WORD Warszawa - relacje z egzaminów, informacje i opinie

Tutaj możesz umieścić informacje i opinie dotyczące danego ośrodka egzaminacyjnego oraz zdać relację z egzaminu.

Moderatorzy: ella, klebek

Postprzez Ferdydurke » czwartek 31 stycznia 2008, 13:10

Więc może i czas na mnie,wreszcie mogę to na spokojnie napisać,bo wcześniej nerwy zżerały przez te wszystkie procedury,ale o tym później.

Word Bemowo 11.01.2007 godz 9
podejście drugie-pozytywne

Pierwszy raz oblałem z własnej winy(zielona strzałka zgasła gdy po zatrzymaniu przed nią,ruszyłem nie sprawdzając czy dalej się pali),a egzaminator był na prawdę w porządku,więc na ten temat się rozpisywać nie będę.
Ale teraz już o zdanym egzaminie.Stres większy niż przed pierwszym.O 9 odprawa w sali i oczekiwanie.Co chwile ktoś wracał z placu,bez wyjazdu na miasto,5-10 min i do widzenia.No i przed 10 zostałem wywołany.Troszkę poczekałem na egzaminatora no i jest.Sprawdzenie dowodu,ruszamy na placyk.Najpierw uruchomić auto,włączyć odpowiednie światła,potem silniczek,troszkę stresu,ale powoli schodzi."Pan sobie wsiądzie i poczeka aż łuk się zwolni,potem proszę wsiąść i wykonać manewr w obie strony"...i sobie poszedł,rozmawiać z innym egzaminatorem.Poczekałem,łuczek elegancko w obie strony,nie wiem nawet czy patrzył jak wykonywałem to.Nic nie mówił,wskazał na górkę.Z lekkim problemem,ale ruszył za pierwszym razem.No to jedziemy na miasto.Żadnej gadki zaczynać nie chciałem,no bo będzie,że zagaduje czy coś,no ale Pan sam zaczął,o zepsutej sygnalizacji i tak jakoś rozmowa się zawiązała.Wyjazd w lewo i w lewo na światłach,wszystko ok.Egzaminator rozmowny,sam pytał co robię w życiu,co planuję itd.Okazało się,że mieszka niedaleko mnie,ta sama ulica,studiował w tym samym budynku UW co ja,polityka podobne upodobania-dosłownie rozmowa o wszystkim.Trasa Powstańców Śląskich-Maczka-Galla Anonima-Broniewskiego-Rondo Radosława-Powązkowska-Powstańców Śląskich...i tak mija 35 min,a my przy ośrodku,myślę czy to już?bez parkowań?Ale nie,jedziemy na osiedle domków wykonać właśnie parkowania i zawracanie.Zawracanie ok.Co do parkowania to przejechaliśmy 3 parkingi i nigdzie nie parkowałem mimo,że było pełno miejsc.Jedziemy na 4,pytam"no to może tutaj?""nie,nie tu ma Pan za dużo miejsca,znajde takie gdzie się Pan ledwo zmieści".Ale to takim żartobliwym tonem.Wreszcie miejsce znalezione,takie że drzwi to można by na oścież otworzyć.No to wyjazd z parkingu i tekst"dobrze przejedzie Pan prawidłowo 300 metrów do ośrodka,nie zrobi głupoty,to ma Pan prawo jazdy"...no to musiało się udać:)Do ośrodka miałem skręt w lewo,z daleka widziałem autobus na przystanku to zwolniłem,by sobie spokojnie odjechał,lepiej uniknąć sytuacji skretu w chwili gdy wrzuci migacz.Noooo i jest,wjazd,zatrzymujemy się."Zgasł Panu te kilka razy,no ale co...gratuluje zdanego egzaminu:)"
Rzeczywiście gasł mi trochę,ale wszystkie manewry,parkowania,skrzyżowania zero błędów,zero komentarza.
Niezapomniane wrażenie to wracać do ośrodka na miejscu kierowcy i ten pełen zdziwienia wzrok oczekujących na egzamin :):)

Co do urzedu to brak komentarza.Docelowo 3 tygodnie czekania.2 tygodnie i żadnej informacji na stronce o dokumentach.Telefon do urzędu-nie mają,telefon do wordu-wysłali 14stego.Znów telefon do urzędu-proszę zadzwonić za tydzień.Tak więc 28.01 na stronce,dalej nic!!!Dzwonię do nich-dokumentów nie mają,porada by mi w wordzie pokazali że wysłali...strasznie wkurzony i zdenerwowany już się ubierałem,ale nagle telefon z urzedu,że dokumenty jednak są.No to nieźle.Leżały pewnie gdzieś na dnie i gdyby nie telefony to bym się nie doczekał.Wniosek wg.strony przyjęto 29.01 !!! a więc 18 dni od egzaminu.To tak dla przemyślenia dla wszystkich,którzy się denerwują,że nie ma informacji na stronce po tygodniu czy 10 dniach.Walczcie o swoje i dowiadujcie się!
Do zobaczenia na drogach! :)
Ferdydurke
 
Posty: 4
Dołączył(a): czwartek 31 stycznia 2008, 12:35
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez zuzuspos » piątek 01 lutego 2008, 12:13

WORD BEMOWO
godz. 8:00, podejście pierwsze, wynik: POZYTYWNY !

Wyczytana zostałam dopiero około 9:00, ale godzinka czekania to w końcu i tak jeszcze nie tak źle... Chociaż muszę przyznać, że niezależnie od tego ile by się nie siedziało w tym hallu to i tak zawsze jest to nieprzyjemne. Ze swojej grupy zostałam wyczytana jako jedna z ostatnich, a wcześniej na każdy dźwięk komunikatu "Proszę o uwagę..." serce podskakiwało mi niemalże do gardła... Dlatego dla wszystkich oczekującyh najlepszą radą było by chyba zabranie wciągającej ksiązki czy jakiejś MP3. Ja miałam swojego iPoda i to naprawdę działało, pozwolilo się zupelnie odizolować od toczących się wokół nerwowych dyskucji na czas oczekiwania, złośliwość egzaminatorów itp...

No ale dobra przejdźmy do sedna. Gdy zostałam wyczytana, zgłosiłam się do egzaminatora, powiedziałam "dzień dobry" i podałam mu swój dowodzik. W dpowiedzi usłyszałam jednak tylko świst wyrywanego z ręki dokumentu :? Następnie poszliśmy do samochodu. Tam usłyszałam, iż mamy chwilę czasu nim się komputer z kamerą załączy i czy mam jakies pytania. Miałam jedno zasadnicze - o działanie elektrycznie sterowanych lusterek. Odpowiedź na to pytanie była całkiem satysfakcjonująca. Następnie ja zostałam zapytana czy znam kryteria oceniania, wymogi i cos tam jeszcze na placu manewrowym. Powiedzialam, ze znam, ale ze skoro mamy chwile czasu to może mi je jeszcze przypomnieć. No i wtedy usłyszałam "Ja się pani nie pytam czy panie chce je sobie przypomniec, tylko czy je pani zna czy nie ?!?!" No w takim wypadku chyba nikt by odważył się odpowiedziec, ze nie...
Dalej czynności przygotowawcze, płyny eksploatacyjne, światła itp. Wszystko spoko poszło, usłyszałam nawet pochwałę, że tak szybko i sprawnie.

Następne zadanie:
łuk i górka - poszło jak po maśle, chociaż w sumie może z ruszaniem pod górkę samochodem, w ktorym jak na razie nie czuje sie sprzęgła nie było, az tak łatwe, no ale jakos poszło.

