przez PeBek » środa 06 sierpnia 2008, 20:44
Witam
Ja zdałem za 3-cim razem.
Za pierwszym razem egzaminator nie był zbyt miły. Szło mi dość dobrze, do czasu gdy miałem z Mickiewicza zawrócić na rondzie. Zagapiłem się jakoś i nie zdążyłem zmienić pasa na lewy (jest tam dość mało miejsca na to). Gdy już zaczęła się linia ciągła powiedziałem egzaminatorowi, że już nie mogę zmienić pasa nie łamiąc przepisów i co w tym przypadku mam zrobić. Egzaminator milczał jak grób, co mnie dość mocno zestresowało. Wjechałem na rondo i myślałem, że w końcu powie gdzie mam jechać. Mój błąd, w takim przypadku trzeba jechać po prostu gdziekolwiek, najlepiej w prawo bo najłatwiej. To tylko "niewykonanie polecenia egzaminatora", raz można takie "przewinienie" popełnić. Z tego wszystkiego skręciłem ... w lewo :D na Piłsudskiego.
Gdy miałem wjechać na plac uniwersytecki, zapytałem w którą stronę mam jechać, bo byłem już bardzo blisko i nie otrzymałem polecenia. Egzaminator powiedział, że wyda je "zawczasu". Gdy zacząłem tłumaczyć, że muszę wiedzieć wcześniej, żeby zająć odpowiedni "pas" (tam nie ma pasów, ale instruktor uczył mnie, że gdy jedziemy w lewo, to jedziemy jak najbliżej wyspy), to powiedział, że każdemu tak wydaje polecenia i nie ma problemów. Dopiero gdy znalazłem się na placu usłyszałem gdzie mam jechać.
Później wynikła bardzo podobna sytuacja, znów wjeżdżam na plac, proszę o polecenie gdzie mam jechać i słyszę "pan chyba żartuje".
Mimo tego myślałem, że zdam, bo jeździłem już ponad 40 min, wróciłem do WORD'u za kierownicą i dopiero tam dowiedziałem się, że nie zdałem, oficjalny powód: nie włączenie dwa (albo trzy) razy kierunkowskazu.
Za drugim razem egzaminator był zupełnie inny, może nie był jakoś bardzo miły, ale nie było "czuć" jakiegoś wrogiego nastawienia. Niestety auto (o numerze 9), nie było zbyt szczęśliwe, bo sprzęgło łapało dopiero na samym końcu i przez to górkę musiałem powtarzać (myślałem, że po prostu jedynka nie wchodzi).
Trafiła mi się fajna pogoda ;), bo padał mocny deszcz, auta dość wolno jeździły, trochę w korku postałem, jeździłem już może z 30 min. Niestety na skrzyżowaniu gdy było zielone i już byłem za pasami (dla pieszych), zauważyłem, że nie ma miejsca do kontynuowania jazdy. Więc zatrzymałem się przed linią z trójkątami i dobrze zrobiłem, bo tamte samochody ledwo zdołały opuścić skrzyżowanie. Niestety nie widziałem świateł i zastanawiałem się kiedy to jechać, tak żeby nie blokować samochodów za mną gdy będą miały zielone. Gdy przestały jechać samochody, pomyślałem że to już i lekko ruszyłem, ale tak tylko troszkę, żeby później szybko przejechać. Wybrałem zły moment bo zaczęły jechać samochody z przeciwka w lewo (sygnalizacja kierunkowa), to od razu na hamulec depnąłem. Niestety nie tylko ja, bo egzaminator też. Nie wyjechałem poza linię z trójkątami i myślałem, że może to jakoś przejdzie. Po tym zdarzeniu jeszcze trochę jeździłem, w sumie dość sporo, już myślałem, że może zdam. Gdy zaparkowałem na polecenie egzaminatora, powiedział że nie może tego uznać i że egzamin zostaje przerwany, nie pomogły tłumaczenia, że nie miałem chęci wjeżdżać na skrzyżowanie, po zauważeniu jadących samochodów w lewo. Do WORD'u wróciłem jako pasażer, szkoda bo reszta zadań poszła mi dobrze.
Trzecia próba zaczęła się niezbyt optymistycznie. Egzaminator był wprawdzie dość miły, ale trochę się czepiał, np. pytał gdzie znajduje się podziałka poziomu płynu hamulcowego, jakoś nie mogłem je znaleźć :D. Całe szczęście podpowiedział, że on widzi, to mnie nakierowało że jednak podziałka jest z drugiej strony. Druga wtopa była na łuku. Zawsze mi wychodził, niestety zatrzymałem samochód za szybko, tak że koła były za linią, ale wystawała maska. Powiedział, że nie może tego uznać i kolejna próba. I tu znowu miałem fuksa, bo prawie bym pojechał z niezapiętymi pasami, gdy już chciałem ruszać stwierdziłem że coś mi nie pasuje. W tej chwili odezwał się egzaminator z pytaniem "czy jest pan gotowy do jazdy". Od razu zapiąłem pas i łuk poszedł ok. Górka też, zresztą to najłatwiejsze zadanie. Potem usłyszałem, że plac zaliczony i jedziemy na miasto. Od razu zaznaczył, żebym jeździł z prędkościami zbliżonymi do dozwolonych, by nie blokować ruchu.
Ten egzaminator w przeciwieństwie do pierwszego wydawał jasne polecenia i odpowiednio wcześniej. Oczywiście nie mogło się obyć bez placu uniwersyteckiego, na którym miałem zawrócić.
Trochę się zestresowałem, bo na rondzie (koło gołębia) zgasł mi silnik (przez pomyłkę ruszyłem z dwójki), na szczęście nie było żadnego samochodu za mną, szybko odpaliłem silnik i ruszyłem.
Parkowanie dostałem najprostsze, bo skośne, może dlatego że nie chciało mu się szukać miejsca. Udało się za pierwszym razem bez żadnych problemów.
Później to już wracałem do WORD'u i uważałem żeby na koniec jakiejś głupoty nie walnąć ;). Na placu dowiedziałem się, że wynik pozytywny. Mimo to, zapytałem się z ciekawości czy były jakieś poważniejsze błędy. Powiedział, że nie miał większych zastrzeżeń, poza tym zgaśnięciem na rondzie.
Pozdrawiam i życzę powodzenia :)