Postanowiłam, że też opiszę swoja pierwszą jazdę, chociaż było to troche dawno
21 lipca 2007 roku, czekałam na ten dzień długo, wcześniej mama zabierała mnie na mały placyk i tam nauczyła ruszać oraz zmieniać biegi, więc czułam sie troszkę lepiej, chociaż cały dzień w dniu jazdy chodziłam nieprzytomna i trzesąca się jak galaretka
O 17 stawiłam sie na placu manewrowym, w koncu znalazłam swojego instruktora, wsiadłam na miejsce pasażera i pojechalismy do garażu- zapomniałam dodać, że tego dnia lało ja z cebra
Tam wysiedliśmy i instruktor używając latareczki ze swojej komórki próbował podświetlić i pokazać mi co tam pod maską się dzieje, potem on siedział na miejscu kieNrowcy i zapalał wszystkie światełka a ja latałam z wywalonym jezorem dookoła i patrzyłam bezmyslnie co tam świeci- bezmyślnie bo nic nie ogarniałam. w końcu zasiadłam na fotelu kierowcy i pokazał mi calą obsługe wewnątrz- lusterka, fotel, wycieraczki, swiatła, kierunkowskazy. Zapytał czy juz jeździła- w żywe oczy bąknęłam "nie". Kazał mi ruszyć, o dziwo nie zgasło i na placyk. Tam kręciłam ósemki, żeby ogarnąć jak się skręca, zmiana biegów, gaz, hamulec... i w końcu usłyszałam "jedziemy w miasto" powiedziałam mu, że nie chcę i się boję, ale mogłam sobie gadać, jedziemy i koniec. wcześniej zużył całą paczkę swoich husteczek higienicznych bo wszystko parowało
Na szczęście uliczki malo ruchliwe, a nigdy wcześniej nie byłam tak dumna z siebie jak przejechałam prze pierwszą swoją sygnalizację świetlną, wtedy do mnie dotarło, że jeżdżę prawdziwymi ulicami
Jedyny problem to to, że instruktor za mnie hamował bo zanim sie zastanowiłam jak to zrobić to juz dawno był cos rozjechała. w końcu zagroził, że nastepnym razem nie zareaguje, więc siłą rzeczy skupiłam się i wykonałam hamowanie numer 1- bez sprzęgła
Generalnie było fajnie, godzine po dochodziłam do sibie, stóp prawie nie zginałam bo mi zesztywniały
Na koniec instruktor stwierdził tylko, że nie wierzy mi, że pierwszy raz siedziałam na miejscu kierowcy