To mój pierwszy post na forum, więc witam serdecznie !
Dokładnie ten temat zainspirował mnie do założenia konta, bo ogólnie forum to przeglądam od pewnego czasu, nigdy wcześniej jednak nie rozważałam aktywnego udziału. Przechodząc do historii: zabawę z prawem jazdy zaczęłam na równo z III rokiem na studiach, bo taka niestety już jestem, że jak coś sobie postanowię, to żadna logika do mnie nie przemówi, ja jestem gotowa to zrobić i już Także robiłam je na równi z wymagającymi studiami, no ale udało się odbyć kurs, zdać wewnętrzne i sesję bez problemu.
Po sesji zapisałam się na teoretyczny...zdając oczywiście pojawiła się paranoja, że te pytania są inne niż na próbnych i nie zdam. Były ze dwa takie, na które śmiało mogłabym wybrać więcej niż jedną odpowiedź i prawdopodobnie na nich straciłam punkty, bo egzamin co prawda zdany, ale nie na maksa jak wewnętrzny Wszystko tego typu robię szybko, więc zerwałam się po jakiś 5 minutach jako jedyna, wyszłam szybko i zaraz pytanie w głowie CZY MI SIĘ WYDAWAŁO, ŻE TAM BYŁ POZYTYWNY? Argumentem uspokajającym był fakt, że widziałam zieleń, a nie czerwony kolor.
No to praktyka. Już podczas zapisywania się miałam problem- pojawił się błąd przelewu, z konta mi nie ściągnęło, więc przelałam jeszcze raz. I okazało się, że wystarczyło poczekać (no to ładny już obraz mojej osoby się szykuje tutaj z tego opisu ) i mimo błędu kasa by doszła. Oprócz stresu, że idę na egzamin pojawił się także kłopot odzyskania poprzedniej, straconej wpłaty. Na szczęście wypełniłam wniosek i odzyskałam to, poza chyba 3 złotymi- w tym opłata manipulacyjną. Także w razie takiej sytuacji nie martwcie się, udzielą wam informacji mailowo szybko i rzetelnie, pieniądze do was wrócą
Niestety, zapisując się drugi raz nie zauważyłam, że na 11:00, nie na 10:00. Widocznie tamten termin został już zajęty w czasie, gdy ja się zajmowałam orientowaniem się, co odwaliłam, no ale oczywiście po co sprawdzić dokładnie godzinę . Pojawiłam się tam przed 10, także około 1,5 spędziłam w poczekalni....I w końcu wyszedł pan Piotr G., wyczytując mnie na egzamin. Pierwsze zadanie bez problemu, łuk bez problemu- on idzie do mnie, a ja panikara od razu pytam go, czy nie zdałam- o tak, na wszelki. On że nie, że bezbłędnie i jedziemy na górkę. Także pierwsza rada....nie bądźmy nadgorliwi
Górka super (a to był mój koszmar placowy, łuk zawsze elegancko ale górka...). Jedziemy na miasto, skręcamy w lewo, skrzyżowanie ok, ja się czuję spokojna, panuję nad sytuacją i potem S2....no i pytanie w głowie czy ja się zatrzymuję na linii, czy przed sygnalizatorem. Nie w panice, spokojnie ... i oczywiście, że zatrzymałam się na linii . "Pani się nie zatrzymała na sygnalizatorze S2...." Czysta niewiedza, brak mojego dopytania na kursie i przećwiczenia tego manewru (chyba nigdy tego na kursie nie robiłam :O aż dziw...a mogłam poprosić), moja wina 120%. Na stres tego zwalić nie mogę, bo coś we mnie wstąpiło i odkąd wyjechałam na miasto to byłam jak na siebie opanowana- ale zapewne i tak pozornie. Nie ogarniałam przez chwilę aż do momentu zjechania na parking (chyba parking koło szkoły Kursant, ale nie wiem, to nie mój OSK) i tam pan wyjaśnił, że to koniec egzaminu i dopiero wtedy dotarło, że to przecież kardynalny błąd. Pan spytał, czy mnie wysadzić gdzieś, czy do WORDu (miłe!), pożegnaliśmy się, wracam do domu walcząc z czarnymi myślami
Podejście nr 2.
