WORD OKĘCIE, Radarowa
Egzamin Teoretyczny: 12.07.2014 g.12:00 -> 1 podejście, zdany bezbłędnie.
Egzamin Praktyczny: 26.07.2014 g.14:00 -> 1 podejście, negatywny. W 38 minucie przesiadka: parkowanie prostopadłe, nie wyprostowałam kół, przy wyjeździe uszkodziłabym auto stojące po prawej stronie.
Mimo, że nie zdałam, piszę to z uśmiechem na ustach - cieszę się, że mam już "ten pierwszy raz" za sobą. Wszystko mi sprzyjało - sobota, wakacje, nie padało, najlepszy Egzaminator na świecie (R.Z., będący zaprzeczeniem mit egzaminatora-potwora, który tylko czyha, żeby cię uwalić). Co poszło nie tak? STRES, którego nie byłam w stanie opanować. Na 5 dni przed egzaminem, od poniedziałku, nie mogłam przestać się denerwować. Nic nie pomogło - wmawianie sobie, że to przecież jazda jak każda inna (których miałam 50), że umiem, że zdam, wizualizowanie sobie sukcesu, tego jak będę dzwonić do wszystkich z radosną informacją itd. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy i kiszka.
Najgorsze było to, że egzamin miałam o 14:00 a obudziłam się o 7:30, od tej chwili ścisnęło mnie strasznie i nie chciało puścić. Zgodnie ze wskazówkami z forum i jutjub, pojawiłam się pod ośrodkiem dopiero pół godziny przed czasem (żeby się nie spóźnić, ale żeby też nie być za wcześnie i nie patrzeć na miejsce kaźni i zestresowanych ludzi). To było najdłuższe pół godziny w moim życiu. Wmusiłam w siebie snickersa i izotonika (od 2 dni nic nie mogłam jeść, bo miałam zasznurowany żołądek), żeby dodać sobie energii, która rozjaśni mi umysł. Do sali 2 w której się czeka na wezwanie poszłam dopiero kilka minut przed 14, wcześniej łaziłam w te i we wte po Radarowej obserwując elki i słuchając muzyki (myślę sobie: o, pewnie już czas - a to minęła dopiero minuta, masakra). Przede mną wywołali 2 osoby, których nie było na sali. Za każdym razem jak z głośnika padało "Proszę o uwagę, proszę o zgłoszenie się X.Y. do weścia numer 1.." dostawałam apopleksji. Nie inaczej było, jak za chwilę (o 14:10) usłyszałam swoje nazwisko. Na gumowych nogach wyszłam i poszłam w stronę mojego Egzaminatora, który już na mnie czekał. Założyłam okulary i trzęsącymi się rękami podałam Egzaminatorowi mój dowód. Potem poszliśmy na plac manewrowy. Egzaminator po drodze zagadywał, czy od dawna noszę okulary, z trudnością mu odpowiadałam bo miałam sucho w ustach i szczękościsk, za bardzo nie wiedziałam co się dzieje, myślałam, że zaraz padnę i nie powstanę. Wsiadłam do auta, E. zapytał czy wiem, na czym polega egzamin, powiedział formułkę do kamery i kazał przygotować się do jazdy, po czym wysiadł (pewnie, żeby mnie nie stresować patrzeniem na ręce). Wszystko ładnie pięknie, wsiadł, upewnił się, czy jestem przygotowana do jazdy (pamiętajcie, FiLiP.Ś: Fotel + Lusterka + Pasy + Światła), widział, że jestem na maksa zdenerwowana i starał się jak mógł, żeby rozluźnić atmosferę. Wylosowałam najłatwiejsze zadanie, a mianowicie sprawdzenie sygnału dźwiękowego i światła awaryjne (wcześniej E. sam odpalił odpalił silnik, po prostu od początku bardzo chciał mi pomóc). Potem powiedział, żebym podjechała na łuk, instruował mnie gdzie mam skręcić, kiedy wycofać itd. Po prawidłowym wjechaniu w kopertę (nie zauważyłam żadnego spadku ani górki o którym pisali inni), powiedział na czym polega zadanie i wysiadł. I tu pierwszy zonk, wrzuciłam wsteczny zamiast jedynki
całe szczęście zorientowałam się w porę zanim ruszyłam, nie wiem, czy E. udawał, że nie widzi czy nie widział, w każdym razie krzyknęłam 'Przepraszam, już wiem!' [debil] i pojechałam do przodu. Łuk wykonany prawidłowo. Potem E. wsiadł, powiedział, żeby podjechać na górkę, zatrzymać się i wysiadł. I tu stało się to, czego się najbardziej obawiałam, a co zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu 2 dni temu na doszkalaniu: latająca noga.. Pyk! poleciała, samochód się stoczył, druga próba. Poprosiłam E. czy mogę chwilkę poczekać, aż przejdzie, powiedział, że nie ma sprawy, jak się pani uspokoi, proszę wykonać manewr - anioł nie człowiek
udało się (dużo gazu, sprzęgło, aż bujnie do góry samochód, zwolnienie ręcznego, ogień do przodu bez stoczenia na milimetr).
