Witam!
Dzisiaj pojechałem za miasto z psem na specer (Wałbrzych, zamek Książ, 2km od miasta). Na drodze dojazdowej do zamku Książ jest zakaz zatrzymywania, najbliższy parking miałem w odległości ok 1km. Było późne popołudnie, wokół żywej duszy, zostawiłem samochód na drodze gruntowej na terenie stadniny koni i poszedłem połazić z psem po łąkach. Wracam i moim oczom kazuje się samochód straży miejskiej z Wałbrzycha. Jeden z funkcjonariuszy poprosił o dokumenty, spisał dane po czym poinformował mnie, że nakłada na mnie mandat karny w wysokości 100zł i jeden punkt karny za zatrzymywanie na zakazie. Trochę mnie to zdziwiło bo auto stało ok 8m od krawędzi drogi, nawiasem mówiąc w szczerym polu. Ale fakt faktem znak tam stoi ale ja przecież nie zatrzymałem się ani na tej nieszczęsnej drodze, ani na poboczu tylko zjechałem w drogę gruntową !!!
Zostałem poinformowany o możliwości odmowy przyjęcia mandatu i skierowaniu sprawy do sądu grodzkiego. Mówiąc szczerze prosiłem tego faceta żeby mnie tylko pouczył. Jestem osobą niepracującą (firma w której pracowałem została zlikwidowana, obecnie szukam nowej pracy), mam ciężką sytuację i 100zł jakie mi zaproponowano to dla mnie spory wydatek. Jestem ponadto przekonany, że nie złamałem przepisów ponieważ auto nie stało, jak napisałem wyżej, ani na drodze, ani na poboczu. Niestety, funkcjonariusz uparł sie co do mandatu i mimo moich usilnych próśb trwał przy swoim. Odmówiłem przyjęcia mandatu, pan wypisał mi taki druczek (wezwanie do złożenia wyjaśnień na ich posterunku) i rozstaliśmy się.
Co ciekawe, kiedy odmówiłem przyjęcia mandatu pan strasznie się zezłościł, a kiedy wyjąłem telefon komórkowy i zacząłem robić zdjęcia wpadł niemalże we wściekłość. Wyjął z auta aparat cyfrowy i też zaczął pstrykać fotki (śmiesznie to wyglądało:)) W/g mnie potraktował sprawę w sposób ambicjonalny i koniecznie chciał mnie ukarać. Poszedł do auta wypisywać ten druczek dla mnie i wtedy podszedł drugi z funkcjonariuszy i powiedział mi coś w stylu "może i można pana pouczyć ale kolega tak podszedł do sprawy i ja nic nie poradzę".
Oczywiście zrobiłem zdjęcia telefonem komórkowym, widać na nich samochód straży miejskiej i malucha którym się poruszałem (nawiasem mówiąc nie jest mój, auto pożyczyłem na okoliczność tej wycieczki od ojca).
Moje pytanie jest takie: czy pan ze straży miejskiej miał prawo mnie ukarać? Co na to przepisy, jak daleko od drogi obowiązuje znak, czy jest to jakoś uregulowane??? Cała sytuacja, jak widać na poniższych zdjęciach miała miejsce za miastem, że tak powiem prawie w szczerym polu. Powoli robiło się juz ciemno, auto nikomu nie przeszkadzało, facet się uparł aby mnie ukarać i nie dało się odwieźć go od tego pomysłu. Prosiłem go naprawdę najgrzeczniej jak umiałem, nie zgrywałem cwaniaka, nie tłumaczyłem się głupkowato, brałem na litość :), chciałem aby skończyło się na pouczeniu. Niestety facet był uparty jak osioł (typ służbisty). Jestem przygotowany na sąd grodzki ale nie wiem kto miał rację - ja upierający się, że auto nie stoi na ani wzdłuż drogi z zakazem czy ten pan ze strazy miejskiej twierdzący, że złamałem przepisy ruchu drogowego.
Zdjęcie 1.
Stąd przyjechałem, widać drogę na której jest zakaz i kawałek auta SM
Zdjęcie 2.
Ujęcie w druga stronę, auto SM i mój "maluch"
Zdjęcie 3.
Moj "maluch" ujęcie pod innym kątem
Druczek który dostałem od pana ze SM
Bardzo proszę o pomoc kogoś kompetentnego. Czy jestem winien, iść do SM i zgodzić się jednak na ten mandat, czy nie jestem winien i dalej tłumaczyć się w SM lub ewentualnie w sądzie grodzkim??
Pozdrawiam,
kierowca malucha