Trafia mi się ten sam pan, tydzień później. Ogólnie trudno mi go opisać- poważny, cichy, czasem wręcz zimny, ale miał takie ciepłe iskierki w oczach. Bardzo dziwna mieszanka surowości, krytyczności i jakiejś takiej...normalności. Przez to bardzo trudno było go odczytać, czy jego komentarz oznacza błąd do zapisania na kartce, czy może to po prostu uwaga "na przyszłości". Tym razem na placu podobnie, z tą różnicą, że 1 górka nie wyszła- zgasł bodajże, co oczywiście skutkowało natychmiastowym skokiem ciśnienia pod sufit. Jednak ok, wyjeżdżamy z placu- na Brochów, niestety ulic nie znam na tyle dobrze, nie moje okolice, dlatego ich nie podam krok po kroku. Na pewno w ciągu trasy byłam na Armii Krajowej, Borowskiej, Świeradowskiej, Morwowa, Gazowa. Wg. mnie trasę miałam bardzo, bardzo łatwą, głownie w strefie.
Jedziemy na początku tak samo, S2 spoko, wszystkie inne zadania spoko, ale:
1) irytował się na mnie- słusznie oczywiście- np. za ociąganie się po ruszeniu ze stopu (widziałam światła pojazdu i okazało się, że to był pojazd wolnobieżny i w sumie na cholerę go chciałam puszczać, jak nie dałby rady nawet się zbliżyć do mnie, a ja już bym mogła czmychnąć) , usłyszałam "a pani wie, że dynamiczna jazda też jest oceniana?". No i stoję tam, sekundy lecą, czekając aż te osobówki w końcu się skończą i będę mogła uciec z tego miejsca. Udało się. Potem irytował się za drobnostki których już nie pamiętam, ale to raczej nie były błędy-błędy.
2) dał mi po hamulcach przy próbie wyjazdy po hamowaniu w wyznaczonym miejscu, ale tak jak w jednej z powyższych historii nie zakończyło się to oblaniem, widocznie było to po prostu ostrzeżenie- i dobrze, bo akurat w tym wypadku byłam świadoma, że nie wjadę nikomu w tyłek. Rozumiem jednak reakcję, każdy widzi sytuację inaczej ze swojej perspektywy, a oni maja być na to wyczuleni.
Jedziemy, ja zaczynam znowu odwalać swoją szopkę z pytaniem, czy to już koniec itd. (to hamowanie mnie tak wytrąciło z równowagi). On się pyta, czy aż tak bardzo nie chcę zdać i to mnie otrzeźwiło- dziewczyno, co ty odwalasz? Przeprosiłam i jedynie poprosiłam o jasną komendę od razu- że nie zdałam, bo ostatnim razem nie zajarzyłam przez kilkanaście sekund i taka fałszywa nadzieja jest chyba najgorsza I dobrze, że o to poprosiłam, bo przynajmniej mogłam skupić się na tym, co robię, a nie zastanawianiu się, czy przed chwilą czegoś nie zrobiłam. Po drodze był jeszcze problem na moim pasie, ale ogarnęłam.
W pewnym momencie ogarniam, że jesteśmy pod WORDem i aż trudno mi było uwierzyć....ale zdałam! 01.03.2017 r. Zazwyczaj nie mówię nic oprócz zwyczajnego "do widzenia", ale tu aż pożyczyłam panu Piotrowi miłego dnia.
Ogólne wrażenia? Jeszcze raz powtórzę- Piotr G.- instruktor, którego według mnie ciężko ocenić jednoznacznie, bo z jednej strony brzmi surowo i daje takie wrażenie, ale jednak nie oblał mnie, a myślę, że spokojnie mógłby za to hamowanie - mimo, że wg. mnie było ok, ale pamiętam, że jestem tylko żółtodziobem, który na dobrą sprawę nic nie potrafi (nie jest to sarkazm). Małomówny, nie żartował, nie śmieszkował, po prostu wykonywał swoją pracę, ale czasem się usmiechnął- za co go szanuję. Życzę wam współpracy z tym panem
Ogólnie o Word Wrocław...nowa siedziba, bardzo komfortowa, przyjemna kawiarenka, miła obsługa, miłe panie w okienkach i na plus fakt, że zwrócili mi dość szybko pieniądze po wysłaniu wniosku (można mailem, niezwykle wygodne). Samochody nowe, mi się przyjemnie jeździło, no ale miałam "przyjemność" jeździć chyba tylko na jednym. Podsumowując, jestem zadowolona, nikogo nie obwiniam bo nie mam za co. Jedyne rady...jeśli masz jakąś wątpliwość, to powiedz to głośno, lepiej to niż potem chociaż 10% myślenia przeznaczać na "kurczę, mogę to czy nie?". Jak coś się stanie, to wyjaśniaj, jeśli oczywiście jesteś świadom! i pewien, że masz rację- u mnie z hamowaniem podziałało, bo w końcu przestał gadać jak mu powiedziałam 3 raz, że chciałam wjechać za autem, a nie w jego tył (ach to popadanie ze skrajności w skrajność z dynamiczną jazdą ):).
I to była moja historia z Word Wrocław.