przez mglikaa » piątek 21 sierpnia 2009, 12:01
hej:) wczoraj o 11:12 wsiadłam do samochodu egzaminacyjnego..:) wprawdzie egzamin miał się rozpocząć o godzinie 10:00, ale z powodu opóźnień, musiałam poczekać jeszcze godzinę. Atmosfera przed egzaminem.. bardzo stresująca. Czeka się tylko na to, aż któryś z egzaminatorów wyczyta Twoje imię. W myślach modlitwy o to, żeby tylko trafił się ktoś normalny. Później jednak zaczyna się wątpić, że normalni ludzie tam pracują.
Najbardziej przejął mnie widok zdających, którzy ledwo wyjeżdżając na plac, zaraz wracali ze spuszczonymi głowami... Emocje niesamowite. Na szczęście w pobliżu były 2 koleżanki, które również miały zdawać o godzinie 10:00. Razem zawsze raźniej i jeśli jest ktoś obok, to naprawdę pomaga:)
Przyszła pora na mnie. Pan egzaminator wyczytał moje imię i zaraz poczułam jak szybciej bije mi serce;) Kazał mi iść do samochodu, więc grzecznie posłuchałam, zostawiłam torbę na tylnim siedzeniu i usiadłam za kierownicą. Silnik był włączony, co mnie trochę zdziwiło. Egzaminator zasiadł obok mnie i poprosił o dowód. Wydawał się naprawdę sympatyczny. Nawet coś do mnie zagadał, zażartował, więc się trochę uspokoiłam. Do pokazania miałam światło cofania i wlew płynu hamulcowego. Włączyłam wsteczny, poszłam na tył samochodu żeby pokazać, które to światło (egzaminator siedział w samochodzie (;), po czym poszłam otworzyć maskę. Spytał mnie o to, kiedy wiadomo czy jest dostateczna ilość płynu. Kiedy zaczęłam tłumaczyć, że płyn musi się znajdować między minimum a maximum, opieprzył mnie, że „za dużo słów, za mało treści” :|
Oho.. Pan egzaminator zaczął odsłaniać swoje prawdziwe oblicze. Mimo wszystko zaliczył moją odpowiedź i kazał przejść na plac. Po wejściu do samochodu, po sprawdzeniu lusterek, zapięciu pasów i włączeniu świateł, ruszyłam.. Zaliczyłam łuk (choć do tej pory nie wiem jakim cudem, bo zawsze miałam z nim problemy), podjechałam na „wzniesienie”, które tak naprawdę jest mało widoczne i gdyby nie słupki nie wiedziałabym, że tam jest :D Ruszenie z ręcznego również nie sprawiło mi żadnych trudności. Podjechałam po pana egzaminatora, ten kazał mi przygotować się do jazdy na miasto no i ruszyłam.
-Jedź prosto – powiedział.
Tylko, że tam, trzeba jechać między słupkami i je jakoś ominąć. Nie widziałam gdzie jest wyjazd. Jechałam więc za słupkami i zaczęłam skręcać tak jak one, na co egzaminator pojechał mi po hamulcach i zaczął się wydzierać. Pomyślałam sobie: „O kur**, no to koniec :|” Ale.. po głośnym wykładzie mojego egzaminatora, który dogłębnie przekazał mi, że w ogóle nie myślę, co robię, pojechałam dalej;) Nigdy w życiu nie siedziałam za kierownicą tak zestresowana. Dojechałam do skrzyżowania z zamiarem skrętu w lewo. Przepuściłam samochody, jeb. Zgasło mi auto. Dobra.. myślę sobie: „spoko.. dopiero pierwszy raz, więc jeszcze nie jestem skreślona”. Wyjechałam ze skrzyżowania i zaczęłam rozpędzać auto. Przy prędkości 44-45, egzaminator zaczął się wydzierać: „szybciej! szybciej!” W tym momencie się go przestraszyłam. Dodałam gazu i jechałam jak chciał. Przy dojeżdżaniu do świateł, kiedy widziałam, że z zielonego wskoczyło na żółte, zaczęłam hamować i zredukowałam sobie bieg do 2, co bardzo zdenerwowało znowuż mojego egzaminatora;)
- a co to, na 3 nie da się zahamować?! A jak trzeba by było gwałtownie hamować to, co, pani myślałaby o redukowaniu biegów?!?! - zaczął krzyczeć.