Wyjeżdżamy na miasto. I to, o czym marzyłam - wyjazd na Radarową w prawo a nie pchanie się w korek na Hynka. Skręt w lewo w Lechicką (równorzędne), skręt w prawo na Krakowską i pruliśmy cały czas prosto, aż do skrętu w prawo w Banacha (wiedziałam, że to po to, żebym się trochę uspokoiła i opanowała, co zresztą potwierdził sam E. Po egzaminie, jeszcze raz powtarzam, wspaniały człowiek). Skręt w prawo w Pawińskiego. Potem, jak ktoś już napisał, film się urywa
Miałam rozpędzić auto do 50km/h i zatrzymać w wyznaczonym miejscu - tu komentarz E. "to dociśnięcie hamulca do podłogi na końcu mogła sobie pani darować" - faktycznie, bujnęło nami nieźle. Potem E. wytłumaczył mi, że to zadanie sprawdza, czy potrafimy zatrzymać się płynnie w ruchu drogowym, żeby np. kogoś wysadzić lub zabrać ze sobą, nie musi być co do linijki w miejscu, w którym egzaminator powie, ma być "przy" (oczywiście prawy kierunkowskaz i zatrzymanie jak najbliżej prawej krawędzi, przy ruszaniu lewy kierunkowskaz i upewnienie się o możliwości jazdy). No i to nieszczęsne parkowanie. "Proszę zaparkować prostopadle po prawej stronie, w wyznaczonym przeze mnie miejscu". Przejechaliśmy kawałek szukając wolnego miejsca, E. komentował, że tu nie, musi być 1 wolne a nie 2, w końcu znaleźliśmy. Nie wiem dlaczego, ale odjęło mi rozum, zamiast dać kierunek w lewo, zjechać na przeciwległy pas, żeby zwiększyć sobie promień skrętu, wykonałam to zadanie z prawego pasa. Oczywiście od razu korekta, bo wjechałabym w auto po lewej; udało mi się wjechać, wyprostowałam kierownicę (tak mi się przynajmniej wydawało), luz, ręczny. I tu zaczyna się mój dramat. Polecenie "Proszę wyjechać w prawo", no to ciach, kierunek, staczam się do tyłu patrząc w prawo czy nic nie nadjeżdża, kątem oka widzę, że noga E. wędruje w stronę hamulca, to od razu wciskam sama. "Dlaczego się pani zatrzymała?", "Żeby upewnić się, czy nic nie jedzie z prawej strony...", E. macha rozpaczliwie głową, że nie nie nie, ja nadal nie kumam, w głowie przeciąg, ręce ciągle się trzęsą, tylko nie trudne pytania, o raju, co się dzieje, zaraz zwariuję, chcę do domu. Dał mi szansę, sami przyznacie. Okazuje się, że jak wjeżdżałam, żeby wyrównać, odkręciłam kierownicę na samym końcu tuż przed zatrzymaniem w lewo (???). Koła skręcone, przy wyjeździe przód idzie w prawo, prosto w śliczne auto... Koniec egzaminu, próba doprowadzenia do kolizji.
Jak przesiadaliśmy się, ja już uśmiech i mówię, że nawet cieszę się, że to już koniec, taka ulga
Bardzo fajny powrót do ośrodka, E. przestrzegał mnie przed byciem "miłym kierowcą" i przepuszczaniem pieszych na pasach w każdej sytuacji - że najpierw trzeba się zorientować czy jakiś człowiek na lewym pasie nie jedzie za szybko i czy zdąży wyhamować i nie rozjedzie tego kogoś, komu ustąpiłam pierwszeństwa, i ogólnie o całym egzaminie. Jak otworzył bramę od ośrodka i wjechaliśmy, widzę tych nieszczęśliwych, zestresowanych ludzi czekających na egzamin pod budynkiem, mówię, że pewnie teraz sobie myślą, o rany, nie zdała, beznadzieja, a on na to, że może odwrotnie, myślą, że tak dobrze mi szło, a egzaminator taki okrutny
mówię, że teraz głupio mi tam iść, żeby zapisać się na kolejny egzamin, "nikt nie broni pani iść radośnie w podskokach, na pewno nie zwrócili uwagi po której stronie była pani w samochodzie":D MEGA! Bardzo mu podziękowałam za cały egzamin, bo naprawdę nie mogłam trafić na bardziej ludzkiego egzaminatora.
