Takie urywki z naszych rozmów...

Mówię, że on ma prawko kilka lat więc logiczne ze dobrze jeździ...
Odpowiedź: Mam??? Nie mam... Jak się tu zatrudniałem to mnie nikt nie pytał czy mam prawo jazdy...
Stoimy na skrzyżowaniu na czerwonym świetle, przed nami jakiś samochód. Zapala się zielone a on dalej stoi... Po kilku sekundach pytam się: " Śpi czy co?" . Instruktor się naśmiał i powiedział, że nie zdążyłam zdać kursu a już zaczynam narzekać na innych kierowców.
Przejeżdżamy przez tory kolejowe, samochód jedzie na jedynce i niemiłosiernie wyje więc ja bieg zmieniłam a nie można...
Instruktor: Ja wiedziałem że to zrobisz, normalnie wiedziałem, tylko czekałem aż to zrobisz.
Zawracanie na trzy, no więc się zawracam. Najpierw do przodu, później do tyłu...
Instruktor: Jeszcze kilka prób i się na raz zawrócisz kurczę...
Na początku kursu strasznie się czaiłam samochodem (przezywał mnie "czajką")/ No i jedziemy, ja się oczywiście czaję na 'dwójce' samochód mi wyje a on mówi że mu się dowcip przypomniał: "Było zderzenie dwóch walców drogowych, przyjeżdża policja i pyta świadka jak doszło do tego wypadku a świadek mówi: Panie! To był moment". Popłakałam się ze śmiechu.
Instruktor każe mi zaparkować.
Ja: Żartujesz...
Jedziemy sobie, dojeżdżamy do skrzyżowania i, przytrzymałam się bo ci z lewej mieli pierwszeństwo. Jedzie rowerzysta, jak mnie zobaczył (mianowicie samochód "lelaka') to prawie w biegu zeskoczył z roweru i zamiast przejechać, zszedł na chodnik.
Instruktor otwiera okno i mówi: Ale pan miał pierwszeństwo, czemu pan nie jechał?
Rowerzysta: A nie, nie nie... Ja sobie pójdę, bezpieczniej...
Stoimy na skrzyżowaniu a tu chyba z 8 "lelaków"
Komentarz: Wielka kumulacja.
Parkuję na parkingu, obok jakiegoś samochodu w którym siedzi kierowca. Jak mnie zobaczył to zapalił samochód, wyjechał i wjechał na parking z powrotem ale kilka metrów dalej... I taka sytuacja miała miejsce kilka razy...
Instruktor: Patrz jak oni się ciebie boją, wiedzą z kim mają do czynienia...
Zaczynamy zajęcia okazuję się że przepaliła się żaróweczka od świateł postojowych. Pojeździliśmy, pojechaliśmy na plac poćwiczyć manewry i sprawdzić światła i płyny. Wsiadając do samochodu trochę za mocno trzasnęłam drzwiami, żaróweczka się zapaliła.
Instruktor do innego instruktora: tak trzasnęła drzwiami, ze żarówkę naprawiła...
Coś tam się zgadaliśmy, jakieś żarty. Ja już łzy ze śmiechu wycieram..Miny innych kierowców bezcenne.
Dojeżdżamy do skrzyżowania i w ostatnim momencie zmienia się światło na żółte więc ja po hamulcach. Wszystkie rzeczy które leżały na tylnym siedzeniu lądują na podłodze. Instruktor je podnosi i z powrotem kładzie na siedzenie. I tak kilka razy....
W końcu mówi: Ja już chyba więcej tych rzeczy nie podniosę, niech sobie leżą...
Znów ciut przed samym skrzyżowaniu światło zmienia się na żółte....
Instruktor: Gazu, gazu!!!
Pada deszcz więc siedzieliśmy w samochodzie i opowiadałam gdzie są jakie światła i płyny, gdy już skończyłam, on kazał mi ruszyć i powiedział, ze wyjeżdżamy na miasto... Włączyłam więc światła, wrzuciłam bieg i zaczęłam puszczać sprzęgło i dodawać gazu. Nic jednak się nie działo. Zapomniałam odpalić samochód...
Pada deszcz, przez szybę ledwo co już widać...
Instruktor włączając wycieraczki: Ja ci pomogę bo się nie wyrabiasz...