przez vonBraun » środa 19 sierpnia 2009, 04:17
PORD egzamin 18.08.2009 oblany (pierwsze podejście) ponad 50 godzin wyjeżdżone wziąłem tyle, bo przyjąłem, że będąc w wieku raczej "słusznym" uczę się dwa razy wolniej niż normalni ludzie. Nie wystarczyło :-)
Egzamin 19.45. Po wejściu do sali młody egzaminator (któremu chyba się śpieszyło) zadał pytanie "czy mamy pytania" - takim tonem, że nikt o nic nie pytał, potem postraszył grupę, że za dotknięcie pachołka lub przejechanie linii oblewają i tym "pozytywnym" komunikatem zakończył część artystyczną.
Nieco zaskoczyło mnie niemal natychmiastowe wezwanie na plac (z racji nazwiska bywam zwykle na końcach różnych list). Egzaminator - nieraz tu opisywany - służbowe podejście, zero kontaktu, chyba nerwowy-wilgotne ręce). Śpieszyło się mu jeszcze bardziej niż poprzedniemu. Zalety: nie przeszkadza i nie denerwuje specjalnie, nie odzywa się kiedy nie musi co ułatwia koncentrację. Nagrał na włączonej kamerze swoje i moje personalia. Spytał "Czy zasady egzaminu są mi znane", odpowiedziałem, że w zasadzie tak, niemniej mam pytanie: czy przy wykonywaniu manewru parkowania mam dwie próby i jedną korektę, czy też dwie próby i dwie korekty. Odpowiedział- że mam dwie próby i w każdej dozwolona jest korekta. Podziękowałem. Podał karty do losowania.
Wylosowałem "Poziom płynu chłodniczego i światła cofania". Egzaminator odblokował maskę. Pręt podpierający maskę był bardzo silnie wbity w uchwyt plastikowy i z trudem udało się mi go wyjąć. Powiedziałem, że płyn jest pomiędzy górną a dolną kreską, zatem jest wystarczająca ilość. Poprawił mnie, że jest pomiędzy kreską z napisem "MAX" a kreską z napisem "MIN" ;-))).
Z trudem osadziłem pręt w klapie ustawiłem maskę 10cm nad zamkiem i wypuściłem - zaskoczyła (uczyli mnie aby jej nie "ugniatać" - może nie "wejść" a dodatkowo czepną się o odkształcanie przodu samochodu).
Ustawiłem przy włączonej elektryce bieg na "R" i poszedłem do tyłu, pokazałem światło. Usiadłem w samochodzie, odegrałem pantomimę pod tytułem "sprawdzam pasy , zagłówki, lusterka..", włączyłem światła mijania. Egzaminator z fotela pasażera wprowadził mnie do rękawa - niestety tego, który początek ma pod słońce (które w tym momencie "krwawo" zachodziło ;-).
Bardzo nieprzyjemny był pierwszy kontakt z maszyną - silnik wpadał w wysokie obroty przy najmniejszym dotknięciu gazu, sprzęgło załapywało za to normalnie. Ruszyłem - do przodu bez problemów - na końcu ustawiłem się bardzo dobrze, choć na łuku byłem trochę za bardzo w lewo. Potem poluzowałem pas bezpieczeństwa, wykręciłem się i patrząc w tył powoli wycofałem. Trzymałem go na dość wysokich obrotach aby nie zgasł. Ponieważ oślepiało mnie słońce (jestem krótko po operacji oczu -i teraz jestem nieco podatny na oślepienie) zdecydowałem się jechać nie "na czuja" ale metodą "na jeden obrót". Było OK - musiałem tylko trochę kontrować. Przez chwilę na łuku w ogóle nie wiedziałem gdzie jadę – wniosek muszę poćwiczyć sam łuk – jest tam moment w którym na odcinku około metra nie mam poczucia kontroli nad samochodem. Niezadowolony byłem tylko z samego dojazdu - byłem bardzo blisko tylniego pachołka. Zaliczone. Na górce zahamowałem dość gwałtownie - hamulec też "zaczynał się" w innym miejscu niż byłem przyzwyczajony (choć jeździłem 4 samochodami – w różnym „wieku”- na swoich jazdach)
Górka: ustawiłem 2500 obrotów, powoli puściłem sprzęgło, przód samochodu uniósł się, zwolniłem hamulec ręczny - silnik zgasł. Powtórka. Tym razem ustawiłem 3500 obrotów i zaliczyłem;-) Wniosek: za przypalanie sprzęgła trudniej jest to oblać niż za zgaśnięcie silnika :-)
Przy wyjeździe na miasto egzaminator poinformował mnie, abym nie mając pierwszeństwa, nie ruszał, nawet jeśli mnie puszczają i zachęcają do jazdy (mam to pozostawić jego decyzji). To akurat doceniłem jako pozytyw (niedawno pytałem o to na grupie uzyskując niejednoznaczne dane). Przy wyjeździe z ośrodka ulica czysta. Skręt w lewo. Potem dojazd do skrzyżowania (zerkam na Google Earth) - w lewo w ulice Równą w stronę przejazdu - - przed przejazdem powiedział abym skręcił w lewo w podporządkowaną. Upewniłem się skręciłem i do niebieskiej bramy po lewej aby zawrócić z wykorzystaniem infrastruktury.
