przez Sappie » wtorek 15 marca 2016, 23:07
NAJGORSZE PRZEŻYCIE JAK DOTYCHCZAS- nikomu nie polecam tego egzaminatora! (historia opisana w skrócie- naprawdę...)
Zdawałam egzamin jeszcze w 2015 roku i podchodziłam do niego 2 razy. Za pierwszym razem miałam Przemysława W. Generalnie za wiele nie mogę o nim powiedzieć, bo przez własną głupotę oblałam na górce- wydawał mi się taki neutralny, chociaż moja siostra z nim miała i raz był dla niej trochę niemiły, ale suma sumarów był ok. Na drugim egzaminie przypasowano mi Pana Marcina J. Z tego co mi wiadomo ten Pan ma ojca, który również jest egzaminatorem w WORD'ZIE w Sieradzu, ale jest jedno "ale". Totalnie się od siebie różnią i mi niestety było dane zmierzyć się ze złem. Ledwo co wyjechałam na miasto, a już się zaczęły upokarzające komentarze (niektóre naprawdę ciężko było znieść, a praktycznie wszystkie musiałam przemilczeć). Czasami coś mu odpowiadałam typu "Jestem uprzejmym kierowcą" to on mi wylatywał z jakimiś swoimi tekstami, które miały mnie zdekoncentrować i zdenerwować. Generalnie uczepił się pieszych, że niby łamię kodeks ruchu drogowego, bo powinnam ich przepuszczać, kiedy już są na ulicy, a nie kiedy czekają, aż jakieś auto się zatrzyma oraz stwierdził, że tym samym hamuję ruch drogowy, bo auta za mną muszą się zatrzymać (jakby nigdy tego nie robiły) "To może w takim razie poczekamy na cały Sieradz" itd. to potem znowu jak raz przejechałam przez zebrę i widziałam, że ludzie którzy stali nieopodal przejścia, ewidentnie nie byli zainteresowani przejść na drugą stronę, to oczywiście mi wyjechał "Dlaczego Pani ich nie przepuściła!?" "Nie chcieli przejść." "Taaaak?? Ja na ich miejscu w sumie też bym się bał wejść na drogę, kiedy bym widział, że to pani jest kierowcą" (jeszcze mówił to taki tonem głosu typowego chama, za przeproszeniem) i tak dalej i dalej i w kółko.
Jeździłam wszędzie tam, gdzie łatwo jest oblać egzamin, nie wspominając już faktu, że ogólnie za kółkiem spędziłam 51 min + na parkingu w WORD'ZIE dodatkowe 10 min mówienia: jaka ja to jestem beznadziejna, o niczym nie mam pojęcia itp. Kazał mi podać dokładny numer punktu z kodeksu drogowego mówiącego o pieszych. Oczywiście nie wiedziałam, to jaką miał z tego uciechę i potwierdzenie swojej pseudoteorii o mojej beznadziejności. Pamiętam jak w pewnym momencie zwróciłam się do niego "Proszę Pana", a on do mnie "Jakiego Pana!? Jakiego Pana!!!? Jestem EGZAMINATOREM!!"- kurczę, pomyślałam sobie, że może jeszcze mam się zwracać "Najwyższa Ekscelencjo!?". Oczywiście zdałam, bo nie miał się do czego doczepić, ale nie powiedział mi nawet, że "pozytywny" tylko dał mi kartkę i kiedy już się upewnił, że ją odczytałam, rzucił tylko na koniec "Na szynach". Żadnego "do widzenia" nie usłyszałam (mimo, że ja to słowo wypowiedziałam).
Ciężko mi było przetrwać egzamin. W środku wszystko się we w mnie gotowało, bo zdawałam sobie sprawię z tego, że od niego zależy wynik końcowy i to było na najgorsze. Nawet kiedy już mu przytaknęłam, że rozumiem swoje błędy (miałam serdecznie dość jego ględzenia) to mi wmawiał "Nieee, nieee Pani nic nie rozumie." Też mi powiedział "Pewnie instruktor kazał ci się zatrzymać przed każdymi przejściem dla pieszych. Wy myślicie, że to tak jest- stop przed pasami i egzaminator będzie zadowolony!(...)" ja mu odpowiedziałam "Nic takiego nie mówił" "Jaasne- ja już swoje wiem." Mimo, że wynik był pozytywny nie umiałam się cieszyć. Ba! Mało tego- kiedy już usiadłam w poczekalni zaczęły mi lecieć łzy. Te wszystkie trzymane w środku emocje, niemoc, bezsilność własnej obrony, te wszystkie usłyszane ukryte obelgi itd.- wylało się ze mnie w jednej sekundzie. A potem po wszystkim naszła mnie ogromna złość i obrzydzenie do tego człowieka.
Wiem, że kiedy kogoś oblał i ta osoba go zgłosiła i wygrała. Pan Marcin J. wmawiał chłopakowi, że jest niedouczony, a jak się potem okazało- sam nie był.