Dalej ruszamy na miasto.
Usłyszałam krótki wykładzik o tym jak to będzie wyglądać, ile będzie trwać itd. Aha na koniec było jeszcze "Mam nadzieję, że dobrze wykorzysta Pani swój czas..." Wyjazd z ośrodka w prawo, potem gdzieś tam na te małe uliczki osiedlowe, zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury, parkowanie prostopadłe. Wszystko bezbłędnie! Potem seria skrzyżowań równożędnych, ze trzy razy jeszcze zawracanie, znowu uliczki osiedlowe. Raz zagapiłam się na światłach, bo patrzyłam na światła dla pieszych kiedy się zmienią i będę mogła niedługo ruszaći z tego powodu niezauważyłam warunkowego skrętu w prawo, który mogłam wówczas wykorzystać. "Na szczęście" mój egzaminator czuwał i nie omieszkał przywrócić mnie do porządku wymownym, aczkolwiek głośnym stwierdzeniem "Dlaczego nie jedziemy?!?!" . No i dalej wreszcie, sytuacja której nadal do końca nie rozumiem... Jedziemy prosto, słyszę polecenie skrętu w prawo. Ja miałam jeszcze zielone wówczas, więc piesi, którzy tam przechodzili, także je mieli. Jednak zanim dojechałam do pasów, zatrzymałam się by przepuścić tych którzy jeszcze przechodzili, ich światło zmieniło kolor na czarwony. Przed przejściem stały wówczas jednak jeszcze dwie osoby. Jedna pani od razu rzuciła się na czerwonym i sama pobiegła na drugą stronę. Druga z nich natomiast zrobiła taki numer, ze weszła jakies 1,5m na pasy po czym zawróciła i stanęła na krawędzi przejścia chwiejąc się to w jedną to w drugą stronę. Widząc to nie wiedziałam co zamierza zrobić, dlatego zdecydowalam, ze poczekam i zobacze jak rozwinie się sytuacja. W końcu jednak owa pani zdecydowała się jednak przebiec na tym czerwonym świetle. Wydawało mi się, że sprawa skończona i mogę jechać. Dlatego ruszyłam. Jednak wtedy usłyszałam dziwne pytanie "Dlaczego Pani prowokuje pieszych do zachowywania się w ten sposób?!?!?!" (Jak zawsze niezykle wymowne i zrozumiałe ;) ) Przyznam, ze zamurowało mnie to. W końcu zaczęłam mówić, że ta pani chyba sama nie wiedziala, co zamierza zrobić i dlatego ja także wolałam ograniczyć wobec niej zaufanie. Mi w sumie do tej pory wydaje się, żepostąpiłam słusznie, a egzaminator chciał we mnie w ten sposób wzbudzić jakieś zwątpienie w siebie czy cos, bo słyszałam wcześniej, że bardzo często to robią, No ale owe pewnę wątpliwości pojawiły się dopiero teraz, a nie wtedy. No i na szczęście. Bo potem pan egzaminator przechodził sam siebie w poleceniach, gdyż kolejne 15 minut jazdy ćwiczył swoje podpuchy, każąc mi skręcać w lewo w miejscu gdzie jest to zabronione, zawracać w podobnych okolicznościach, wpuscić mnie w maliny w jazdę pod prąd na jednokierunkowej i wieeeele innych. Naprawdę muszę mu to przyznać, że był facet pomysłowy. No ale na szczęscie zachowałam zimną i nie dałam się na nic złapać. Jednak gdy już wiedziałam, że wracamy do ośrodka nadal się nie cieszyłam, nawet w bramie WORDu. W końcu wiem, że są i tacy egzaminatorzy, którzy o fakcie obalnia egzaminu lubią wspomnieć dopiero na placu manewrowym. Więc po zaparkowaniu samochodu siedziałam i w napięciu niczym na wyrok oczekiwałam na wynik. W końcu po dłuzszej chwili milczenia usłyszałam zrezygnowany ton słów "No niestety..." Pomyślalam sobie kurde, szkoda i w sumie dlaczego, skoro wszystko było ok. Po kolejnej chwili milczenia usłyszałam jednak " No niestety... niestety, bo nasz czas razem właśnie się skończył. Gratuluję, wynik egzaminu: pozytywny!" Normalnie mnie zamurowało, a no i to poczucie humoru... No ale dobra nie to się liczy. Potem pan egzaminator był już całkiem miły, coś zaczełam mówić, że to sprzęgło mi nie pasowało i wiem, że dało się to zauważyć. On mi powiedział, że to normalne, bo w końcu w każdym samochodzie działa inaczej. Zapytał się mnie jeszcze które to podejscie, odpowiedziałam, że pierwsze. Na co egzaminator "No i co Ci ludzie mówią, że to niemożliwe zeby zdać za pierwszym razem. Jak widać jak ktoś umie jeździć to potrafi to zrobić" No i to stwierdzenie sprawiło, że zapomniałam o całym tym stresie, krzykach itp. :D aczkolwiek... "Do widzenia" podobnie jak "dzień dobry" nie miałam okazji usłyszeć ;) ... heheh
zuzuspos
 
Posty: 7
Dołączył(a): niedziela 27 stycznia 2008, 13:01
Lokalizacja: z Warszawy :D

Postprzez Ferdydurke » sobota 02 lutego 2008, 00:20

co do Twojej sytuacji z pieszymi to serio trzeba uważać,ale chyba mu chodziło o to,że jak ona weszła na pasy mając czerwone i się cofnęła potem,to powinnaś już pojechać,ale każdy na Twoim miejscu by zrobił pewnie tak jak Ty i przeczekał,niefajnie by było ruszyć w momencie w którym Pani zdecydowałaby się przejść.
Ja akurat egzaminatora miałem bardzo fajnego.Taka sytuacja na drodze.Zbliżam się do pasów,nagromadziło się parę osób,no to przepuszczę,przechodzą,przechodzą...no i na końcu dziadek z rowerkiem,dochodzi do przejścia,koło już na pasach a on klęka i buta zawiązuje :shock: niby wszedł na przejście,niby nie,w sumie nie idzie,bo zajął się butem,jechać czy nie?równie dobrze można oblać za to,że się poczekało,równie dobrze że się pojechało.Zależy od egzaminatora.Ja poczekałem i w trakcie czekania mówię"w sumie mógłbym już jechać,ale wie Pan,znając życie przejdzie gdy ja ruszę,no i po co taką sytuację..."
jego odpowiedź?
"No to jakich przedmiotów uczy się pan jeszcze na tych swoich studiach?" :lol:
Ferdydurke
 
