To ja trochę dłużej :)
- Pierwszy egzamin: Zdam na pewno! Kocham jeździć i jeżdżę dobrze! Zdam!
Po: Wściekła byłam na siebie
- Drugi egzamin: Nie no, za pierwszym się nie udało, to normalne! Ale teraz zdam! :D
Po: Dam radę za tym trzecim!
- Trzeci egzamin: Do trzech razy sztuka. Musi mi się udać. Uda się!
Po: No co jest?!
- Czwarty egzamin: Kupiłam godziny i nie ma mocnych, muszę zdać!
Po: Nie ma sensu tego ciągnąć. Nie mam pieniędzy, nie mam szczęścia... Daruje sobie na jakiś czas...
Ponad rok przerwy...
- Piąty egzamin: Nie zdam, to bez sensu. Powinnam była sobie odpuścić i nie tracić kasy. Nie chce mi się...
Podczas egzaminu: Kurdę! Po cholerę mnie po tym mieście męczy skoro i tak już nie zdałam. Wracajmy do WORDU...
Po: Poryczałam się właściwie już w trakcie egzaminu, bo jak wracaliśmy to mi Pani egzaminator powiedziała, że zdałam.
Nikomu nie powiedziałam, że mam egzamin właśnie tego dnia. Wiedział tylko narzeczony i instruktor (poszłam przed piątym egzaminem do innego wykupić godziny... Facet chyba przynosi szczęście :D). Z radości wsiadłam w zły autobus. Płakałam z radości chyba dobrą godzinę.
Przyznam, że radość ze zdanego jest milion razy większa niż smutek po tylu niezdanych razem wzięty :)
Warto walczyć!