Mam mały problemik...
W sierpniu miałem kolizję na przejeździe rowerowym z pewną kierującą.
Miałem zielone, jechałem DdR o tu, a ona stała przed przejazdem i ustępowała pieszym na pasach. Wcześniej skręcała z Jana Pawła II. Niestety, nagle ruszyła i wbiłem się jej w drzwi. Na miejscu była policja - przypadkowy patrol prewencji. Po wysłuchaniu stron i tłumaczenia pani "że rower po przejeździe się przeprowadza" popukali się w czoło, polecili spisać oświadczenie z jej winy i pojechali. Kiedy szukałem wzoru oświadczenia, a pani kartki w samochodzie - wykorzystała okazję i oddaliła się z miejsca.
Sprawa zgłoszona do ubezpieczyciela (wycena szkód na 2500pln) i na policję. Po miesiącu ubezpieczyciel przysłał odmowę, bo policja nie przesłała im papierów. Policja stwierdziła, "że mają rok" na rozwikłanie sprawy i to potrwa.
Teraz (po pół roku) dostałem pismo z policji, że kierująca przedstawiła inną wersję i oni nie wiedzą, komu wierzyć, ani kogo posłać do sądu...
Dodam, że
- na miejskim monitoringu widać, jak zjeżdżam po kolizji z przejazdu mając zielone światło.
- kierująca uciekła, pomimo znacznej wgniotki w drzwiach. Ja miałem OC, więc jeżeli uważała że to moja wina, mogła mnie ścigać.
Co dalej?
Kłócić się z drogówką?
Ubezpieczycielem? I tak powiedzieli, że będzie regres, bo się oddaliła.
Od razu ją pozywać?