Podzielę się z Wami moją przygodą z kursem prawa jazdy, bo nie jestem pewna jak mam dalej postępować...
Część teoretyczna była i minęła, nie miałam co do niej zastrzeżeń, jedynie że na koniec na karcie pisaliśmy daty wykładów i podpisywaliśmy się, a później ktoś z osk wpisał ile było godzin danego dnia, i było to trochę oszukane, bo godzin lekcyjnych nie było 30, jak powinno być, i jak dokładnie wyliczył kierownik na czas trwania części teoretycznej, bo zawsze kończyliśmy dużo wcześniej, ale może poprostu szybciej wykładowca zrealizował program, lecz nie powinni dawać ludziom do podpisania w pewnym sensie "in blanco", a potem wpisać więcej godzin niż było :roll:
Egzamin wewnętrzny teoretyczny zdałam normalnie, za pierwszym razem, bezbłędnie. Dostałam numer do mojego instruktora którego przydzielił mi kierownik osk, zadzwoniłam w czwartek i umówiliśmy się na wtorek, to w sumie nie dużo czasu, a na 1 jazde można poczekać. Nadeszła pierwsza jazda, mój instruktor M pokazał mi co i jak w samochodzie, kazał mi pokazać jak bym kręciła kierownicą szybko i powoli - było ok, i zmieniałam biegi w miejscu, najpierw bez, a potem z wciskaniem i puszczaniem sprzęgła, porozmawialiśmy, i pojechałam pierwszy raz, po parkingu i kółeczko na ślepej spokojnej uliczce , tylko kręciłam kierownicą i dodawałam gazu jak mi kazał, wtedy myślałam że sama jade, później zrozumiałam że on musiał zmieniać biegi itp, no ale to nieważne, ważne że to była jedna z fajniejszych chwil podczas praktyki, jak dotychczas. Na koniec M powiedział że będę jeździła na zmiane z nim i z jego zmiennikiem Ł, (poczułam się tak w pewnym sensie źle, że on uważa że jestem jakaś inna, i nie chce mnie uczyć) i mnie umówił na jedną godzinę z Ł, ale w innym miejscu, na parkingu z którego jak się wyjechało to się wjeżdżało na ulicę dosyć ruchliwą, z jego instrukcjami jakoś ruszyłam, ale nie udało mi się dojechać do bramy :lol: by potem wyjechać na ulicę, no ale nieważne, pojeździłam sobie na sprzęgiełku, wstecznym i 1, lecz nie byłam zadowolona z tej lekcji, bo dopiero na koniec odkryłam jak działa to sprzęgło, i że hamulec tylko na koniec muszę, i czemu mi gaśnie, a ten instruktor, sądząc po wieku, tym że nie jest instruktorem z tego osk, tylko osobą pomagającą, że niewiele mnie umiał nauczyć, na tej i na następnej lekcji z nim, jak na skręcie po krawężniku jechałam, a nie przytrzymał mi kierownicy jak inni)jest początkującym instruktorem. Później była moja 3 jazda, z M, miał do mnie pretensje, że jak ruszam, i mi każe zrobić 2 to się pytam na czym miałam, a przecież nigdy tego jeszcze nie robiłam, i nikt mi nie mówił że robi się to normalnie po kolei 1,2,3, do tej pory nie wiem dokładnie o co mu chodziło gdy wyjeżdzałam z podporządkowanej na z pierwszeństwem, fakt że się nie popatrzałam w stronę przeciwną do tej co chciałam jechać a tam jechały samochody a ja sie nie zatrzymałam, ale z tego co on mówił to o co innego mu chodziło, chyba o to że mam w miejscu kręcić kierownicą, co mój teraźniejszy instruktor mówi że się nie robi, ogólnie wyczuwałam w jego głosie pretensje że nie umiem jeździć, choć są to moje początki, a najbardziej mnie irytowało to że prawie non stop smsuje, tylko uważa czy czegoś nie ma -świateł czy coś, i czułam się kompletnie ignorowana, ale teraz wiem, że chodziło o to abym się nauczyła np ruszać, powoli sprzęgło zmieniać itp, i jak była prosta droga to mógł to robić, i uważać czy na drodze nie ma jakiegoś zagrożenia. Później miałam 4 jazde z Ł, jak już wcześniej pisałam, to właśnie wtedy po krawężniku jechałam raz, no ale on chyba zauważył że się tym przejmuję, skrętami i innymi rzeczami, i jak coś dobrze robiłam to mnie chwalił, a jak na końcu było takie trudne skrzyżowanie, to kazał mi przyznać racje że to jest trudne :) i ogólnie przy nim czułam że nie jest źle, że dopiero się uczę i będzie dobrze, że we mnie wierzy. Później miałam jazde znowu z M, ale znowu pisał smsy, całą godzinę, (no w sumie nie godzinę, bo zanim kursanci co godziną zaczną jazdę, to instruktorzy sobie plotkują, przyjeżdżają na parking 50, max 55, a wyjeżdżają średnio 7,8 po.) i źle się czułam że nie wierzy we mnie, uważa że jest źle ,ma pretensje, i nie chce ze mną jeździć , bo umówił mnie na 2 razy z Łukaszem, i na za ponad tydzień na 2 razy z nim, ale Łukaszowi coś wypadło, i odwołał te jazdy, a pozatym od sierpnia nie było go w mieście. Pomyślałam sobie, że przecież mogę zmienić instruktora :) który będzie miał do mnie lepszy stosunek i z którym będzie lepiej, i z którym nie będzie trzeba czekać tak długo na jazdy. Zadzwoniłam