyło mi się popłakać. Czy ktoś z was też musiał przez to przechodzić?
przez fibi » sobota 10 lutego 2007, 17:56
Zawsze powtarzał że nie jest zły o to że coś mi nie wychodzi, bo mam prawo nie umieć tylko o to że go nie słucham. Chodź na pierwszych jazdach stawały mi łzy w oczach jak omawiał moją jazde to pod koniec byłam już do tego przyzwyczajona. Nauka z takim instruktorem ma też plusy: byłam nauczona jazdy w takiej spiętej atmosferze że do egzaminatora mogłabym podchodzić jak do kolegi.
przez scorpio44 » sobota 10 lutego 2007, 18:26
fibi napisał(a):motto mojego instrukotra: jeśli kursant nie potrafi jeździć to jest to tylko i wyłącznie wina kursanta bo KURSANT NIE CHCE SIĘ NAUCZYĆ).
przez fibi » niedziela 11 lutego 2007, 19:51
Jeżeli instruktor (czy jakikolwiek inny nauczyciel) ma takie motto, to pozostaje się modlić, coby jak najszybciej zmienił pracę...