Odpowiedziałam tylko, że na 3 też się da zahamować. Nic więcej nie byłam w stanie z siebie wydobyć. A jak zaczęłabym się z nim kłócić i nie daj Boże powiedziałabym zbyt wiele, to różnie mogłoby się to skończyć;)
Miałam drugi raz tą samą sytuację i znów zredukowałam bieg (tak się nauczyłam, a nie było potrzeby gwałtownie hamować) No to w tym momencie chyba wytrąciłam z równowagi pana egzaminatora, który zarzucił mi, że chyba żucie gumy do żucia jest ważniejsze od tego, co on mówi. (Nigdy nie wchodźcie do samochodu z gumą do żucia ;D). kaplica. Już miałam przed oczami wynik negatywny, choć nie robiłam błędów zagrażających innym.
Miałam 2 dosyć stresujące sytuacje. Pan egzaminator jakieś 5 metrów przed uliczką kazał mi skręcić w lewo. Z naprzeciwka jechał samochód, który zatrzymał się przede mną i migał światłami (dając do zrozumienia, że mnie puszcza). Oczywiście nie wjechałam, bo przecież on nie jest upoważniony do tego, żeby kierować ruchem, jak to tłumaczył mi mój instruktor;) Egzaminator po paru sekundach wrzasnął: JEDŹ!! Zawahałam się, chciałam wjechać ale on w tym samym momencie ruszył. Więc równie szybko zahamowałam. Chyba znowu zdenerwowałam pana egzaminatora, który stwierdził, że jestem niezdecydowana. Już chciałam wychodzić z tego auta, ryczeć mi się chciało, ale w końcu wjechałam w tą uliczkę, gdzie kazał mi zaparkować równolegle.
Uliczka była stroma, z koleinami, kamieniami i żwirem. Do tej pory nie wiem jak mi się to udało, ale z drobnymi korektami, poradziłam sobie. Wyjechałam stamtąd, jeb. Znów mi auto zgasło;). Ale dobra. Egzaminator siedzi cicho. Pojechałam dalej, do skrzyżowania z pierwszeństwem łamanym. Dojeżdżając do skrzyżowania widziałam nadjeżdżający samochód, który jechał z dosyć dużą prędkością, więc się zatrzymałam (na moje oko wydawało się do konieczne), jednak znów doprowadziłam pana egzaminatora do kompletnej furii.
-Co pani wyprawia! - krzyczał. W ogóle pani nie umie ocenić sytuacji!
… w końcu ruszyłam.
Kiedy jechałam już do wordu stwierdził przy zmianach pasów, że bawię się kierunkowskazami i ochrzanił mnie, że jezdnia to nie dyskoteka;) Znów zaczął mnie popędzać i czepiać się o wszystko, co było możliwe i nawet o to, o co nie powinien się czepiać, ponieważ to jest moja sprawa jak jeżdżę i jeśli tylko nie zagrażam innym, to nie powinien się moim zdaniem wtrącać, a jak już to mówić to w inny sposób. Ogółem stworzył mi na egzaminie bardzo stresującą atmosferę i aż sama sobie się dziwię, że nie zrobiłam jakiegoś głupstwa.
Jechałam do Wordu z myślą, że na pewno nie zdałam. Cudem się nie rozbeczałam i zajechałam cała. Po zatrzymaniu samochodu pan egzaminator nie odezwał się do mnie ANI SŁOWEM. Wypisał mi na kartce pozytyw. I wyszedł z auta.