Posty: 4
Dołączył(a): czwartek 31 stycznia 2008, 12:35
Lokalizacja: Warszawa

oblewnicza

Postprzez olivcova » sobota 02 lutego 2008, 20:11

dzis podejscie 1 niestety nie ostatnie :cry: samochod corsa
Na sam widok egzaminatora zrobiło mi sie słabo, twarz starego ubola w kaszkiecie, którego nie raczył zdjac nawet w samochodzie.
Typ z rodzaju wybitnie nieprzyjemnych ale sobie mysle, przyjemny czy nie byleby sprawiedliwy.
Zbiorniczki luz wiadomo ale bałam sie grzmotnac maska w skutek czego cosik nie mogłam jej zamknac, pan podchodzi grzmotnał maska i niby ok ale tylko niby.
Potem swiatła etc i egzaminator idzie na najdalszy łuk a ja mam sie przygotowac do jazdy i do niego zaraz podjechac.
A tu egzaminator ze stanowiska obok słysze krzyczy do tamtego ze ma maske niedomknieta, heh jeszcze nie ruszyłam wiec brykam sieknac skutecznie maską.
I sobie mysle podpucha czy nie..... wszak sam ja zamykał ale to ja mam miec gotowy samochod wiec dobrze przynajmnije to sie skonczyło a niewiarygodne mi sie wydaje ze jak niby zamknał to nie zauwazył małej szparki....
Mam nauczke zeby sie nie przejmowac nie swoim samochodem tylko sieknac skutecznie az sie zamknie.
Łuk na luzie, gorka na luzie choc juz nawet nie patrzył tylko stał tyłem gadajac z kolega.
Jedziemy z osrodka w prawo, za torami w prawo i przez wiadukt do najblizszego skrzyzowania i pada komenda na skrzyzowaniu w lewo, zajmuje lewy pas i juz pali sie zielone zwalniam i turlaja mi sie kółka powolutku do srodka skrzyzowania a naprzeciwko ( rembielinska) stoi L ka i panna nie moze ruszyc a stała juz jak nadciagałam na lewy pas!
L ka ciagle stoi na lewym ( przemkneło mi przez głowe ze stoi na lewym ale nie miałam pewnosci czy tam jest lewy tylko do skretu bo na dodatek nie miała kierunkowskazu ale to nie był powod mojego ruszenia) choc ma zielone wiec nie ma przeszkod zebym skutecznie zjechała ze skrzyzowania i...
szanowny w kaszkiecie po hamulcu i pada- dziekuje egz. skonczony, przesiadka!!
Krew mnie zalała, nie wiem co we mnie wstapiło ale darłam sie na niego z 5 minut az dziw ze mnie nie wysadził :oops: wstyd mi teraz ale do rzeczy
darlam sie na niego bo L ka stała a panna ewidentnie nie mogła ruszyc a on mi wmawia ze jego zdaniem zaczynały sie jej kółka toczyc, po moim "dartym monologu" spucił z tonu i mowi, ze skoro nie mogła ruszyc a ja widze, heheh, że to L ka to powinnam załozyc ze moze tak ruszyc ze jej wyrwie samochod do przodu wiec ja wymusiłam! Litosci!!!!
Reasumujac wymusiłam pierwszenstwo na samochodzie stojacym dobre kilkadziesiat sekund na zielonym.
Przyznam, ze jestem załamana :roll:
Kolejny termin 7 marca, zdobyty cudem po interwencji u koordynatora bo pani w okienku proponuje 27 i dalej.
Ostatnio zmieniony poniedziałek 04 lutego 2008, 18:50 przez olivcova, łącznie zmieniany 2 razy
olivcova
 
Posty: 33
Dołączył(a): sobota 02 lutego 2008, 19:32
Lokalizacja: wawa

Postprzez seth91 » poniedziałek 04 lutego 2008, 14:21

DWIE TWARZE WORDU BEMOWO!

AKT I [27.11.07]

Ten dzień miał na długo zapaść w mojej pamięci. Pierwszy egzamin praktyczny na prawo jazdy. Godzina 9. Przed ośrodkiem jak zwykle tłumek. Krótka odprawa z egzaminatorem nadzorującym i do roboty. Przypadkowo zawarte znajomości pozwalają się odrobinę odstresować, ale każdy przecież zna to nieznośne oczekiwanie.

Spośród wszystkich egzaminatorów najbardziej rzuca się w oczy jeden jegomość. Sporej postury, nieprzyjemna twarz no i – co najgorsze – ciągle łazi, wszędzie go pełno. Znacz się – wszystkich oblewa na placu. To – jak się później okazuje – pan L.Z. Nowopoznane koleżanki patrzą na niego z przestrachem i modlą się; byle tylko na niego nie trafić. Nie trafiły. Trafiłem ja.

Moje nazwisko wyczytano o 9:55, jako jedno z ostatnich. Pół paczki papierosów zdążyło się w międzyczasie bezpowrotnie zdematerializować.

Po okazaniu dokumentu idziemy na plac. Zimno było jak diabli, więc dla rozluźnienia sytuacji mówię:
-Zimno tu jak diabli
-Zima jest – raczy mnie błyskotliwą, jakże odkrywczą odpowiedzią egzaminator.

Płyny, światła, pasolusterka.

Placyk perfekcyjnie. Szybko, zgrabnie, zwinnie. Lecimy dalej. Przy wjeżdżaniu na Piastów Śląskich w prawo. A to nowość. Ale jedziemy. Potem w prawo na osiedla i parkowanie. Znalazł wyjątkowo ciasne miejsce po prawej stronie. Rozglądam się, w koło w promieniu stu kilometrów żadnego pojazdu. No to ja lewy kierunek, lewy pas, prawy kierunek i wjeżdżam. STOP!
-Co pan wyprawia? Czy pan zwariował? Gdyby jechał jakiś samochód to musiałbym panu przerwać egzamin (łaskawca jego mać).
-Gdyby jechał to bym tak nie zrobił. Ale…

Ale utonęło w potoku jego utyskiwań. To był koniec. Wprawdzie poprawiłem parkowanie, ale pan egzaminator poczuył krew. Ciągłe wrzaski o dynamikę jazdy. Np. w zawracaniu z użyciem wstecznego, gdy wjeżdżałem tyłem między dwa samochody.

Dalej jeszcze gorzej. Widzę, że facet jest nienormalny. Jade prosto, 50km/h ma czwóreczce i słyszę jak L.Z. mówi pod nosem (nawet nie do mnie – on gadał do siebie)”skandaliczne”, „zdumiewające”, „druzgoczące”, „szokujące”.
Bemowo to jedno wielkie osiedle. Jadę więc główną drogą, a tu z prawej wyjazd. Szeroki. Asfaltowy. Zwalniam. 30km/h. No i dopiero widzę tę nieszczęsną, ustawioną bokiem tablicę „droga wewnętrzna”.
-Co pan robi? – pyta mnie wyrocznia
-Kiepsko to jest tu oznakowane, nie wiedziałem, czy…
-Wiem czego pan nie widział. A ja wszystko widzę i wszystko wiem. I nie mogę wyjść ze zdumienia.
Ta. Ja też nei mogę wyjść ze zdumienia. Myślałem, że opowiadania o „złych egzaminatorach” to bajki tych, co nie zdali.

Koniec egzaminu nastąpił równie nieoczekiwanie co oczekiwanie. Wszak pan L.Z. już od kilku chwil szukał wyraźnego pretekstu. No dobrze. Dłuuuuugi lewoskręt. Wjeżdżam na zielonym. Dojeżdżam do środka skrzyżowania. Spokojna mijanka bezkolizyjna. Ale z naprzeciwka jadą. I jadą. I jadą. I jadą bez końca. Nareszcie przestają, ale wtedy jadą już ci z prawej strony. Nic to. Gaz do dechy – przecież spokojnie zdążę. Hebel. Wrzask. Koniec egzaminu. Kilkanaście sekund na środku skrzyżowania. W końcu pan L.Z. odzyskuej rezon, każd jechać tam a tam, tam a tam się zatrzymać, tam a tam zakończymy zabawę.

Po wszystkim zdumiewająco miły. Tłumaczy. Pociesza. I tylko mojego instruktora – genialnego nauczyciela z dwudziestosiedmioletnim stażem – nazywa debilem. Pytam się: „co, wg pana miałem zrobić na tym skrzyżowaniu”. A on mi formułką z podręcznika „skoro nie był pan pewien, że nie może opuścić skrzyżowania, nie należy na nie wjeżdżać, tylko czekać aż sytuacja umożliwi zjazd”. Taaaa.

