Witam.
Jestem tu nowy, i z tego też faktu kultura nakazuje mi się z wami wszystkimi przywitać (tak, wiem że od tego jest osobny temat, ale chciałbym w kontekście mojego przyszłego egzaminu opowiedzieć wam trochę o mojej sytuacji z prawkiem i żebyście trzymali kciuki )
Na imię mam Michał, jestem znad morza i mam 22 lata. Właśnie zdaję kat. B i jak to u mnie bywa zacząłem mocno pogłębiać wiedzę z motoryzacji i ruchu drogowego. Dlatego też tu zawitałem
Mam nadzieję że zostanę tu u Was na dłużej
Dziś jestem po 3 egzaminie z wynikiem negatywnym. Na szczęście w krótkim czasie jednego tygodnia odbyłem 3 próby.
Niestety w ten piątek będzie moje 4 podejście, nerwy mam już zszargane, gdy na początku to właśnie ja miałem największy luz w kwestii podejścia do egzaminu z całej mojej grupy. Pełny optymizmu, który gdzieś już się ulotnił. Zawsze na kursie jeździłem opanowany i spokojny. Teraz już czuję, że mimo dobrego przygotowania jeden dzień zamienił mnie w kłębek nerwów i wyczerpaną już psychicznie osobę.
Ale do rzeczy:
Za 1 razem (poniedziałek) trafiłem bardzo w porządku panią egzaminator, przyjemnie mi się z nią jeździło i wykonywało polecenia, niestety okazało się że mimo nawet dobrej i pewnej jazdy po mieście (miałem kilka manewrów z momentem zawahania, ale stres był minimalny i wiedza którą nabyłem w trakcie nauki jazdy szybko wracała do głowy w kluczowym momencie), jednak wykonałem 2 razy błąd w miejscu na drodze na której nigdy wcześniej nie wykonywałem zadanego manewru (Słupsk to nie jest moje miasto, albowiem mieszkam 60 km dalej) i emocje wzięły górę nad rozsądkiem, nie przemyślałem dość prostego jakby się wydawało manewru i wyszło to w praktyce tak, że uzyskałem pod rząd 2x błąd do skreślenia - no cóż, nie poddajemy się
Nie miałem żalu, wręcz przeciwnie. Miałem super wrażenia, mogłem po egzaminie miło z Panią egzaminator porozmawiać i dużo się dowiedziałem o pracy egzaminatora z "tej drugiej strony". Okazało się, że niezaliczony egzamin potrafi być świetnym czasem poświęconym na doskonalenie mojej techniki jazdy, przećwiczenie i zrozumienie nieudanego manewru oraz poznanie przyczyn zawahania. Bardzo cenna lekcja
W efekcie wróciłem do WORD-u za kółkiem, sprawnie pokonując jeszcze sporo miasta zanim wróciliśmy na miejsce. Podziękowałem za miłe i rzeczowe podejście do mojej osoby i myślę że zostawiłem u tej Pani po sobie bardzo dobre wrażenie.
Kolejny egzamin miałem od razu za 2 dni, więc pewny siebie, psychicznie przygotowałem się do kolejnego podejścia.
Za 2 podejściem miałem najlepszą jazdę życia, dobrze się wyspałem, przyszedłem uśmiechnięty do WORDU - sam się dziwiłem jak człowiek potrafi się skupić gdy mu na czymś zależy. Na drodze myślałem za siebie, i za innych. Uniknąłem sprawnie kilku kolizji z winy wymuszenia innych kierujących, myśląc trzeźwo i błyskawicznie reagując na takie zachowania, poziom skupienia miałem tak wysoki, że zanim egzaminator zdążył zorientować się o zagrożeniu, ja miałem już auto wyhamowane praktycznie do zera. (tak, kątem oka widać bardzo dobrze wszelkie jego reakcje). Byłem dumny z siebie z każdą minutą, czułem, że jest to mój dzień i w efekcie do końca egzaminu wiedziałem, że nawet jeśli nie zdam, to będę mógł się podbudować na duchu jeszcze wtedy wzorową jazdą. Niestety mogę powiedzieć otwarcie (a uważam się za osobę bardzo obiektywną) że już na wejściu nie polubiliśmy się z osobą egzaminującą, miałem wrażenie, że z każdym jego poleceniem wykonanym przeze mnie aż nad wyraz poprawnie i starannie (nie robiłem tego cynicznie, po prostu dobrze czułem się za kierownicą i bez zawahania wykonywałem dobrze wszelkie zadania ), ten człowiek frustrował się na to co robię coraz bardziej. W efekcie na końcu pan egzaminator już kipiał, że nie dałem się złamać na żadnej sytuacji (ręczny na oczko na placu, niedomknięte drzwi po parkowaniu, zygzak autobusowy w korku, ) jazda trwała prawie 1,5h, nie sądziłem, że tyle czasu można jeździć, a powiem tylko że oprócz poleceń (wykrzykiwanych z każdą minutą coraz głośniej i opryskliwie) nie usłyszałem ani jednego błędu, zresztą ten dziwnie wysoki jak na mnie poziom skupienia w tym dniu nie pozwalał mi na wykonanie choćby jednego nieprzemyślanego kroku. Jednocześnie mimo chłodnej postawy egzaminatora starałem się być nad wyraz grzeczny od samego początku egzaminu. Polecenia często słyszałem nawet trzy pod rząd, prosiłem wtedy grzecznie o powtórzenie każdego z nich po kolejnym z manewrów aby się nie pogubić np po drugim skrzyżowaniu. Nie wiem, czym tak zraziłem do siebie tego Pana. Ale mniejsza.
