piszę ten post bo mam albo wygórowane ambicje,albo mały problem na kursie i potrzebuję parę miłych słów.
Aktualnie wyjeździłem 13godzin. Wszystkie po mieście,dodatkowo połowę po ciemku.. a godziny które udało mi się wyjeździć w ciągu dnia,były w cholernym deszczu. (Akurat tak się pechowo 13h ułożyło).
Same jezdzenie autem sprawia mi super frajdę,nie stresuję się i wszystko dobrze łapie,prócz jednego ale o tym zaraz.
Z każdą jazdą czuję progres i co raz lepiej czuję się za kierownicą. Prawdę mówiąc gdyby nie problem,który mnie dołuje,czułbym się już wyśmienicie za kierwonica. A o co chodzi?
Po 13 godzinach,nadal nie czuję dobrze ani sprzęgła ani gazu. Nadal mi gaśnie auto,co doprowadza mnie do białej gorączki. Ale od początku.
Pierwsze dwie godziny,jeździłem po za miastem po wioskach - wiadomo,wtedy za bardzo nie trzeba wykazywać się ruszaniem. Więc auto zgasło mi tylko dwa raz. Szczęśliwy,że szybko to opanuje. Ruszałem na kolejne godziny.
Na których jednak było już inaczej. Jazda po zatłoczonym mieście,stawanie 20 razy przed sygnaliazatorem, więc auto często gasło. Za każdym razem, siędze i myślę co kuźwa źle robię i z jednej strony stresuje mnie a to, a zdrugiej potęguje chęć znalezienia się za kółkiem i poradzenia sobie z tym problemem.
Podczas 11-13h myślałem,że doszedłem do momentu przełomowego i auto nie będzie mi gasło. Po około półtorej godziny jazdy,kiedy auto tylko raz mi zgasło (przez moją głupotę, na światłach nie wrzuciłem na luz i puściłem sprzęgło),przyszedł czas dojechania do małego 'stopu',który był na lekkim wzniesieniu. Zgasło mi auto,drugi,trzeci raz. Straszne nerwy na samego siebie i złość doprwadził do tego,że kolejny czas na egzaminie,kilka razy mi zgasło auto,a ponad to ruszałem strasznie nerwowo. Kilka razy z piskiem.
Nie wiem czy po prostu słabo mi idzie. Czy jestem jakiś lewy. Ale po 13 godzinach,chyba powinienem już jeździć na tyle na luzie,żeby nie mieć problemu z wyczuwaniem auta?
Bo mimo,że jako tako sobie radzę z ruszaniem. Jakość tego nie czuję. Denerwuje mnie to,że nie potrafię sobie po tylu godzinach poradzić z gaśnieciem auta. Może to jakaś zła technika? A może każdy tak ma.
Po tylu godzinach,nie potrafię ruszyć z wyczuciem. Już nie mówiać o samym ruszaniu. Ale jak czasami muszę zaparakować między autami,pod szkoła jazdy. To jestem zirytowany ponieważ,nie czuje auta na tyle,żeby na spokojnie z wyczuciem ,wjechać na między autami na miejsce parkingowe. Co grozi,jakimś niekontrolowanym ruchem auta. Chociaż na razie zdarzyło mi się tylko raz,kiedy wyjeźdzałem z miejsca parkingowego i za szybko nacisłem gaz.
Napisałem ten temat,ponieważ jestem zirytowany i chwilami trochę zniechęcony. Potrzebuje chyba trochę słów otuchy,a może usłyszeć że nie tylko ja tak mam.. Mimo,że mam dużą chęć do jazdy - chyba jak każdy facet.
Pewnie potwarzam temat,ale w najbliższej 'okolicy' go nie widziałem. Prosiłybym o jakieś szczere komentarze:D
PS:
Robie kurs kat. B