Problemem jest tam krawężnik, którego nie widać, a wiadomo, że jest wysoki wziąłem dużą poprawkę, w mojej ocenie trochę za bardzo wyniosło mnie przy wyjeździe, ale zaliczyłem. Egzaminator zdecydowanie odmówił informowania mnie o pozytywnych wynikach prób, (na moje pytanie czy to zaliczam), pocieszył mnie za to, że powie mi o wszystkich błędach;-)), zatem wiedziałem już, że napięcie będzie rosło. ;-)) Wróciliśmy na ulicę Równą, poprawnie przejazd kolejowy, dalej w prawo na ulicę Sandomierską, potem w lewo, małą 10m jednokierunkową w ulicę Mostową - tam coś mi z dużą prędkością wyjeżdżało z lewej - byłem podporządkowany, zdążyłem zahamować przed egzaminatorem ;-)). Dalej Mostową przez Dolną Bramę, potem jak jezdnia prowadzi - w lewo. Następnie ulicą Pod Zrębem, obok "białej baszty" i tam z jednokierunkowej w prawo obok urzędu Miejskiego. Tam Okopową i zawracanie na pseudorondzie przy skrzyżowaniu Okopowej i Toruńskiej. Po znalezieniu się pod Urzędem Miejskim wjazd na parking. Na parkingu – „Proszę zaparkować zaraz za tym ciemnym samochodem- parkowanie skośne”. Stały tam dwa ciemne samochody. Jadąc do pierwszego próbuję się dopytać o który chodzi. Kiedy byliśmy już tuż przy nim udało mi się dojść do porozumienia, że chodzi właśnie o ten. Szybko skręciłem - ku mojemu zdziwieniu zauważyłem tam w ostatniej chwili mocno wyblakłe linie, starałem się w nich zmieścić, co mi się udało, po czym zostałem poinformowany, że próba niezaliczona, bo nie sygnalizuję skrętu w prawo (fakt - na to ostatnie nie miałem już czasu). Pierwszy poważny błąd, na nic tłumaczenia. Ton egzaminatora stał się jeszcze bardziej oschły - wyjazd na Okopową w prawo - znów w stronę "Białej baszty" tam skręt w lewo jednokierunkowy odcinek "Pod zrębem" Potem jeszcze raz w lewo w podporządkowaną w ulicę Rzeźnicką. Tu "rzeźnia" pod postacią parkowania prostopadłego. Wyszło. Przy wyjeździe egzaminator podał polecenie: „wyjazd w prawo, tzn w lewo, tzn w prawo, tzn w dalej będziemy jechać w tym kierunku z którego przyjechaliśmy” ;-))). Ja zaś w takt jego słów włączałem kierunkowskaz : w lewo, w prawo, w lewo w prawo - w końcu kierunkowskaz zaczął żyć własnym życiem i migać choć był w pozycji neutralnej ;-)). Kiedy się uspokoił przy wyjeździe nie wszedł mi bieg wsteczny i przez chwilę zawyłem na wysokich obrotach - wsteczny wchodził tam tylko "na siłę" - to też nowość - w żadnym z samochodów na których ćwiczyłem nic takiego się nie działo - fakt, że mój „główny” instruktor miał "nówkę", która ma na liczniku mniej niż ja na liczniku rowerowym ;-)). Nie ukrywam, że zacząłem się już lekko denerwować. Dalej - skręt w lewo w ulicę Toruńską a z Toruńskiej, na strzałce wyjazd w prawo. Przy ruszaniu - jest tam pod górę -znów zdławiłem silnik i stanął. Niestety ten samochód jakoś nie chciał mi ruszyć pod górę na 2500 obrotów ;-). Ponieważ licząc z próbą na górce był to mój drugi błąd zgaśnięcia silnika, zakładałem, że obleje mnie już tu - ale nie. Teraz podano mi polecenie abym przejechał tunelem, i w miejscu gdzie zobaczę sygnalizator pozwalający na zawracanie mam zawrócić. Niewiele myśląc rozpędziłem samochód - i zacząłem zmieniać pasy - trzeci kierowca z kolei puścił (dzieki ;-). Tuż przede mną zmaterializował się odcinek o zmienionej organizacji ruchu - żółte linie i sygnalizator ze znakiem zawracania "a'la" S-3 (W życiu nie widziałem czegoś takiego-chyba jedyny w Gdańsku i od niedawna), niemniej wyhamowałem i ustawiłem się do zawrócenia. Egzaminator poinformował, że po zawróceniu mam wjechać na estakadę. Po zmianie świateł zawróciłem - ponieważ sygnalizator ten ustawiono tak, że nie da się przejechać łagodnym łukiem na prawy pas - wciąż namalowane są tam linie ciągłe tuż po skręcie - ledwo zmieściłem się przed początkiem ciągłej. Z bardzo jasnego centrum przenieśliśmy się nagle na ciemną estakadę. Tu kazał mi skręcić w pierwszą w prawo. Trzeba było tam zmienić pas ruchu (ulicy jeszcze nie widziałem - ginęła w ciemnościach). Włączyłem kierunkowskaz. Sprawdziłem martwą strefę i lusterko, zmieniłem pas, z migającym kierunkowskazem zacząłem szukać skrętu, który objawił się moim przyzwyczajającym się do ciemności oczom w ostatniej chwili. Przyhamowałem, zredukowałem skręciłem ledwo mieszcząc się ledwo w pasie ruchu. Tu egzaminator poinformował mnie o nie zaliczeniu egzaminu. Robiąc kilka rzeczy na raz, na tempo nie zauważyłem, że tuż przed skrętem usłużna maszyna wyłączyła mi automatycznie kierunkowskaz :-((((.
Drugi błąd kierunkowskazu przy skręcie w prawo.
Dalej jechać nie chciałem - byłem tak wkurzony, że z pewnością dałbym egzaminatorowi okazję do "oczyszczenia sumienia" robiąc w stresie proste błędy.
Generalne wrażenie – stres jest duży – w takiej sytuacji trudno mi jeździć inaczej niż odruchowo. Ewidentnie, najsłabiej wyuczone – kierunkowskazy, „wyłączyły” mi się w głowie jako pierwsze. Zdenerwowania potęguje metoda egzaminowania, w której nie przekazuje się pozytywnych informacji a jedynie informuje o błędach. Człowiek czuje się jak w czeskim filmie pod tytułem „Nikt nic nie wie”. Możliwe, że na dalsze jazdy umówię się z kimś kto ma bardziej treserskie zapędy niż mój „bezstresowy” instruktor - jakoś muszę nauczyć się kierować w warunkach silnej presji. Zresztą, może mój egzaminator nie był najgorszy – czekając na autobus widziałem auto egzaminacyjne wykonujące przy sporym wciąż ruchu tramwajów i autobusów manewr zawracania na „węźle” gdzie krzyżują się Nowe Ogrody i Wały Jagiellońskie (przy Żaku). Jeździłem tam i doprawdy nie jest to miejsce gdzie chciałbym zawracać ;-)
Mam nadzieję, że nie pokręciłem czegoś, nie chciałbym skrzywdzić egzaminatora, proszę więc traktować ten opis jako subiektywny i dość emocjonalny. Czuję po tym jednak nie tyle poczucie klęski, winy, czy krzywdy – ale jakiś taki niesmak – oto dostałem się, na własną zresztą prośbę w tryby machiny, która działa po to aby wydobyć ode mnie kolejne opłaty egzaminacyjne przy wykorzystaniu dobrze znanego faktu, że "nikt nie jest doskonały". Nie „chcem” bawić się z nimi w te klocki ale niestety „muszem”:-(.
Co będzie dalej? Pewnie podejdę jeszcze raz, lecz jeśli znowu zaserwują mi coś podobnego to chyba skończę biorąc miesięczny urlop i spędzając go "na zielonej Ukrainie, przy kochanej mej dziewczynie".
Czas przypomnieć sobie rosyjski ;-))
pozdrawiam
vonBraun