przez sylwiah » środa 28 listopada 2007, 16:26
Szkoła jazdy: OSK-PRAFKO, od razu 2 kategorie (A+B).
Moja ocena:
Teoria-raczej kiepsko, wykładowca Roman (właściciel), konkrety trzeba wyłapywać spomiędzy nierzadko prostackich dowcipów prowadzącego, a do tego filmy wideo o żenującym poziomie intelektualnym (szczytem był instrukcja do testów komputerowych: "żeby zaznaczyć odpowiedź A naciśnij klawisz z literką A" :shock: ). Do tego płytki z testami dostaliśmy dopiero tydzień przed egzaminem wewnętrznym, a moja na dodatek była uszkodzona :!: .
Jazdy motocyklem (również z Romanem): oszczędnościowe. Tylko 3x byłam w mieście, reszta w kółko po placu. Nadmieniam że przed kursem miałam już do czynienia z tego typu pojazdami - 2 lata po mieście skuterem, od kilku miesięcy własny motocykl (Honda Rebel), a uczył mnie na nim jeździć mąż który zajmuje się motocyklami od ponad 20 lat (zawsze ma ich kilka)-zanim poszłam na prawko uważał że radzę sobie całkiem nieźle. Na koniec Roman zaproponował mi wykupienie dodatkowych godzin w mieście, po 50zł za jedną (figa :!: )
Kategoria B: całkowita porażka, instruktor Czesław. Na każde zadane pytanie szukał odpowiedzi w gazetach, do tego uczył kompletnych bzdur. Na przykład: cofanie po prostej z dwoma rękoma na kierownicy i spoglądaniem przez tylną szybę (spróbujcie to zrobić własnym samochodem-gwarantowany slalom!). Kiedy o tym wspominałam innym instruktorom wzbudzało to ich uśmiech lub pukanie się w głowę. Zachowanie wobec pieszych: kiedyś przepuściłam starszą panią z zakupami, która stała przed przejściem dla pieszych. Czesiu udowadniał mi że nie była wystarczająco stara żebym się zatrzymała, a siwe włosy mogły być farbowane (jakby to miało jakieś znaczenie). Wspomnę jeszcze tylko o łapaniu za kierownice i zjeżdzaniu bez kierunkowskazu na przeciwległy pas ruchu w celu ominięcia dziur... :!: Po 30 godz. "nauki" Czesiu stwierdził że nie nadaję się na kierowcę. Wykupiłam dodatkowe godziny i zmieniłam instruktora. I tu jedyny (za to duży) pozytyw dla szkoły. 6 godzin jazdy z Adamem wystarczyło żeby nauczyć się jeździć :?: :!: . Gdzie więc tkwił problem-w instruktorze, czy w kursancie-oceńcie sami...
Efekty nauki: motocykl za 1. podejściem i to z pochwałą od egzaminatora :D (to akurat zasługa mojego męża, nie Romana), samochód za 2. (1. podejśćie-moja wina, dałam się podpuścić :? ).
Podsumowując: szkoły nie polecam, lecą masówkę i chcą zarobić jak najwięcej kasy a nie nauczyć jeździć. Jeśli jednak już do niej traficie, unikajcie Czesia, postawcie na Adama.