O czym musicie pamiętać - niby oczywistości - ale co ciągle jak mantrę powtarzałam sobie w głowie (w uproszczeniu, nie po kolei, ale nieistotne):
- po skręcie na skrzyżowaniu od razu patrzeć na znaki, jakie wytyczne co to dalszej jazdy (ograniczenia prędkości, czy jednokierunkowa, jakie pierwszeństwo)
- przed pasami noga z gazu, na wszelki wypadek gdyby trzeba było hamować jak ktoś wyskoczy znienacka
- przed pasami rozglądać się na prawo i lewo, czy ktoś nie chce przejść
- przed skrzyżowaniem równorzędnym noga z gazu i rozglądać się, pokazując, że wiecie, że trzeba ustąpić pierwszeństwa z odpowiedniej strony w razie konieczności
- przed ostrzejszym hamowaniem ostentacyjnie zerknijcie we wsteczne
- jak macie zaparkowane samochody po prawej i musicie je ominąć wyjeżdżając na przeciwległy pas, koniecznie kierunek w lewo. Potem oczywiście kierunek w prawo jak macie wolny prawy pas
- kierunkowskazy, kierunkowskazy, kierunkowskazy
- na jednokierunkowych przy skręcie w lewo, zawsze! ustawienie się po lewej stronie jezdni, ALE! przy samym skręcie wyjeżdżajcie jak najbardziej się da na wprost i dopiero potem skręt w lewo -> żeby nie najechać na podle namalowane podwójne ciągłe, nie ścinać tych zakrętów (koniec egzaminu)
- przed skrętem na skrzyżowaniu w prawo maksymalne zmniejszenie prędkości, redukcja do dwójki, uwaga na pieszych i rowerzystów, którzy w tym samym czasie mają zielone światło
- jak warunkowy skręt w prawo na strzałce, ZAWSZE pełne zatrzymanie na czerwonym, przepuszczamy pieszych i rowerzystów, dopiero potem podjeżdżamy do trójkątów i czekamy aż będzie można jechać
- przy skręcie w lewo na skrzyżowaniu wyznaczyć sobie tor jazdy
- przy skręcie w lewo przepuścić tych z naprzeciwka, zatrzymać się tak, żeby mogli swobodnie przejechać
- nie wjeżdżać na skrzyżowanie, jeśli nie ma miejsca
- nie wjeżdżać na skrzyżowanie, jeśli trzeba będzie zatrzymać się na torach
- zmieniać pasy z tą samą lub większą prędkością (nie zwalniać!)
- jechać z maksymalną określoną prędkością (dynamika jazdy, jak ograniczenie do 60 to 60, jak do 30 to 30 – oczywiście, jeśli pozwalają na to warunki)
- uważać na te cholerne tramwaje
- jeśli autobus wyjeżdżający z przystanku da kierunek, przepuścić go
- jeśli omijamy auta zaparkowane po prawej stronie i wjeżdżamy na przeciwległy pas ruchu, ZAWSZE puszczamy tych z przodu (którzy jadą swoim pasem, jakby nie było), zjeżdżamy na maksa w prawo, nawet zatrzymujemy się
- FiLiP.Ś (Fotel + Lusterka + Pasy + Światła)
- na górce lepiej za dużo gazu niż jak ma zgasnąć (zatrzymanie, ręczny, sprzęgło aż podniesie auto i gaz gaz gaz, opuszczenie ręcznego, długa)
- jak zawracanie w bramie po lewej (wjazd przodem, wyjazd tyłem), wjechać w nią na maksa po prawej stronie (żeby nie blokować wyjazdu)
- jak rozpędzenie do 50 i zatrzymanie w określonym miejscu: prawy kierunek, zjechać jak najbliżej prawej krawędzi, popatrzeć we wsteczne, płynnie zahamować. Przy ruszaniu lewy kierunek (dajemy znać, że włączamy się do ruchu)
Polecane przed egzaminem:
- dodatkowe jazdy dzień i dwa przed (albo jak ktoś czuje się na siłach to w dniu egzaminu - ja tak zrobię za tydzień, żeby wykluczyć syndrom latającej nogi)
- śledzenie trasy na youtube, np.
https://www.youtube.com/watch?v=sTB93TipTZ8 (i inne K. Kubel, super sprawa bo z opisem trudnych miejsc i wskazówkami co trzeba robić, na co zwrócić uwagę)
- snickers tuż przed
mi nie pomógł za wiele, ale kto wie co by się działo, gdybym go nie zjadła
- oglądałam też
https://www.youtube.com/watch?v=-cQsS4zYPjs - przeczytać wpisy na forum dotyczące egzaminów w ośrodku, w którym zdajecie - do wszystkich, którzy do tej pory pisali -> WIELKIE DZIĘKI za pomoc!!!
No to do zobaczenia pod WORDem
POWODZENIA!