1. podejście - pierwsze dni marca
Egzaminator jakiś młody, pan Paweł. Wyglądał na dość sympatycznego. Płyny i światła bez problemów. Potem szybki podjazd na łuk numer 1 na który chciałem trafić bo można na nim w obie strony wystartować bez gazu (na pół-sprzęgle, choć w drodze do tyłu przy prostowaniu jest już górka więc i gaz lekko trzeba dać). Łuczek perfekcyjnie zrobiony "na sposób" w pierwszym podejściu, nawet się do linii nie zbliżyłem. Ruszam więc na górkę - ze sporymi obawami, bo na lekcjach rzadko wykonywałem poprawnie to zadanie. Udało się ruszyć z takim kopem, że koła nawet lekko zabuksowały przy starcie
Na szczęście egzaminator słowem się nie odezwał. Przy wyjeździe z WORDu, spory ruch - czekam dobre 2 minuty na włączenie się do ruchu a kiedy już mam wolną drogę to samochód nie chce ruszyć... Okazało się że zgasł mi silnik, ale przyznam że nawet nie wiem kiedy bo w tych nowych Peugeotach przy zamkniętych szybach tak wszystko pięknie chodzi że silnika prawie nie słychać
No dobra, trudno się mówi, kolejne 2 minuty czekania na możliwość wyjazdu. Wreszcie wyjechałem, polecenie numer jeden to zawrócenie na wysokości Orlenu. Poszło sprawnie, więc na najbliższym zjeździe polecenie jazdy w kierunku Przemyśla. Potem zaraz dojazd do drogi z pierwszeństwem (czyli do Alei Wyzwolenia). Widziałem że facet szykuje jakąś pułapkę bo sie nie odzywał, a powinien mi wskazać czy w lewo czy w prawo bo prosto nie było możliwości. Ale gość sie wciąż nie odzywa, więc uznałem że życzy sobie dalej jazdy na Przemyśl. Udało mi się wyjechać sprawnie ze skrzyżowania i nagle słyszę "nie stosuje się pan do znaków pionowych co skutkuje natychmiastowym zakończeniem egzaminu z wynikiem negatywnym". Pokazał mi w drodze powrotnej - że były dwa wielkie STOPy, nawet z obu stron drogi, no więc oblał mnie słusznie, szkoda tylko że skupiałem na tym w którą stronę skręcić
Po egzaminie wskazał mi podstawę prawną do zakończenia egzaminu i powiedział że mu przykro bo do styl jazdy mam bardzo ładny no ale za STOPa po prostu musi mnie oblać. Spokój i pełna kultura wobec mnie, nawet wytłumaczył mi pare rzeczy odnośnie jeszcze doskonalenia jazdy i aż żałowałem że taki błąd walnąłem bo gość był w porządku i z nim mógłbym zdać już za pierwszym razem...
2. podejście - połowa marca
Egzaminator raczej młody, swoim początkowym zachowaniem przypominał gościa z poprzedniego egzaminu. Szybkie sprawdzenie płynów i świateł, nawet zbytnio gość mi tam nie zaglądał
Myślę sobie - będzie dobrze. Podjazd na łuk nr 3. Ruszam z łuku i samochód mi gaśnie... Ze stresu zapomniałem zwolnić ręcznego, no cóż - głupi błąd, moja wina. Zdziwiło mnie że podszedł egzaminator i zaczął mi do okna podniesionym głosem nawijać że zaraz zakończymy ten egzamin skoro nawet nie umiem ruszyć, do tego pare mocno nieprzyjemnych uwag. No to ja już całkiem psychicznie rozwalony, ruszam na pół-sprzęgle ale zapominam że łuk lekko pod górkę. Efekt - samochód gaśnie drugi raz. Potem 5 minut nieprzyjemnych uwag i ewidentny foch gościa bo nawet sie słowem nie pożegnał
3. podejście - pod koniec marca
Egzaminator starszy, samochód numer 5 chyba. Na początek mały żarcik, widać że luzak. Łuk idealnie, pomimo że dodatkowe lusterka były perfidnie ustawione żebym nie mógł sobie nimi pomagać
Przy podjeździe do górki zwraca mi uwagę że nie wrzuciłem kierunkowskazu. A więc na początku mała wtopa i już wiem, że gość raczej oka nie będzie przymykał na wpadki. Już przy pierwszym hamowaniu zwraca mi uwagę że sprzęgło nie służy do hamowania. Ja oczywiście bałem się zgasić, więc taki nawyk sobie wyrobiłem że wciskam i sprzęgło i hamulec. Podczas jazdy długi wykład o hamowaniu. Na jakimś podsklepowym parkingu zawracanie z infrastrukturą i zaraz parkowanie prostopadłe. Mój błąd, wyjeżdżając tyłem, tylko zerknąłem zamiast uważnie obserwować. Dostałem oczywiście opieprz (jak najbardziej słuszny) i wpis do arkusza, no ale jadę dalej. Potem kilka kolejnych uwag o hamowaniu, po jednej z nich schował arkusz przebiegu egzaminu do schowka. Myślę sobie - a więc egzamin negatywny bez natychmiastowego przerwania. Więc już bez stresu jadę dalej, wypełniam kolejne polecenia całkiem nieźle. Sporo jazdy w okolicach słynnego pomnika i po Baranówce. Potem polecenie jazdy przez kilka skrzyżowań cały czas na Radom. W międzyczasie gaśnie silnik i jeszcze kilka drobnych wpadek, ale się nie przejmuję bo przecież egzamin negatywny na bank. Nawet wjazd w bramę WORDu skrytykowany. Postój na parkingu i wyrok - egzamin pan zdał
Nie spodziewałem się kompletnie. Nawet mnie facet jeszcze przeprosił na wypadek gdybym poczuł się urażony jego mocnymi uwagami i uśmiechnął się
Więc mała rada - dopóki jedziecie za kierownicą, choćby nie wiem co sie działo nie traćcie nadziei i nie załamujcie się.