A teraz słów kilka o skrzyżowaniu: Od sygnalizatora do drogi w którą skręcam będzie ze 25 metrów. Ruch CIĄGŁY. Auta z naprzeciwka zatrzymują się dopiero gdy zmieni im się światło. W takim wypadku musiałbym stać przed sygnalizatorem (na zielonym świetle)aż do zmiany świateł. Potem oczywiście też – wszak miałbym już czerwone. A potem znów – brak możliwości zjazdu i znów – czerwone. I znów i znów… A ci biedni kierowcy z tyłu, którzy po tym pasie mogą jechać również prosto, już są sini z wściekłości.
Konkluzja? Sami sobie dopowiedzcie.

AKT II [1.02.08]


Cóż za fatalny poranek. Jeszcze ciemno, wszak dopiero 6. Za godzinę drugi egzamin. A noc nieprzespana. Bolący brzuch. Stres, stres, stres…

Biorę się w garść. Wyjeździłem 60 godzin na kursie. Jestem przygotowany. Jestem wyluzowany Jestem oazą spokoju, <&%#$@> kwiatem spełnienia. Niech to szlag.

Przyjeżdżam na plac 6:57. A tu już czytają nazwiska. Znaczy się co? Ominąłem odprawę? Co teraz robić? Pod ścianą widzę koleżankę, która ostatnio też ze mną zdawała. Zaraz jej podpytam. A tymczasem głośnik wypluwa moje nazwisko. Idę w pierwszym składzie.

Nawet nie wyczytali nazwiska egzaminatora. Ale to nic. Kim by nie był, tym razem sobie nie pozwolę. Niech mi coś powie niemiłego, niech skomentuje. Zatrzymam się w najbliższym możliwym miejscu i utnę sobie z nim męską pogawędkę! Tak będzie.

Nie. Tak nie będzie. Bo oto egzaminatorem jest kobieta. Ech. Słyszałem, że ostra, że żyleta. Pani A.G. Szybka zmiana podejścia. To kobieta. A ty jesteś facetem. Nienajbrzydszym w mieście. Bądź miły, traktuj ją tak, jak powinna być traktowana kobieta. To twoja jedyna szansa, do cholery.

Wychodzimy na plac a tam nie ma aut. Pani idzie do namiotu, odpala białą strzałę i wraca na plac. Mówię coś. Chwilę milczy. I odpowiada. A więc jest szansa. Nie jest mrukiem. Nie jest L.Zetem. Ok.

Płyny, światła – tu się zająknąłem. W stresie zapomniałem o hamulcowych, ale pani mnie naprowadziła. Uśmiechnęła się tylko. Jazda na plac.

A tu niepokojąca sprawa. Jadę na półsprzęgle. Nie ruszam nogą, a auto „łapie”, „puszcza”, „łapie”, „puszcza”. A więc dostała mi się corsa ze sprzęgłem jak w Jelczu. Ech.

Ale się udało. Górka też. Jedziemy w miasto.

W lewo i w lewo. Wszystko dobrze. W gardle mam sucho jakbym ostatnio pił z okazji zdobycia przez Polską reprezentację piłkarską Mistrzostwa Świata. Pani uśmiecha się:
-Niestety. Nie mam tu nic do picia.
Zamurowało mnie. Wisiałem już, że jest dobrze. Że jest człowiekiem.
Wszelkie polecenia z dużym wyprzedzeniem. Absolutnie zero docinków. Zero stresowania. Nawet uśmiech.

Parę minut po wyjeździe z ośrodka patrzę na prędkościomierz. Ożeszku… 63km/h. Puszczam gaz, ale w hamulec się nie bawię. Spoglądam, czy ona wie. Ona wie. Ale tylko się pobłażliwie uśmiecha. Jedziemy dalej.

Przez cały egzamin ruszam jak debil. Skacze mi to auto. Sprzęgło odpuszcza bardzo wysoko, a gaz chwyta po dotknięciu. Ona tego nie wytrzyma. Nie może wytrzymać.
-Coś kurczę nie mogę się dogadać z tym sprzęgłem – przyznaję.
-Ale widzę, że powoli je pan wyczuwa – słyszę cudowną odpowiedź.
Ale nic się nie zmienia. Dalej szarpie. Jednak tylko przy starcie. Potem już dynamicznie, elegancko, szybciutko.

Lewoskręty, prawoskrętny – wszystko cacy.

Jesteśmy na niewielkiej drodze publicznej.
-Proszę zawrócić w najbliższym dozwolonym miejscu. Może pan wykorzystać infrastrukturę. W tej samej sekundzie włączyłem kierunek. Nic nie jechało, a akurat była brama. 6 sekund później jechałem już w drugą stronę. Bałem się, że powie iż za szybko. Iż niebezpiecznie. Ale nie. Widziałem pochwałę w jej oczach.

Najtrudniejszy moment egzaminu. Skrzyżowanie, a ja na podporządkowanej. Mam jechać prosto. Ale z obu stron jadą. Raz z tej, raz z tej drugiej. Co robić. Stoję. Jakbym był pewniejszy swego sprzęgła to bym kilka raz zdążył przeskoczyć. Ale nie jestem. Stoję. A z tyłu już trąbią. Już się szykują nawet do wymijania. Jestem oazą spokoju. Jestem oazą spokoju. Nagle auto po lewej zwalnia. Mruga światłami. Z prawej nic. Czytałem na forum, że egzaminatorzy potrafią oblać za wjazd na skrzyżowanie w takiej sytuacji. Ale ja już ufam pani A.G.
-O – mówię – ten nas puszcza, to jedziemy.
I ruszam. Patrzę co robi pani egzaminator. Pani egzaminator ruchem dłoni dziękuje temu z lewej, że nas wpuścił. Znaczy się, jest ok.

Długo nie mogliśmy znaleźć miejsca do parkowania. Raz nawet dostałem polecenie parkowania, ale po chwili słyszę: „Albo nie. Tu jest wąsko. Miałby pan problem”. Proszę. A myślałem, że mój problem to nie jej problem. Jedziemy dalej. W końcu się udaje znaleźć dobre miejsce. Po lewej stronie. Ale stoi tylko jedno auto. Mam je objechać z prawej. Hm. Niby łatwiej niż normalnie, a jednak pierwsze podejście zepsute. Pani się nieco zmartwiła, ale prosi by wykonać to jeszcze raz. Tym razem wszystko jest super. Jedziemy dalej.

No i na koniec pech. Skrzyżowanie Broniewskiego i Reymonta. Niedaleko ośrodka. Wjeżdżam na skrzyżowanie. Mam na blacie może ze 30 km/h. I nagle. Już właściwie nade mną światło zmienia się na pomarańczowe. Kątem oka widzę zaskakujący gest pani egzaminator. Mach ręką bym przejeżdżał. Ja jednak robię inaczej. Augenblick w lusterko i hamujemy. Nie ma szans zatrzymać się przed przejściem. Ruszam więc lekko hamulec, przejeżdżam przez przejście i zatrzymuję się za nim, ale przed prostopadłą jezdnią.
-Dlaczego pan nie pojechał?
-To długie skrzyżowanie, nie chciałem ryzykować.
-A czy mógł pan jechać?
-W sumie pewnie tak. Ale nic za mną nie jechało, warunki są dobre, więc wolałem się zatrzymać.
-A gdyby były złe?
-To pewnie zachowałbym się inaczej.
-Nie słucha pan sugestii i poleceń panie Grzegorzu.
-No cóż. Muszę brać odpowiedzialność za swoją jazdę i podejmować niezawisłe decyzje na drodze. Taką akurat podjąłem i mam nadzieję, że mnie nie dyskwalifikuje. – to ostatnie mówię lekko się uśmiechając. Pani A.G milczy. Ale uśmiecha się i po chwili mówi:
-Bardzo dobrze, panie Grzegorzu. Gdyby pan pojechał, byłoby ok., ale takie zatrzymanie tez nie jest błędem. I cieszę się, że jest pan odpowiedzialny na drodze. Moje serce urosło.

