Dzisiaj miałem moje drugie podejście (pierwsze na początku sierpnia, niezdane od razu na łuku) i udało mi się ledwo-ledwo. Na kartce miałem napisaną godzinę egzaminu na 11:30, tymczasem w rzeczywistości rozpoczął się o 12:25, ale przynajmniej dzięki temu mogłem się choć trochę wyciszyć.
Na placyku wylosowałem kierunkowskazy i płyn do spryskiwaczy, poszedł dobrze. Problemy zaczęły się dalej - wyraźnie nie przypadłem egzaminatorowi do gustu. Ustawił mi samochód w kopercie i kazał się przygotować do jazdy. Kiedy odrzekłem, że jestem gotowy skomentował moje ustawienie lusterek - według niego były źle ustawione (szczególnie prawe), gdyż nie widziałem w ogóle jezdni, a same linie na łuku. Według mnie to moja sprawa, jak mam ustawione lusterka, ale poprawiłem, bo może i miał rację, mi tam nie przeszkadzało. Łuk za pierwszym razem, może nie tak dobrze jak szło mi na jazdach, ale też nieźle. Tak samo wzniesienie, którego się bałem, bo na jazdach w ogóle tego nie robiłem.
Pojechaliśmy na miasto. Najpierw tymi nowymi drogami obok elektrowni (warto uważać, bo jest tam ograniczenie do 30 i jeden mało widoczny stop), potem tą starszą pod chłodniami - tam miałem zawracanie z użyciem infrastruktury i biegu wstecznego. Według mnie zrobiłem to dobrze - według niego nie zwróciłem uwagi na pieszych, którzy mogli nadciągać z lewej strony. Powiedziałem mu, że jak tu kręciłem w zasięgu wzroku nie było ani stopy pieszego, a piesi nie spadają nagle z nieba, więc jeśli sprawdziłem, czy nic nie jedzie po drodze to chyba też widziałem pieszych... Chyba zaskoczyłem go taką odpowiedzią i pojechaliśmy dalej. Kluczyłem cały czas tymi drogami na osiedlu Elektrowni, tam miałem parkowanie - za pierwszym razem stanąłem nieco krzywo i byłem tego świadom, ale nic nie powiedział, więc uznałem, że jednak jest dobrze. Potem dopiero zobaczyłem na arkuszu, że wpisał mi pierwsze parkowanie źle i dlatego miałem drugie. Przy drugim parkowaniu pojawił się punkt zapalny - parkowaliśmy w takim miejscu, że pół jezdni nieco dalej zajmował jakiś stary Ford i nie było wszystkiego widać. Więc kiedy już wycofałem i zaczynałem jazdę nagle ni z tego ni z owego pojawiła się Honda mnie wyprzedzająca. Kiedy spoglądałem w lusterko nie było jej widać, musiała więc wyjechać zza tego Forda. Egzaminator uznał, że znów nie popatrzałem w lusterko, ale ja utrzymywałem zgodnie z prawdą, że patrzałem, ale przecież nie mogę patrzeć w lusterko przez cały czas! Pojechaliśmy dalej. Potem miałem drugi raz zawracanie z użyciem biegu wstecznego i zrobiłem je już dobrze. Co najśmieszniejsze, silnik zgasł mi tuż przed wjazdem do WORDu kiedy już wracaliśmy, myślałem, że oblałem w tak idiotyczny sposób, ale jak się okazuje raz może zgasnąć.
Na parkingu przed WORDem egzaminator zaczął od nowa sprawę z rzekomym nie patrzeniem w lusterka i trochę ostro się pokłóciliśmy. Po prawdzie było mi nieco wstyd mojego zachowania, ale uznałem, że jeśli jestem pewien, że coś zrobiłem poprawnie to nie mogę dać się na tym oblać. W końcu wystawił mi wynik pozytywny, choć raczej niechętnie. Chcę to podkreślić - nie mam do tego egzaminatora większych pretensji o moment z Hondą, gdyż wtedy faktycznie mogłem jeszcze raz spojrzeć w lusterko. Ale te pierwsze zawracanie na sto procent zrobiłem dobrze i nie rozumiem, jak miałbym to udowodnić, więc zachowałem się nawet nieco niegrzecznie, ale wywalczyłem.
Mojego egzaminatora jednak nie wspominam źle, bo wyraznie jest dobrym człowiekiem i nie oblewa na byle czym, ale wydaje sie byc bardzo, za bardzo, obowiazkowy i spięty przez co atmosfera w samochodzie jest kiepska. No ale może to tylko ze mną tak bylo?
A teraz patrzę co pięć minut na kartkę i dalej czekam, aż wynik zmieni się na negatywny, bo nie mogę uwierzyć, że zdałem