sankila napisał(a):
Całe szkolenie "pod egzamin": "bo TO będzie na egzaminie", "bo TAK trzeba na egzaminie", "bo za TAMTO już byś oblał egzamin". W pewnym momencie egzamin przestaje być miarą umiejętności a zaczyna być dopustem bożym. De facto, to już nie jest egzamin, tylko misterium egzaminacyjne, z szeregiem rytuałów, które - potrzebne/niepotrzebne - ale zaliczyć trzeba.
- Od pół godziny stoję za samochodem, nareszcie mogę wsiąść, ale nie - najpierw muszę odpracować "sprawdzanie, czy jest bezpiecznie".
- Wsiadam - i choćby wszystko mi pasowało, to i tak muszę markować ustawianie fotela i lusterek - bo taki jest punkt programu.
- Cofam na lusterka, ale non stop ćwiczę obroty tułowia, że niby patrzę przez tylną szybę, to może tym razem mnie nie obleje.
- Dojechałam, stanęłam - a teraz patrzę, jak egzaminator zagląda mi pod samochód, czy aby mi centymetr błotnika nad linią nie został.