A teraz jedziemy już przy samym ośrodku. Oby tylko kazałą skręcić w prawo. Oby kazała skręcić w prawo…
-Skręcamy w prawo.

A więc jednak. Jest szansa. Jeśli nie wkurzyło jej to moje sprzęgło, jeśli przymknęła oko na prędkość i inne drobne błędy, które na pewno się przydarzyły…
-Panie Grzegorzu – wyrywa mnie ze snu na jawie – nie ścinamy zakrętów. Żadnych.
Mówi mi to już przy wjeździe na placyk. Tak na do widzenia. Tak na zaś. Zatrzymuję się. Wyłączam silnik. Oddycham nerwowo.

-Panie Grzegorzu. Cóż. Wynik egzaminu pozytywny i poza tym parkowaniem, które trzeba było poprawić, nie mam do pana żadnych uwag.

MAAAAAAAAAAAASSSSSSTAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Po wyjściu z auta mówię:
-Dziękuję pani.
-Niech pan sobie podziękuje.
-Ale ja dziękuję za atmosferę. Mogę z panią zdawać dwa razy w tygodniu.

Wyszedłem na ulicę, a Warszawa właśnie budziła się ze snu. Z oddali słychach było zniecierpliwione klaksony…
No i zostałem kierowcą...
seth91
 
Posty: 35
Dołączył(a): piątek 01 lutego 2008, 20:37
Lokalizacja: Warszawa/Gdańsk

Postprzez PiotrekWwa » wtorek 26 lutego 2008, 12:28

Ja zdawałem na Bemowie..

Na początku egzaminu gdy szliśmy do samochodu, egzaminator zadał mi jedno pytanie (opisał sytuację w której musiałbym złamać przepisy i zapytał jak bym się zachował)..
mam wrażenie że moja odpowiedź wpłynęła na to jak się później zachowywał wobec mnie..

Zero stresowania z jego strony, człowiek wręcz chwilami na początku zagadywał, bym się poczuł na luzie...
Ewidentnie było czuć z jego strony że maska i światła to coś na czym nie chce oblać...

Oceniał to jak prowadzę, jak reaguję na sytuacje na drodze.. a nie na to czy użyję poprawnej nazwy jakiejś części, czy też nie wyciągał miarki podczas parkowania.. (a o takich przypadkach słyszałem)

Udało się za pierwszym razem :-)

I życzę każdemu takiego egzaminatora!
1 próba - 22.02.2008
udana :-)
PiotrekWwa
 
Posty: 9
Dołączył(a): poniedziałek 25 lutego 2008, 12:29
Lokalizacja: Pruszków

WORD RADAROWA

Postprzez pasie » środa 27 lutego 2008, 00:04

Hej ja zdawałam tam wczoraj o 11 (i zaczęłam prawie o czasie) to było moje pierwsze i zarazem ostatnie podejście :D a po tym rejonie jeździłam 2 godz. z 9h jazd doszkalających które musiałam wziąść bo kurs robiłam w 2004r. (jeszcze na punto i z manewrami na placu)
Trasa egzaminacyjna podobna do opisywanej wcześniej - czyli strefy z ograniczeniem prędkości, skrzyżowania równorzędne, zawracanie na trzy jeszcze na terenie ośrodka, parkowanie prostopadłe zaraz po skręceniu w prawo w Radarową na miejscach parkingowych obok ośrodka, wyjazd Lechicką na Al. Krakowską i w Korotyńskiego w prawo a potem byłam chyba na wszystkich uliczkach w tym rejonie, trochę znaków stop i ograniczenia do 30, dużo skretów w lewo, następnie Ks. Trojdena do Żwirek na światłach w lewo i zawrotka na skrzyżowaniu Żwirek z Banacha i już potem Żwirkami do ośrodka - o 12 było po wzystkim (jeździłam 40 min) a Pan egzaminator -starszy niewysoki i uśmiechnięty chyba miał na imie Janusz- był super każdemu go życzę, nie był czepliwy nawet świateł wszystkich nie musiałam wymieniać i sprawdzać bo zaczęło kropić, a jak zatrzymałam się żeby przepuścić na pasach Panią z psem to powiedział, że nie musiałam bo ona grzecznie stała
pasie
 
Posty: 2
Dołączył(a): wtorek 26 lutego 2008, 12:57
Lokalizacja: Okolice W-wy

Postprzez pigula » środa 27 lutego 2008, 22:34

Ja dziś zdawałam o godz. 15 na Radarowej i ZONK. :oops:
Moja wina na 100%. Uwaliłam na placu łuk... :lol:
Na egzaminatora nie mogę powiedzieć złego słowa, był ok.
Facet mnie wyczytał, poszłam. Kazał podnieść maskę (co mi się udało z lekkim trudem). Proszę pokazać zbiorniki, to mu pokazałam po kolei gdzie co jest + powiedziałam jak się sprawdza poziom oleju.
Potem, proszę włączyć po kolei światła. No to zaczęłam od pozycyjnych. Gdy wymieniłam prawie wszystkie, przerwał (nie doszłam do hamowania i cofania).
Proszę wyłączyć wszystkie światła (włączy pani mijania, jak będziemy wyjeżdżać z ośrodka) i przygotować się do jazdy. No to, poprawiłam po swojemu zagłówek, fotel, lusterka, pasy itp.
Kazał mi podjechać do przodu i ustawić auto w kopercie. Ustawiłam.
Proszę, niech pani jedzie po łuku.
Pojechałam do przodu, zatrzymałam się w kopercie jak trzeba (przodem). I jak zawracałam... dupa.
Za wcześnie skręciłam kierownicę, przez co auto jechało za blisko lewego pasa (ale na to, przymknął oko). Jechałam pomaleńku. Ale, zatrzymałam się za daleko (jakieś 20-30cm). Wjechałam dupą w pachołek i żegnaj babciu z majtkami... :lol:

PS. Strasznie długo czekaliśmy na wejście. Byłam ciut przed 14, to jeszcze ludzie z godz. 13 nie byli wszyscy wywołani. Nie mogę powiedzieć, czekało się sympatycznie (choć nieco nerwowo). Zaczęto wywoływać naszą grupę (13 osób) po godz 16. :lol:
POZDRAWIAM SERDECZNIE, CAŁĄ GROMADKĘ ZDAJĄCYCH ZE MNĄ. Z 13 osobowej grupy zdały jakieś 3 osoby. Większość poległa na placyku. :roll:
Obrazek

czerwona 5-drzwiowa Micra`97 :D
pigula
 
Posty: 88
Dołączył(a): poniedziałek 15 października 2007, 17:55
Lokalizacja: Piaseczno/Warszawa

