Witam serdecznie,
Wczoraj, po bodajże 5 latach od rozpoczęcia kursu zdałam egzamin na prawo jazdy kat. B. Było to moje 6 podejście od sierpnia tego roku, jednak kilka lat temu zaliczyłam jeszcze 3 nieudane podejścia. Moja cała historia znajduje się tutaj: viewtopic.php?f=2&t=41746
Miałam łącznie 9 egzaminów w 2 różnych WORD-ach, z czego 4 skończyły się na placu, jestem więc weteranką zdawania Najgorszą rzeczą do opanowania był dla mnie stres. Uważałam, że prawo jazdy nie jest dla mnie, że nie mam talentu, że stres za kierownicą mnie zeżre... na osoby z prawkiem patrzyłam jak na półbogów, dlatego też odpuściłam na długie pięć lat. Jednak brak prawa jazdy, mimo, że nie jest mi ono niezbędne do życia, doskwierał mi mocno, więc postanowiłam zniszczyć swoją wewnętrzną blokadę i zapisać się na dodatkowe jazdy. Wybrałam instruktorkę o dobrej opinii i właściwie nikomu (poza partnerem) nie wspominałam o egzaminach.
Tuż przed ostatnim, szczęśliwym egzaminem instruktorka powiedziała mi o kursancie, który jeździł beznadziejnie i zdał za 3 razem, więc dlaczego ja, jeżdżąc spokojnie i dobrze nie miałabym zdać za 6? Pomogło. Oto moje refleksje po zdanym egzaminie:
- Uważam, że szkolenia są zbyt tanie. Mówię to jako osoba, dla której łączny koszt prawa jazdy trzeba liczyć w tysiącach złotych (kurs, egzaminy, dodatkowe godziny jazdy). Nie wiem dokładnie ile to będzie, ale podejrzewam że powyżej 5 tys. zł. W moim mieście godzina jazdy doszkalającej kosztuje obecnie 50-60 zł, standardowy kurs na kategorię B - ok.1400 zł. Jeśli odejmie się od tego koszt sali wykładowej, benzyny, ubezpieczenia auta (które najczęściej jest brane na kredyt) w kieszeni instruktora zostaje niewiele. Myślę, że wzrost cen kursów na prawo jazdy mógłby spowodować lepszą jakość szkolenia (z zawodu instruktora nie odchodziliby najlepsi), a co za tym idzie - wyższą zdawalność.
- Kurs powinien trwać dłużej i obejmować np. obowiązkowe kilka godzin jazd po zmroku, a idealnie także w różnych warunkach atmosferycznych.
- Za każdym razem trafiałam na innego egzaminatora, lecz tylko jeden z nich był niemiły. Większość z nich była bardzo miła i profesjonalna. Jednak zmieniłabym co nieco w samej formule egzaminu. Co do ruszania "pod górę" oraz jazdy na mieście nie mam zastrzeżeń, jednak zmieniłabym trochę na korzyść kursantów ten nieszczęsny "Łuk", zwany też rękawem. Po pierwsze, powinna być możliwość zatrzymania się - tak jak w naturalnych warunkach, np. przy wyjeżdżaniu z bramy tyłem. Po drugie, przed przystąpieniem do wykonywania zadania kursant powinien mieć czas, poza przygotowaniem się do jazdy, także na zapoznanie się z autem. Po trzecie, moim zdaniem powinno wprowadzić się zasadę, że w przypadku gdy kursant nie wyjedzie z placu, np. połowa opłaty egzaminacyjnej powinna być mu zwracana.
- WORDy powinny bardziej otworzyć się na zdających, umożliwiając im np. poćwiczenie łuku z instruktorem; w moim mieście jest taka możliwość, jednak z tego co mi wiadomo, nie wszystkie WORDy taką opcję posiadają.
-WORDy nie powinny być finansowane bezpośrednio z opłat za egzaminy. Pieniądze te powinny trafiać do budżetu i stamtąd być wydzielane WORD-om. Oblewanie musi przestać być finansowo opłacalne.
Ogólnie dopiero po kilku niezdanych egzaminach WORD przestał mi być straszny, a paraliżujący stres ustąpił. Stwierdziłam, że nie taki wilk straszny jak go malują i być może już w przyszłym tygodniu będę mogła cieszyć się upragnionym dokumentem