Prawo jazdy uzyskałam za drugim podejściem w październiku zeszłego roku, a zatem prawie 9 -m-cy temu. Przez ten czas jeździłam może z 2 razy, bo nie miałam auta. Teraz mam. Nie mogłam sie doczekać kiedy wsiądę. No i....wsiadłam i katastrofa! Nie pamiętam za wiele Sad
Jeździłam kilka razy z mężem, mówił mi co mam robić, ale nie szło mi za dobrze. Samochód warczał, nie wiedziałam kiedy zmieniać bieg. Mój mąż chyba wprowadził mnie też w błąd, który sprawił, że już całkiem nie wiem jak używać skrzyni biegów. Mianowicie powiedział, że tak samo jak po kolei zwiekszam biegi, tak samo muszę je po kolei redukować. Wyglądało to tak, że zbliżając sie np. do zakrętu już z bardzo daleka redukowałam biegi, co było bardzo stresujące i w ogóle absorbujace czas i moją uwagę. Żeby było mniej redukowana jeździłam nie wyżej niż na 4, przez co samochód warczał przywiększej prędkości. I koło się zamyka. Już sama nie wiem czy tak sie powinno robić czy nie. Ale to nie wszystko.
Miałam kilka podejść i każde kończyło sie fiaskiem. Mąż krzyczał, ja się trzęsłam. On jest spokojny, ale jeżdżąc ze mną jest okropny. Szarpie mi kierownicę, wzdycha, ocha, acha.... Teraz sytuacja wygląda tak, że przysiegłam sobie, że z nim nigdy nie wsiądę do auta jako kierowca, a na samą myśl o jeździe mam odruch wymiotny ze strachu.
Nie wiem co mam robić. Mam wrażenie, że nic nie umiem, choć na kursie byłam całkiem niezła. Jazda była dla mnie przyjemnością i frajdą. Jeździłam jak "stara", a teraz caly czas sie boję co będzie za metr, 2 metry...
Może to wynika też z tego, że mam teraz samochód combi w dodatku bez wspomagania kierownicy, sporo różni sie od Punto na kursie.
Nie wiem co zrobić, jestem załamana. Po co był ten cały kurs, te egzaminy? Żebym teraz do pracy dojeżdżała pociągiem? A samochod stoi.
Staram sie skontaktować z moim instruktorem, chciałam wykupić z 3 godzinki jazdy dla przypomnienia, ale on jest teraz zajety kursantami,a mnie czas płynie nieubłaganie, a mój lęk rośnie i rośnie.
Błagam doradźcie. Czy też przeżywaliście coś podobnego? :(