28.02.2008

Postprzez 00anusia00 » piątek 29 lutego 2008, 17:13

egzamin wyznaczony na 17, czekałam do 18
(odmówiłam wszystkie znane mi modlitwy z nerwów :) )
Wyczytali moje nazwisko, wychodzi egzaminator - jakiś młody uff..
(najbardziej bałam sie, że to bedzie jakis stary facet wyglądający jakby "dwóch zabił a trzeciego miał zamiar")

wychodzimy na plac...on się ani słówkiem nie odzywa, ja próbuje wmówić sobie, że spokój to podstawa.
Na placu stndard:przygotowanie - OK, sprawdzamy co pod maska - wszystko pobieżnie, on każe mi włączać światła

i tu pierwszy kretyński (na skutek stresu )wyczyn z mojej strony :oops:
on mi mówi żebym włączyłą światła STOP a mi się coś przedstawiło, że powiedział cofania... i chciałąm zabłysnąć i mówię że na włączonym silniku nie mogę włączyć i jednocześnie sprawdzić...
popatrzył się na mnie jak na upośledzoną :oops:
na szczęście szybko uświadomiłam sobie co powiedziałam i poprawiłam się.

potem pyta się mnie jak nazywają się światła żółte, migające
ja - kierunki
on - nie, jak się nazywaja?
ja - nooo... kierunkowskazy...eee
on -niech sie pani zastanowi (pobłążliwym tonem)
wtedy klepnęłam sie w czachę i zaczaiłam, ze chodzi mu o AWARYJNE

potem było gładko.łuk idealny. Na górce mi zgasł, więc była korekta.

Na miescie oczywiście okazało się ze facet ma mnie za totalna blondynke...
Caly czas mi docinal, nie zdazylam skrecic na skrzyzowaniu kiedy mi kazal, oczywiscie skomentowal to ze kompletnie nie umiem korzystac ze znakow, kiedy baknelam os ze nie zdazylam...
powiedzial ze ta kwestia nie podlega dyskusji, i pewne rzeczy powinnam pozostawic bez komentarza...
pozniej caly czas wzdychal kiedy np. zgasl mi samochod lub zwalnialam przed rownorzednymi.

pod koniec wyjal komorke i cos tam sobie prztykal, a ja zalamana jechalam juz do osrodka i myslalam sobie ze skoro on ma taka mine i tak nie odpowiadal mu moj styl jazdy to pewnie juz po mnie.

wjezdzamy na plac a on do mnie,ze wynik egzaminu POZYTYWNY :D witam w gronie kierowcow 8)
hehehe, na koniec powiedzialam mu ze fajny z niego gosc.

*****

pigula napisał(a):Anusia, dodaj w którym ośrodku zdawałaś... Radarowa, Bemowo czy Odlewnicza? :)

na odlewniczej... :D ze szczęścia, że mam to za sobą zapomniałam napisać :oops:
00anusia00
 
Posty: 3
Dołączył(a): czwartek 28 lutego 2008, 22:19

Niestety egzamin oblany

Postprzez menioch » wtorek 04 marca 2008, 00:53

Witam wszystkich.

Niestety oblałem egzamin z nie do końca jasnych dla mnie powodów. Plac i górka poszła mi bez problemu. Przy ulicy Subierzyckiej trzeba uważać, bo jest to jednokierunkowa i jak poprosi o skręt w lewo trzeba się trzymać lewej krawędzi jezdni. Przy szpitalu na Banacha jest skrzyżowanie Księcia trojdena z wiślicką. Na tym wyjeździe zakończył się mój egzamin. Dojechałem do skrzyżowania na którym musiałem ustąpić pierwszeństwa przejazdu samochodom znajdującym się na prostopadłej ulicy jadącym z prawej lub lewej strony. Samochody jadące prawą stroną tej prostopadłej ulicy miały możliwość skrętu w prawo w ulicę z której próbowałem wyjechać. (Zdjęcie poniżej). Ja miałem polecenie wyjechać w lewą stronę. Po prawej stronie było pusto a z lewej strony stały 3 samochody które sygnalizowały skręt w prawo. Gdy pierwszy z tych trzech samochodów ruszył i ja wjechałem za linię zatrzymania ale w tym momencie samochód stojący jako drugi w kolejce zmienił chęć skrętu w prawo i zaczął jechać wprost na mnie. Oczywiście wcisnąłem hamulec, zaraz po mnie poprawił hamulcem egzaminator i powiedział że wymusiłem pierwszeństwo i zakończył egzamin. Teraz problem jest taki. Czy to moja wina że samochód który sygnalizuje skręt w prawo nagle zmienia zdanie i jedzie prosto na mnie ? Egzaminator sądząc po minie był równie zdziwiony jak ja zachowaniem tamtego kierowcy, który zatrzymał się i jeszcze machał ręką żebym jechał (czyli zauważył że popełnił błąd). No ale niestety zostałem oblany i mogę mówić o wyjątkowym pechu. Była to już 42 minuta mojego egzaminu :(( Terminy na radarowej są dopiero na miesiąc w przód więc kolejny termin mam dopiero 04.04.2008. Zwracam wszystkim uwagę na to poj*bane skrzyżowanie. Trasa prosta ale na drogach pełno piratów a było po 20...

Postanowiłem również pokazać trasę i mój błąd :

Trasa egzaminacyjna :
Obrazek

Mój błąd :
Obrazek[/img]
-----------------------------------------------------------
Kurs - ukończony
Egzamin teoretyczny - zdany (0 błędów)
Egzamin praktyczny - 03.03.2008 OBLANY ;(
Egzamin praktyczny 2 - 16.04.2008 OBLANY
Egzamin praktyczny 3 - 12.08.2008 ZDANY !! :)
Avatar użytkownika
menioch
 
Posty: 3
Dołączył(a): wtorek 26 lutego 2008, 15:52
Lokalizacja: Warszawa

egzamin niestety oblany

Postprzez Asha 714 » wtorek 04 marca 2008, 17:21



Witam wszystkich :)
Miejsce: Bemowo
Termin egzaminu 03.03.08 godzina: 09:00
egzamin zaczął sie o 09:40
Wynik: negatywny

Ja też niestety oblałam wczoraj egzamin...ale właściwie to na własne życzenie :(
Placyk i omówienie samochodu bez problemu...egzaminator może nie był duszą towarzystwa ale oceniam go bardzo pozytywnie, na pewno nie chciał mnie oblać.
Wyjechaliśmy na miasto (myślałam że sie będę denerwować ale nic z tych rzeczy, jak sie okazuje, jazda samochodem musi sprawiać frajdę i u mnie właśnie tak jest)
Mam spory żal do samej siebie...już piszę co to za feralny przypadek sprawił ze oblałam....dojeżdżamy do skrzyżowania z sygnalizacją świetlna na którym miałam skręcić w praw...światło czerwone ale świeci sie zielona strzałeczka...wiec zatrzymałam sie grzecznie przed strzałką po czym ruszam...rozglądam sie w lewo...widzę nadjeżdżający samochód...ja sie toczę powoli...i mój egzaminator po hamulcu i dziękuje...był szybszy ode mnie...ja nie zdążyłam :(
Kazał mi zjechać na pobocze...zamieniliśmy sie miejscami i wróciliśmy do ośrodka...omówił mi błędy a właściwie jeden że nie ustąpiłam pierwszeństw i na koniec dodał..."Tak już prywatnie...jeździ Pani poprawnie i widać że Pani to lubi...gdyby nie ten błąd egzamin był by za Panią "

No cóż...rada dla Was...bądźcie szybsi od egzaminatora :lol: żartuje oczywiście :wink:

Ale jedno wiem nie ma co sie stresować...ja nie spałam co pardwa cała noc przed egzaminem ale już na samym egzaminie, spokojnie bez nerwów.

Przenoszę swoje papiery na Radarową bo najbliższy termin na Bemowie był za 2 miesiące...a ja nie chce czekać aż tyle czasu!

