Witam,
Czy jest ktoś mi w stanie pomóc, poradzić, jak sobie poradzić ze stresem? Stresem, wręcz ogromnym. A dlaczego - to już wyjaśniam.
Otóż 20 sierpnia miałem pierwszy raz egzamin na prawo jazdy. W dniu egzaminu byłem całkowicie wyluzowany, podszedłem do tego "prawidłowo" - stwierdzałem, że to prawko to błahostka, a nie sprawa najwyższej wagi, etc. Potem było tylko lepiej - teoria bezbłędnie i z wielkim uśmiechem na ustach podszedłem do egzaminu praktycznego. I tu zaczęły się schody, mianowicie przydzielono mi okropnego egzaminatora - który praktycznie nie mówił nic, tj. nie wydawał żadnych poleceń, komend, a mój egzamin na placu sprowadzał się do zgadywania, o co egzaminatorowi chodziło. Jeżeli chciałem się upewnić, czy zaliczyłem techniczny przegląd wozu, to niestety reakcja była natychmiastowa: "No do ch*lery Pan tu zdaje egzamin, a nie ja! To pan powinien wiedzieć!". Pomimo bezbłędnego zaliczenia placu manewrowego, owe zimno, agresja i groźby egzaminatora spowodowały, że przy wyjeździe z placu na miasto, noga na sprzęgle trzęsła mi się niesamowicie, a serce biło kilkakrotnie szybciej - wszystko o egzaminatora. Nawet próba rozładowania napięcia w postaci rozpoczęcia delikatnej konwersacji skończyła się totalnymi fiaskiem i ostrzeżeniem.
Na szczęście facet się uciszył i ograniczał do wydawania komend na mieście, tak więc i ja się opanowałem. Niestety po 10 minutach jazdy po mieście popełniłem głupi błąd - w pewnej dwukierunkowej, strasznie ciasnej uliczce (po obu stronach jezdni były zaparkowane równolegle rzędy samochodów), mijając kolejne auta i powoli posuwając się do przodu, nie zauważyłem, że jedno felerne auto wystawało bardziej przy jezdni i bym zahaczył prawym lusterkiem o lewe lusterko zaparkowanego samochodu. Egzamin zakończył się z wynikiem negatywnym i do widzenia.
Efekt jest teraz tego taki, że nie jestem w stanie pogodzić się z moim niewybaczalnym i nade głupim błędem. Tym bardziej, że nagle po zmianie miejsc w samochodzie otrzymałem opinię, że jeździłem "bezbłędnie i bardzo dobrze".
I teraz najzwyczajniej boję się drugiego podejścia do egzaminu praktycznego, który mam za niecałe 2 tygodnie. Boję się, że znów będę musiał przechodzić cały ten stres, ten strach wobec mojego egzaminatora. I to mi nie daje spokojnie spać po nocach. Każda myśl o prawku i egzaminie wywołuje u mnie skręt kiszek. Nie jestem w stanie słuchać muzyki, którą bezpośrednio przed egzaminem słuchałem - bo mi się kojarzy z tym przykrym doświadczeniem. Gdyby moje pierwsze zetknięcie z egzaminem było przyjemne (miły i sympatyczny egzaminator), nie bałbym się tak teraz. A ja nie chcę już czekać dalej. Dzisiaj myślałem, że się rozchoruję ze stresu. Bo się boję egzaminatora i jego reakcji.
W tej chwili chcę zdać egzamin nie dlatego, że będę mógł jeździć - ale żeby zakończyć ten rozdział w moim życiu i poczuć najnormalniejszą ulgę.
Ale czy możecie mi poradzić, jak sobie poradzić z tym stresem i lękiem? Bo ja nie daję sobie rady.