Moja przygoda z prawem jazdy zaczęła się w lipcu. Chodziłam do najlepszej szkoły w mieście (według rankingów i opinii w internecie). Mój instruktor był naprawdę w porzadku, co prawda na pierwszych jazdach byłam tak zestresowana i robiłam tyle błędów, że za bardzo nie wierzył w to, że się nauczę jeździć, ale z czasem zaczęłam czuć się pewnie za kierownicą i zaczęło mi to wychodzić. Pod koniec kursu powiedział mi, że obstawia, że zdam. I tu nadszedł czas egzaminów.
Teorie zdałam bez problemu za pierwszym razem, straciłam tylko 2 punkty.
Na pierwszy egzamin praktyczny poszłam spokojna, pewna że umiem, ale oblałam na górce, samochód zgasł mi dwa razy co nigdy nie zdarzyło się na jazdach, tłumaczyłam to sobie stresem.
Przed drugim egzaminem stresowałam się strasznie i już na placu mi nie szło, poprawiałam zarówno łuk, jak i górkę, ale wyjechałam na miasto, samochód którym jechałam to był jakiś grat, w którym biegi ledwo wchodziły do tego wydawał jakieś dziwne odgłosy i strasznie szarpał co dodatkowo mnie stresowało bo miałam wrażenie, że ciągle robię błędy, w końcu po 20 minutach jazdy oblałam na parkowaniu za niezasygnalizowanie wyjazdu.
Przed trzecim egzaminem doszłam do wniosku, że mam to gdzieś, nie zależy mi, ale poszłam bo wszyscy mi powtarzali, że nie ma się co poddawać. Przed wyjściem z domu wypiłam melisę, poszłam spokojna, szło mi wyjątkowo dobrze, wszystkie zadania zrobiłam bezbłędnie, dopóki nie doszło do zawracania, które musiałam zrobić w bramie. Nie wiele myśląc wjechałam przodem i to był błąd. Nic nie widziałam z prawej strony, gdzie stał zaparkowany samochód i w trakcie wyjeżdżania egzaminator zahamował, ponieważ właśnie stamtąd jechał samochód. Mimo wszytko wyszłam z egzaminu bardzo zadowolona bo sam egzaminator powiedział, że ogólnie jazda była całkiem dobra i sama wiedzialam, że dobrze mi szło i pewnie gdyby nie ta sytuacja to bym zdała.
I właśnie dziś był mój czwarty egzamin, znów wypiłam melisę przed wyjściem, jednak przez całą drogę do wordu czułam jakiś niepokój. Światła i płyny pokazałam bezbłędnie, jak wsiadłam do samochodu poczułam się pewnie, stres znikł. Łuk zrobiłam perfekcyjnie jednak egzaminator powiedział, że zadanie trzeba poprawić. Byłam pewna, że zrobiłam wszystko dobrze, ale ruszyłam ponownie, jednak zostałam zatrzymana od razu po ruszeniu i jak się okazało nie włączyłam świateł i oblałam.
Nie wiem co robić, jestem pewna, że jeżdżę na tyle dobrze, że wystarczy tylko tam wsiąść, pojechać jak na kursie i zdać egzamin. Jednak dziś straciłam sens tego wszystkiego, bo skoro naprawdę tak dobrze umiem to powinnam już dawno zdać, więc widocznie mimo tego co sobie nakładłam do głowy nie nadaje się do tego. Dziś postanowiłam dać sobie spokój z prawem jazdy i zapomnieć, że kiedykolwiek je robiłam. Jednak z drugiej strony jakaś cholerna ambicja mi na to nie pozwala i każe dalej próbować.
Dodam jeszcze, że mam 26 lat i tak naprawdę już mi szkoda tego straconego czasu kiedy to brakowało mi odwagi i chęci do pójścia na kurs i nie chce marnować kolejnych lat. A z drugiej strony może faktycznie nie jest mi pisane jeździć samochodem i czas się z tym pogodzić.