Powodzenia
Asha 714
 
Posty: 2
Dołączył(a): wtorek 04 marca 2008, 16:53

Postprzez olivcova » piątek 07 marca 2008, 16:08

Hurrrraaaaaaaaa :D
egz. dzis 9.00 Odlewnicza
podejscie 2.
wywolano mnie przed 10 ta.
Wczesniej kreciłam sie po wordzie, barku etc i napotkałam młodego, przystojnego Egzaminatora i tak sobie pomyslałam, kurcze jak na niego trafie to chyba bedzie mnie deprymował :lol:
Ide pod sale a tu bach :lol:
Niestety nie powiem jak sie nazywał bo na egz. to ja zapomniałam jak sie nazywam i namietnie podawałam date ur. mojego męża :lol:
w koncu padło to jeszcze pesel i nagle mnie olsniło :lol:
Człowiek bardzo miły, kulturalny i niezwykle dokladny.
Jakos dziwacznie na łuk miałam podjechac i reasumujac od koncowej koperty ustawiałam sie na poczatkowa , heh
jade łuk, zatrzymałam sie nie centralnie w kopercie wiec Egz. pyta czy juz skonczyłam manewr, mniemam, ze gdybym nawet juz po zatrzymaniu z lekka podjechała do przodu nic by nie powiedział a ja niczym rasowa blondynka choc nie jestem 8)
mowie- wiem, ze nie stanełam centralnie wiec zrobie to jeszcze raz :lol:
i dawaj drugi raz, poszło oki, gorka oki i miasto.
Z wordu w prawo za torami w prawo i prosto cały czas Rembielinska potem skret w osiedlowe w prawo tu małe brykanko, zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury, jednokierunkowa i skret od lewej krawędzi, itp., potem ( nie pamiatam nazw ulic) taka uliczka z wysunieta linia zatrzymania i znakiem stop, krecenie dookoła, lewoskrety, powrot na Rembielinska ( czy jak tam sie nazywa :lol: )
skret na skrzyzowaniu w Kondratowicza, kawałek prosto i na kolejnych swiatłach skret w lewo i tu diabeł mi szeptał do ucha :lol:
Przede mna 2 samochody zawracaja w tym jeden dostawczy i dzieki Bogu nie sieknełam dalej do lewoskretu wychylajac sie za dostawczy tylko czekałam az zacznie zawracac bo mogłabym sie spotkac z kims z naprzeciwka tez do lewoskretu, miejsca było od cholery ale mnie nie było widac z za dostawczego i roznie mogłoby sie skonczyc, ufff
potem koło pętli w prawo, parkowanie prostopadłe i dalej zawracanie i tu zgłupiałam, heh zero linii, samochodow etc i takie to proste a ja jakiegos wygibasa zrobiłam i robiac to myslałam ale ze mnie kretynka :oops: czułam ze robie nie tak ale robie, wrrrrrr
potem znowu jestem przy pętli i łamane pierwszenstwo a ja mam skrecac w lewo, poustepowałam wszystkim z lewej , prawej i napieram do trasy torunskiej ( omijam skręty bo wiadomo, ze takowe były zeby tam dojechac :wink: )

Wyjeżdżam z Brodna na Torunska i komenda w lewo ( kurna jak małpy sie uczymy na jazdach trenujac zawracanie w tym miejscu albo przejazd przez to rondo na wprost i zawrotke troszke dalej)
ja na srodkowym pasie cudnie wszystko idzie, jestem drugim samochodem nagle sie zakotłowało bo sie komus pasy poplatały ja kołami juz za linia a tu łubudubu pomaranczowe a Egz. cos w kajecie pisze, ja noga w hamulec :lol: jak podniosł głowe sam był w szoku ale sobie mysle ocho punktuje za refleks :lol:
A jakze zajełam prawy pas, który sie konczył zaraz ale raz dwa zmiana pasa po przejechaniu poprzecznej i jedziemy Torunska widze znak do 80 8) piatka i napieram 75, potem zjazd na Żerań i prosto w strone Wordu ale ale... patrze na zegar niedobrze nie mineło 40 minut :lol:
hehe mijam Word i mam skrecic w lewo za torami, jakis czas jest to droga z pierwszenstwem a potem znak koniec pierwszenstwa a po prawej stronie sa wjazdy, niektore pod katem, do jakichs zakładów wygladajace na drogi poprzeczne i jak ktos tam nie był a ja nie byłam to jak sie do nich nie dojdzei to nie widac co to jest, wiec kontrolnie z lekka zwalniałam i cos sobie pod nosem mamrotałam _ acha to tylko wyjazd czy tam wjazd itd., potem sa jakies tory i tam sie juz chyba swiat konczy :lol: nie wiem czy czynne te tory czy nie wiec zwalniałam, za torami powtorka zawracania tego co rołozyłam wczesniej :lol:
droga identyczna ale tym razem sie opamiatałam i zrobiłam jak nalezy, wracamy i rozpedzic do 50 i pokazuje mi gdzie sie mam zatrzymac, zgłupiałam bo uznałam, ze to zadna sztuka jak ja sie mam tak daleko dopiero zatrzymac :lol: ale oki hamuje spokojnie do zatrzymania i juz daje awaryjne.
I wracamy do Wordu uffffffffff
taka jestem zakrecona, że połowy dobrze nie pamiatam :lol:
byla matka z dzieckiem na przejsciu itd, był autobus właczajacy sie na chama z przystanku ale taka byłam miła, ze mi mrygał 10 razy dziekczynnie ze go wpusicłam elegancko :lol: był skrecający autobus z naprzeciwka scinajacy po moim pasie, wiec nie dojezdzałam do linii zatrzymania tylko przycupnełam tak zeby mi prawego boku nie odkształcił :wink: itp.
Jestem juz na placu a tu jeszcze dawaj 8)
kaze mi wycofac z 10 metrów jadac przy krawezniku, heh
a potem zaparkowac pomiedzy Lkami, kierunek i.... a tu z tyłu nadciaga jakos szybko Lka egzaminacyjna z prawej , to by było gdybym uwaliła juz w Wordzie :lol:

Zaparkowałam i cisza....
byłam z siebie dumna, niezaleznie od tego co bym usłyszała i rzekł Egz.
- mąż moze byc z pani dumny :shock: poryczałam sie :oops:
ja rycze a on mowi, ze super było, ze jezdze dynamicznie, bezpiecznie a ja ciagle rycze :oops:
Potem były małe cenne uwagi :D
Nooo gdybym nie była zamężna to chyba bym go ucałowała :wink:
Odprowadził mnie do drzwi, usciski reki, gratulacje raz jeszcze 8)

A pote jakis taki smutek, dziwne.. heheh
posiedziałam z 30 minut przy placu czekajac na dziewczyne która poznałam w oczekiwani na egz. i jakos tak sentymentalnie sie zrobiło, ze juz tu nie przyjade :lol:

Moja nowo poznana koleżna tez zdała i niczym ja ryczała ze szczescia a do tego sciskała samochod 8)

Reasumujac dzis był chyba ogolnie dobry dzien, co dziwne nawet ci co wracali na miejscu pasazera na plac jacys tacy radosni i uchachani razem z egzaminatorami :shock:
Tak sie spiełam, zeby pojechac jak nalepiej potrafie, ze teraz jestem zmeczona jak po maratonie a do tego miałam szczescie ze trafiłam na porzadnego , ech przystojnego 8) 8) 8) i miłego egz.
oczywiscie ze to bycie miłym zwodnicze byc moze bo błedów nie wybaczy ale atmosfera jest inna, działa mobilizujaco a nie destrukcyjnie.

