Hej.
Miałem egzamin 29 stycznia, plac bezbłędnie, wszystko bezbłędnie do momentu skrzyżowania równorzędnego na którym spotkałem się z Passatem nadjeżdżającym z mojej prawej, ja jechałem prosto - oczywiście zatrzymałem się, żeby mu ustąpić pierwszeństwa.
Kierowca Passata nie ruszył, dałem mu jeszcze chwilkę na zdecydowanie się, nie ruszał więc ruszyłem ja, kiedy aby przejechałem przez skrzyżowanie, egzaminator szarpnął moją kierownicę, zatrzymał samochód na poboczu i w bardzo agresywnym stylu odwiózł mnie do WORDu.
Czy to był na serio dobry powód, żeby wyssać 150 ziko z niewinnego potencjalnego kierowcy? Jakbym przejechał 'na pałę' to rozumiem, ale ja się zatrzymałem, byłem w pełni świadom tego, że jestem na równorzędnym i że muszę ustąpić, mój egzaminator na pewno też o tym wiedział...