przez Aboveme » środa 27 stycznia 2010, 22:35
Obiecałam sobie, że po zdanym prawku pozostawię na tym forum swój komentarz.
2008- wrzesień- rozpoczęłam kurs w pobliskim mieście M.- kierowałam się głównie niską ceną (1000 zł). Myślałam, że wszędzie można się nauczyć jeździć. Mój pierwszy błąd. Jazdy z przemiłym gościem upłynęły mi głównie na rozmowach z nim. Za kierownicą czułam się dobrze.
2009- styczeń- pierwsza teoria. Zdałam bezbłędnie.
koniec marca- pierwsza praktyka. Plac- pięknie, miasto- oblane w 33. minucie. Nie byłam wtedy zbyt zestresowana, ale niestety trafiłam na bardzo nieprzyjemnego egzaminatora. Już od samego początku próbował mnie "uwalić". Pytania w stylu "a która żarówka słabiej świeci"? Niesprecyzowane, wycelowane nie w moją wiedzę teoretyczną, ale w zdolność domysłów, o co mu chodzi. Oczywiście popełniłam jakiś błąd- bodajże zagapiłam się przy zmianie pasa, ale nikomu to nie zaszkodziło na szczęście. Powód oblania mnie? "Jechała Pani cały czas z prędkością 50 km/h, a nawet 51, nie kłóciłbym się!". No cóż, myślę, że nie warto się rozpisywać, skoro Pan Egzaminator tak precyzyjnie potrafi wyznaczyć sobie 1 km/h. Niedostosowanie się do warunków jazdy.
Maj- druga praktyka. Oblałam na łuku (stres). Myślałam, że zmieszczę się z 3. egzaminem. Niestety wolny termin był dopiero tydzień po tym, jak moja teoria kończyła ważność, czyli sam koniec czerwca (sic!). Wobec tego zapisałam się na drugą teorię- i ku mojemu rozczarowaniu wolny termin pod koniec lipca!
Lipiec- druga teoria bezbłędnie. Następny egzamin- listopad!
PONAD PÓŁ ROKU OD OSTATNIEGO EGZAMINU PRAKTYCZNEGO! PÓŁ ROKU BEZ SAMOCHODU!
I musiałam nie zdać. Znów na łuku. Dodam, że przed kolejnymi egzaminami dokupywałam dodatkowe jazdy.
A więc następny, czwarty egzamin. Podeszłam do okienka od razu po porażce na placu i poprosiłam o zapisanie mnie. Usłyszałam, że wolny termin wypada w styczniu, 2 dni przed końcem mojej drugiej teorii! Czy to nie chore! Gdybym nie zdążyła, pół roku wystarczyłoby tylko na jeden egzamin! Niestety musiałam donieść zaświadczenie o 5 obowiązkowych dodatkowych godzinach jazd. Czyli sytuacja bez "legalnego" wyjścia. Kiedy mam je zrobić? Dlaczego nie przed następnym egzaminem?! Na szczęście poratował mnie nowy instruktor- doniosłam "fałszywe" zaświadczenie, w ostatniej chwili zapisałam się na niemal ostatnią godzinę, a 5 jazd mogłam wykorzystać dopiero w styczniu:)
Zmieniłam instruktora. Z polecenia koleżanki wzięłam te 5 godzin i dodatkowo szóstą u Pana L., któremu wiele zawdzięczam! Nauczył mnie jeździć. Z nim dopiero zrozumiałam, jakim błędem było jeżdżenie z poprzednim instruktorem. Bardzo go lubiłam, ale niestety nic właściwie mi nie przekazał! A z nowym- tyle się nauczyłam... Nie do porównania!
2010 styczeń- 22., czyli w piątek, zdałam za czwartym razem!
Nie pamiętam trasy- wiem, że byłam strasznie zestresowana, a trafiłam na Panią B. (podobno jedna babka jest w Tychach tylko). Dodam, że wracając już do ośrodka, jakiś debil zjechał mi z przeciwnego pasa praktycznie pod auto, chcąc wjechać do jakiejś uliczki... Zrobił to z dużą szybkością i bez kierunkowskazów! Zahamowałam "na szlag", facet przejechał, a Pani B. go zwyzywała i pochwaliła moją postawę. Czy "L-ka" egzaminacyjna uprawnia do powodowania wypadków?!
Podsumowując- nie mogę dać wam rad, jak pozbyć się stresu, ponieważ na mnie nic nie działało i dobrze powiedzieć- zjedz wafelka, napij się kawy- każdy i tak reaguje inaczej. Mnie pomogło to, że pierwszy raz pojechałam z koleżankami, które mnie wspierały. Powodem stresu i błędów z nim związanych jest moim zdaniem nie wiara we własne siły czy jej brak, ale strach przed humorem egzaminatora. To od niego tak naprawdę najwięcej zależy. Do zdanego egzaminu przyczynić się mogą:
a) wiedza teoretyczna- ja ją miałam "wykutą" i zrozumianą, jak każda dobra studentka, lecz cóż z tego...
b) wiedza praktyczna- i tu problem z ośrodkami szkolenia. Pani B. stwierdziła, że każdy kursant powinien na egzamin przyjść przygotowany. My wybieramy szkołę jazdy i my mamy wymagać. Ale skąd możemy wiedzieć, czego wymagać, skoro robimy to pierwszy raz?! PRZEZ CAŁY KURS BYŁAM PEWNA, ŻE ZDAM- BO DOBRZE JEŻDŻĘ I DOBRZE CZUJĘ SIĘ ZA KIEROWNICĄ! A tymczasem zmieniłam instruktora i jak wiele dzięki temu zyskałam!!!
c) humor egzaminatora i szczęście. Tego chyba nie muszę tłumaczyć.
Koszt kursu, 4 egzaminów pr., 2 teor., dodatkowych jazd itd.- ok 2300 zl "tanim kosztem"
A nerwy? stracony czas?TO CHORE, BY TAK DŁUGO CZEKAĆ NA EGZAMINY!
Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam tym tekstem.