Zaliczyłam 30 godzin praktyki i chociaż ogólnie jeżdżę dobrze, to dokupiłam 10 godzin, aby jeszcze potrenować. Niesamowicie zależy mi na zdaniu egzaminu za pierwszym razem, ale trochę zaczynam się załamywać i coraz częściej zastanawiam się, czy do tego egzaminu tak naprawdę można się przygotować, czy też czynnik szczęścia zawsze na takim egzaminie będzie decydujący? Czy ktoś z osób, które już zdały odnalazł jakiś swój "patent" na zdanie egzaminu? Obmyśliłam swoją strategię na przygotowanie się do egzaminu, ale nie wiem, czy to coś da. Wymyśliłam mianowicie, że poproszę instruktora, aby przez te dokupione 10 godzin każda godzina z instruktorem wyglądała już jak prawdziwy egzamin i aby na każdej godzinie instruktor egzekwował ode mnie najpierw sprawdzenie płynów, świateł, aby później zawsze był łuk i górka, a potem miasto i w mieście wszystkie parkowania, zawracanie itp. No i poproszę go, by już zupełnie mi nie podpowiadał, a tylko jak egzaminator po fakcie komentował błędy. Myślę, że to nie tylko poprawi moje umiętności, ale też przygotuje mnie psychicznie do sytuacji egzaminu. Ale przygotowanie merytoryczne to nie wszystko, czasem nie zdaje się również z powodu "jakiegoś numeru" egzaminatora, dlatego myślę, że zaproszę instruktora na egzamin, by ktoś patrzył egzaminatorowi na ręcę i bym miała pewność, że zostanę potraktowana sprawiedliwie. Czy realizacja tego typu strategii będzie stanowić jakąś gwarancję powodzenia na egzaminie?
Pozdrawiam,
a.