Doskonale rozumiałem wtedy, że to jest MÓJ egzamin, a zadaniem egzaminatora jest go ocenić. I dokonałem wszystkiego aby przebiegł on jak najbardziej rzeczowo, bezpiecznie i prawidłowo z mojej strony. Ale w praktyce wyszło tak, że po 1,5h w końcu poddałem się na błędzie do skreślenia, na prostym rondzie jednopasmowym, przy skręcie w prawo nie wjechałem na zatoczkę autobusową z prawej strony od samego jej początku, tylko od jej końca i usłyszałem wybitne słowo "BŁĄD". Szybko przeanalizowałem co mogłem zrobić nieprawidłowo, ale z racji iż mój manewr był dość niepewny, nie mogłem jednoznacznie w emocji określić, czy błędem było najechanie na zatoczkę, czy zrobienie tego za późno. Wiedziałem że musi o to chodzić, gdyż resztę rzeczy (kierunkowskazy, ustąpienie pojazdom na rondzie itp) zrobiłem poprawnie. Od razu kazał objechać mi rondo i znowu witamy w tym samym miejscu na tym samym skręcie w prawo. Musiałem zadecydować co zrobić, skręciłem omijając zatoczkę, bo uznałem że z mojej lewej strony od ronda zmieściłaby się zawracająca ciężarówka, więc na ten moment wydawało mi sie to bardziej logiczne niż blokowanie ruchu na zatoczce, na której w gruncie rzeczy nie można się przecież zatrzymywać, i gdybym musiał na niej komuś ustąpić, auto zatrzymałoby się i miałbym po egzaminie. Niestety była to zła decyzja, zresztą ile godzin może człowiek myśleć na 300% obrotach... Powinienem był zjechać zatoczką i niej skręcić niejako omijając cały ruch na rondzie. Niezdane. Co najlepsze to było ostatnie rondo przed drogą do WORDU, mieliśmy już wracać. Miałbym ten dokument.
W ten poniedziałek odbyła sie 3 próba. Nie miałem już tak dobrego dnia, jednak nadal wierzyłem w to, że wiedza którą nabyłem pomoże mi zdać egzamin. Niestety na próżno. Po drugiej próbie coś przestawiło mi się w głowie i już na placu manewrowym zacząłem się mocno stresować. Jak na złość egzaminator był moim zdaniem nawet miły, co powinno mi tylko pomóc. Ale po drugim podejściu z poprzednim egzaminatorem dosłownie BAŁEM się pokonać jeden zakręt. Uruchomiła mi się w głowie jakaś panika. W efekcie wymusiłem na pierwszym lepszym skrzyżowaniu, mimo że świadomie miałem zrobić coś całkiem innego. Tak jakbym miał podświadomie jak najszybciej zakończyć egzamin niezgodnie z moją wolą byle tylko odetchnąć.
Nie zdałem 3 raz.
I teraz do rzeczy. Jestem przed 4 próbą, która odbędzie się w poniedziałek. Czuję, że będzie ze mną gorzej niż za 3-cim razem.
Co mam zrobić, jak sie podbudować? Psychika zawsze była moją silną stroną, lecz coś mnie złamało (albo ktoś).
Chciałbym poprosić Was moi drodzy o jakieś wsparcie, żebyście podtrzymali mnie na duchu, trzymając za mnie kciuki w ten piątek, chciałbym mieć to już za sobą. Odetchnąłbym z ulgą i cieszył się uzyskanym dokumentem.