Zgadzam się, że jeśli auto gaśnie notorycznie, to coś jest nie tak. I że jeśli gaśnie przy redukcji biegów na zakręcie, to już ogólnie zgroza. Ale - zgadzam się też, że każdy samochód trzeba wyczuć i na początku zgasnąć może, przy ruszaniu (trzeba po prostu się oswoić ze sprzęgłem, bo punkty brania są rozmaite).
Co do tego "uwalania", to zapewne w każdej opowieści jest ziarno prawdy. Ja wiem, że słusznie oblano mnie dwa razy, gdy do egzaminu podchodziłam wiele lat temu i absolutnie nie mam żalu do egzaminatorów, bo na ich miejscu zrobiłabym to samo. Ale słyszałam też historie o celowym "podpuszczaniu" zdających do tego, by popełnili błąd (np. "No, wracamy do ośrodka, proszę sobie zatrąbić, żeby wszyscy wiedzieli, że pan zdał... Przykro mi, użył pan bez powodu sygnału dźwiękowego w terenie zabudowanym. Wynik negatywny.").
Rozumiem oczywiście frustrację, jeśli ktoś do egzaminu podchodzi piąty, szósty, siódmy raz - bo to nie są małe pieniądze. Ale z drugiej strony samo zdanie praktyki to dopiero początek, bo prawdziwa nauka jazdy zaczyna się już w życiu. I to dopiero jest stres! Więc lepiej chyba oblać kilka razy, niż zdać fartem i potem mieć problemy w poruszaniu się samochodem na co dzień. Oczywiście na pewno są osoby, które nie mają z tym żadnego problemu i jeżdżą dobrze i bezpiecznie, ale myślę, że większość na początku jest jednak mocno spięta - samodzielna jazda, bez "L" na dachu, innym samochodem niż na kursie, bez instruktora u boku, to wcale nie taka sielanka. Dopiero w życiu okazuje się, jak trzeba być skupionym, mieć oczy dookoła głowy i nie ma się kompletnie pewności, co się wydarzy za minutę czy kwadrans, nawet jeśli jeździ się już po mieście od godziny i wszystko szło super. A tu nagle pieszy radośnie wyskakuje przed maskę (jeżdżę raptem 3 tygodnie i zdarzyło mi się coś takiego wielokrotnie, ludzie przechodzą przez ulicę tam, gdzie im jest wygodniej, a nie tam, gdzie jest przejście dla pieszych - bywa, że mają do niego parę metrów, ale po co z niego skorzystać?).
Także wydaje mi się, że naprawdę czasem lepiej jest oblać niż liczyć na szczęście. Z każdej porażki wyciągnąć wnioski i próbować dalej. A po zdanym egzaminie, broń Boże nie czuć się jak mistrz kierownicy, bo naprawdę jazdy uczyć się zaczyna dopiero po odebraniu dokumentu.