przez kaesz » środa 19 sierpnia 2009, 14:49
filipopolis - przeczytałam Twój post i cieszę się, że forum nie wymarło, a ktoś całkiem sensownie komentuje sytuację w Tbg.
Ja jestem dziś po drugim egzaminie, tzn. po samej praktyce. Byłam w grupie o 8 rano, na jazdę czekałam do 10. Dziś dzień targowy, więc powszechnie 'zmora' zdających. Długie czekanie na jazdę było okropne, te tłumy przy oknach, nerwowe spojrzenia i dreptanie w kółko nie pomagają..
W każdym razie- egzaminowana byłam podwójnie, bo przez egzaminatora i przez kandydata na tegoż. Pierwsze co mnie zbiło z tropu to to, że po zajęciu miejsca na fotelu kierowcy, usłyszałam że w orzeczeniu lekarskim mam zapis o noszeniu okularów- a że noszę je zamiennie razem z soczewkami, te dziś miałam na sobie- noooo i był spory problem żeby w ogóle rozpocząć ten egzamin, bo egzaminator był chyba przekonany, że jestem ślepa i odsyłał mnie usilnie po okulary. W końcu jednak ruszyłam, no i po pokazaniu zbiornika płynu chłodzącego i tylnych przeciwmgłowych (razem z konkretnymi żarówkami -_-), uderzyłam na łuk- czekałam chyba z 10 minut, aby któryś się zwolnił, kiepsko naprawdę- duży tłum, zamieszanie, gorąco i słonecznie, przez co każdy taki 'zamotany'. Wjechałam w pole zatrzymania- podbiegł egzaminator, i kazał mi zmienić ustawienie lusterek bocznych, choć je sobie ustawiałam, tak optymalnie, na dwie klamki mniej więcej. Jak kazał mi je zmienić, tak już nic w nich nie widzialam (za co później dostałam srogi wykład w domu, ale co, miałam pozmieniać ''zalecone'' przez egzaminatora ustawienia?). Ruszyłam do przodu, ok, skręt w prawo- no i właśnie, do tyłu. Uczono mnie skręcać na konkretny pachołek, co pozwala ładnie się w tym pasie mieścić, a tu pachołek z prawej strony był dopiero w momencie załamania pasa, więc nie było na to szans. No ale! Zanim ten łuk, to usłyszałam że moje ruszenie było 'nie płynne', mimo że ani samochód mi nie zgasł ani nie szarpnął. No nic. POPRAWKA. No to objechałam, i znów. Do końca dojechałam, płynnie ruszyłam do tyłu (czyli tak samo jak poprzednio ;]), minęłam łuk i... stop. Najechała pani na linię. No fakt, koło 2cm na linii, wysiadłam zobaczyłam. Teraz, mając kolejny egzamin za miesiąc, już teraz umawiam się na ten niedzielny tarnobrzeski plac, żeby opanować jazdę po tym nieopachołkowanym łuku (mój pechowy środkowy).
Generalnie sporo stresu, i sporo żalu że tak malo tej jazdy po tak długim czekaniu. A takie inne uwagi, to może to, że obserwując przez 2 godziny egzaminowanych i egzaminatorów, łatwo zauważyć pewne prawidłowości. Pani egzaminatorka w ciągu kwadransa średnio kończyła z każdym na placu. A poza tym, w ciągu 2 godzin 3 osoby wróciły do WORDu za kierownicą. Trochę szkoda, nie? Bo przecież nie ma aż tylu ''fatalnych'' kierowców. Chyba nieco więcej jest bardzo pewnych siebie egzaminatorów. i nie mówię tu o przypadkach konkretnych błędów, przewracaniu pachołków, wymuszeniach itdp. Po prostu, tak mi się wydaje, plus to miesięczne oczekiwanie. Nie jest fajnie, nie jest.