do kierownika osk, powiedziałam że chciałabym zmienić i dał mi numer do T, i powiedział żebym nie rezygnowała już z tych jazd z M, bo pewnie mój nowy instruktor też ma zapełniony kalendarz i płynnie przejdę :), ale T miał czas i się umówił ze mną na następny dzień, i w sumie 4 dni pod rząd po godzinie jezdziliśmy, potem miałam te umówione godziny z M, i czułam że mnie obgadywali , ja siedziałam w samochodzie, a oni rozmawiali i się na mnie patrzyli , i M wiedział że jedziłam z T :roll: , ale na tych 2 godzinach było mi lepiej z M niż z T, mimo wszystko że ma pewne pretensje, to zwraca mi uwagę na oczywiste rzeczy, o których zapominam, i w sumie cały czas jest taki "z pretensjami", ale widocznie taki jest, i już mi to nie przeszkadzało, teraz mam do tego sentyment, po tym jak odczułam że tyle rzeczy się z nim nauczyłam, po jednej godzinie z nim czułam że więcej mi to dało niż 4 godziny z T, (zadzwoniłam do kierownika i powiedziałam że bardziej mi jednak odpowiada M, ale on powiedział że już nie ma sensu zmieniać i żebym już została z T, bo m pomyśli że jakaś niepoważna jestem) później miałam jazdy z T, aż do mojej 16 godziny którą miałam dziś, Jedyną zaletą T jest to że to wesoły człowiek, z poczuciem humoru, i np moje błędy obraca w żart, a za to M mówił że mam tak nie robić bo to i to, żebym tak to zrobiła itp, i z M czułam jakąś motywację, żeby starać się dobrze robić, a z T było mi obojętne, i w T przeszkadza mi że np ja czuję że już opanowałam technicznie to wszystko jak ruszać, zmieniać biegi itp, i jakieś skrzyżowanie jest ja się pytam czy oni pojadą, to mówi że nie pojadą bo za nami jest ciężarówka :) , albo mi mówi na koniec jazdy że na ostatnich 4 światłach ruszałam z piskiem opon (choć ja tego nie słyszałam), a nie mówił mi tego na bieżąco, i to że mi tak powiedział mi nic nie dało, i czuję że przy nim się nie uczę, i potrwa to wieki, zanim się zacznę uczyć czegoś nie technicznego, ponadto z nim jeżdże tymi samymi trasami, a z m różnymi, T też pisze smsy, a co mnie najbardziej zirytowało, gdy przedostatnio mieliśmy 3 godziny, (mieliśmy mieć 2) to na 3 pojechaliśmy po jakąś jego koleżankę, i dalszą drogę sobie z nią rozmawiał, jeszcze bym to przebolała jakby usiadła i siedziała tam z tyłu cicho, ale dziś, mieliśmy jedną godzinę, już na początku pojechaliśmy po nią, i z nią jechaliśmy całą godzinę, ponadto po drodze pojechaliśmy do jakiejś ich koleżanki, i chwilkę zostałam sama. Uważam że to już za dużo... bo przeboleję to że po drodze zajedziemy do jakiegoś komisu bo on chce zobaczyć ile kosztje jakieś tam auto (rozumiem jego zainteresowania zgodne z zawodem :)), nie mam nic do tego że zajedziemy do fast foodu do łazienki i kanapeczki, że w środku godziny muszę zmienić auto bo musi ono jechać gdzieś na naprawe, troszkę mi się nie podoba że np dziś mi kazał się rozpędzić do 50, bo mało czasu nam zostało,a było ograniczenie do 30 i do 40 później.
Nie wiem, czy mam się godzić na to, że jeżdżę, i mam świadomość że niczego się nie uczę, że będę jezdziła z tą gwiazdą z tyłu, która rozmawia z instruktorem, bo zmieniać na kolejnego instruktora w tym ośrodku nie ma chyba sensu, kolejny raz... z tym że zostało mi 1,5 tygodnia do końca wakacji i 15 godzin jazd, od września zaczynam szkołę i i tak nie będę mogła raczej jezdzić z tym instruktorem, choć on też jezdzi 2 dni do późna i w weekendy czasem, od września powinien być Ł który jezdzi popołudniami, no ale z nim niewiele się nauczę, jak podejrzewam, bo gdybym teraz nic nie robiła, to do końca wakacji dobiję do ok 20 godzin z T i zostanie mi 10 , pewnie z Ł bo kierownik wie że z nim mi było dobrze- z tych względów z których pisałam wyżej, i on mnie już troche zna i ze mną jezdzi.
czy ma sens zmiana osk w takim przypadku, jak to wygląda? bo słyszałam że można, ale żadnych szczegółów nie znam. mogłabym się uczyć z kimś zupełnie innym, nawet gdybym do 30 się nie nauczyła, to zawsze na dodatkowych jazdach już mnie zna, a z T wątpię czy się nauczę, a dodatkowych bym u niego nie brała., i instruktor nie plotkował by z innymi instr że z godziny pozostaje 40 min, mogłabym umawiać się bliżej mojego miejsca zamieszkania, bo teraz muszę dosyć daleko dojeżdzać na jazdy, i tam głównie jeżdżę, a mieszkam vis a vis pord-u, i tu ostatnio zauważyłam (szkoda że tak późno)w niektórych szkołach umawiają się na jazdy
myślałam też nad przerwaniem kursu, bo myślałam że chyba się do tego nie nadaję, do takiego stanu doprowadzili mnie Ci instruktorzy, ale to chyba nie ma sensu, czy gdybym przerwała kurs, osk wypłacił by mi jakieś pieniądze?