Ostatnimi czasy zacząłem się zastanawiać nad sytuacją na pewnym skrzyżowaniu, a sytuacja nie jest taka oczywista jakby się mogło wydawać...
Dla uproszczenia - mamy drogę z czterema pasami, która się krzyżuje z drogą z prawej. Od lewej mamy dwa pasy do jazdy na wprost, jeden do skrętu w prawo i buspas/zatokę przystankową. Buspas ma osobny fragment którym można skręcić w prawo. Trzy pasy mają "normalną" sygnalizację, a buspas sygnalizatory BUS.
Zaprojektowane jest to tak, że jak światło dla głównego ruchu jest czerwone, to parę sekund wcześniej autobusy dostają zezwolenie na swoich sygnalizatorach i mogą pojechać albo prosto (gdzie już buspasa dalej nie ma) albo w prawo - taki priorytet. Chwilę przed otwarciem ruchu głównego sygnalizatory BUS się przełączają na sygnał "STÓJ" i tak zostają.
Sytuacja jednak się nieco komplikuje (?) gdy główny ruch ma zielone, bo wtedy sygnalizacja dla autobusów daje zakaz, a z lewej strony linia ciągła. Chcąc wyjechać z zatoki przed jej końcem przekraczam ją (wykroczenie). Gdy jadę nią do końca ignoruję sygnał BUS "STÓJ" (wykroczenie), tak samo jak skręcając w prawo.
I teraz o ile można bez trudu zrozumieć jaki był zamysł projektantów, o tyle prawnie wygląda to... słabo. Przecież przy sygnalizatorach nie ma uwagi nigdzie że przy sygnale "STÓJ"/czerwonym można jechać jak jest wolne... To ja czegoś nie doczytałem, czy mamy tutaj do czynienia z ułomnością prawa/projektu?