Ps. mąż ma nerwa bo za 3 tyg. bedzie wojna o kluczyki :lol:
olivcova
 
Posty: 33
Dołączył(a): sobota 02 lutego 2008, 19:32
Lokalizacja: wawa

WORD ODLEWNICZA Podejście pierwsze :)

Postprzez werg7 » czwartek 13 marca 2008, 10:15

Zdawałam 10.03.2008 r o godzinie 7. Wczesna godzina przez co tak naprawde to jeszcze spałam gdy zaczynałam egzamin. To było moje pierwsze podejście więc poszłam tam z założeniem że pewnie i tak nie zdam. Zostałam wylosowana jako jedna z pierwszych. Trafiłam na bardzo sympatyczną kobietę (niestety z tego stresu zapomniałam jak się nazywała). Ponadto wylosowałam samochód numer 13 co od razu wydało mi się strasznym pechem. Ale nie bło tak źle.

Zadania na placu poszły mi niezwykle łatwo i szybko. Wszystko wykonane bezbłędnie. Chociaż noga latała mi tak jakbym miałą padaczkę z nerwów i już przyszła mi do głowy myśl żeby zrezygnować. Ale jakoś dałam radę. Potem wyjechałyśmy na miasto. Ale stres. na szczęście ruch jeszcze był mały. Raz mi zgasł samochód i raz zapomniałam włączyć kierunkowskazu na szczęście na małym skrzyżowaniu. Jednak po tym byłam już pewna że nie zdałam. Zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury drogi i parkowanie prostopadłe przodem wykonałam bezbłędnie ale patrząc na minę pani egzaminator stwierdziłam że ot już koniec więc resztę trasy przejechałam na luzie z myślą że mnie oblała. Zajechałyśmy na plac a ona mówi do mnie: Wynik egzaminu POZYTYWNY byłam w takim szoku że nie załapałam najpier co to znaczy ale gdy ona powtórzyła jeszcze raz że pozytywny to zrobiłam zdziwioną minę i krzyknęłam naprawde? Wogóle nie spodziewałam się że można zdać za pierwszym podejściem. Wpisała mi 3 razy N/P i teraz oczekuje na wydanie prawka :)
Teoria zdana 21.01.2008
Praktyka zdana 10.03.2008
Za pierwszym podejściem :)
Odebrałam prawko 20.03.2008
werg7
 
Posty: 4
Dołączył(a): czwartek 13 marca 2008, 09:57
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez olivcova » piątek 14 marca 2008, 11:38

Heh :lol:
sa podobno az dwie, jedna blondynka "piła" i druga P. Ania 8)
krotsze ciemne włosy, przesympatyczna młoda Egzaminatorka.
Sympatia nie pomoze jak ktos popełni kardynalny bład ale napewno nie szuka " powodów " na siłe" :roll:

Na pociesznie, nomen omen, jak trafisz na kogos innego,
ja po swoim egzaminie dowiedziałam sie, ze moj Egzaminator uchodzi na niesympatycznego i czepialskiego a wrazenie odniosłam zgoła odmienne, człowiek "do rany przyłóz" 8) owszem bardzo dokladny ale niezwykle miły i zupelnie "normalny" 8)
Dlatego tak sobie mysle, ze za wyjatkiem sytuacji w których nic nam nie pomoze bo błedy sa niewybaczalne wiele zalezy od postawy zdajacego, kultury, miłego lub nie sposobu bycia etc.
Nie jest to egzamin z kultury i bycia miłym ale odpowiednia postawa moze pomoc, jak podejdziemy do Egzaminatora jak do czlowieka a nie jak wroga.

Dla przykladu co czesto jest przerabiane, przy sprawdzaniu swiateł stopu czy cofania przy włączonym silniku jak egzaminowany sieknie " to niech pan skoczy i zobaczy"
moze nastroic Egzaminatora niekoniecznie miło wobec nas i tam gdzie inny da nam druga szanse, ten co miał " skoczyc" zakonczy egzamin.
olivcova
 
Posty: 33
Dołączył(a): sobota 02 lutego 2008, 19:32
Lokalizacja: wawa

Postprzez ndrozdowski » piątek 14 marca 2008, 12:58

Pierwsze, drugie i trzecie podejście - Warszawa, Odlewnicza.

Czwarte podejście - Warszawa, Radarowa.

O ile wcześniejsze egzaminy uwaliłem na własne życzenie - wymuszenie pierwszeństwa przy wjeździe do WORDU - tak, tak kończyłem już egzamin :D (C) a drugi raz, to wg. egzaminatora niepanowanie nad pojazdem. Po prostu zgasł mi dwa razy silnik.

Czwarte podejście na Radarowej wymuszone tym, że terminy na Odlewniczej były na kwiecień, a ja do 1 kwietnia miałem ważną teorię i jakoś ochoty czekać nie miałem.

Podchodziłem o godzinie 11.
O 11:05 wyczytano mnie z listy i okazało się, że trafiłem na tego samego egzaminatora co wcześniej na Odlewniczej - bardzo sympatyczny pan, luźny, starszy gość, który potrafi rozładować atmosferę stresu etc. Mimo, że nerwów to w sobie nie miałem w ogóle. Na pełnym luzie do tego podszedłem, po prostu nie zależało mi czy zdam czy nie. Za bardzo wcześniej chciałem i dlatego oblewałem.

Płyny, światła, łuk i górka bez problemu.

Miasto:
Dostałem informację, że jest godzina 11:25 i w WORDzie powinniśmy się znaleźć o godzinie 12:05. Co lepsze o 12:05 wyłączyłem silnik na WORDowskim placu więc dokładność co do minuty :D.

Osiedlowa uliczka od razu przy wyjechaniu z ośrodka, równorzędne i przy którymś skrzyżowaniu egzaminator hamuje, włącza awaryjne i mówi, że wymusiłem pierwszeństwo.
Odpowiedziałem, że nie wymusiłem, bo samochód z prawej powinien mnie puścić z racji tego, że wyjeżdża z parkingu, z terenu prywatnego i jest to tak samo traktowane jak droga z pierwszeństwem przejazdu i drogą gruntową.
Wyłączył światła, kazał jechać dalej. Wybroniłem się. Parkowałem parę razy przodem, tyłem, zawracałem z użyciem biegu wstecznego ze trzy razy, parę razy zawracałem w trzech rzutach, parkowanie prostopadłe tyłem.
Zawracanie na skrzyżowaniu, skręty w lewo, prawo.
Podpuszczanie w skręcanie gdzie jest zakaz wjazdu.
Nie dałem się, wybroniłem i wygrałem wojnę z WORDem :D.
Na placu dostałem życzenia od egzaminatora 'szerokiej drogi, gumowych drzew i wszystkiego dobrego' oraz żebym zadzwonił do znajomych i się pochwalił, a przede wszystkim mamie, którą pewnie zjadają nerwy od środka.
Pamiętał mnie z Odlewniczej, a ja wtedy byłem z mamą żeby mi dotrzymała towarzystwa czekając 3 godziny na egzamin.

Świetny człowiek, wypaśny samochód - yariska nowa więc świetnie się jeździło. Fajny ośrodek, bo czekać nie musiałem.
Teraz mam prawko w portfelu i jeżdżę po mieście z uśmiechem na ustach, że na dachu "L" już nie mam.
Obrazek
Avatar użytkownika
ndrozdowski
 
Posty: 29
Dołączył(a): niedziela 02 marca 2008, 14:20
Lokalizacja: Warszawa

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ośrodki egzaminowania kierowców

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 89 gości