Hej,
Piszę trochę z zamiarem użalania się a może z takim, by znaleźć kogoś kto miał podobnie. Miałem dwuletnią przerwę od jeżdżenia, wykupiłem 20 godzin mimo, że instruktor powiedział, że nie zapomniałem zbyt dużo (pierwsze jazdy miały to określić) i potrafię jeździć i 10 godzin mi absolutnie wystarczy. Jednak chciałem mieć to szybko z głowy i zrobiłem po swojemu by mieć pewność i tak o to nie zdałem już pięciokrotnie. Nie sądzę by kolejne jazdy mi pomogły. Jeździłem z 4 różnymi instruktorami, taka polityka szkoły po prostu, na ostatnich jazdach z każdym prosiłem by robił mi coś jak egzamin. No i tak było i każdy z nich powiedział 'jeździsz bardzo dobrze, nie powinieneś mieć problemu ze zdaniem', no i tak na każdym egzaminie po 35-55 (rekord) minutach oblewam na czymś, co w sumie musi być przerwane zamianą miejsc. Wymuszanie pierwszeństwa itd. Za pierwszym, po 40 minutach jazdy na mieście wymusiłem przy zjeździe do bramy wordu, gdzie każdy manewr zrobiłem bezbłędnie i byłem załamany ale uznałem, że za drugim się uda. No i się nie udało, już pięć razy. Miał ktoś podobnie? Aż głupio mi mówić ludziom, że w przyszłym tygodniu mam 6 podejście na którym pewnie i tak się nie zakończy bo z dość pewnej osoby (nie dobrego kierowcy, kogoś przygotowanego przez te godziny do egzaminu) zacząłem wątpić w swoje umiejętności i już nie czuję się pewnie na drodze. Rekordziści tutaj, ile razy oblewaliście myśląc, że jeździcie przyzwoicie jak na początkującego (a nawet jeszcze nie) kierowcę?
Wiem, że nie każdy musi być kierowcą i nie jest to mój kaprys, dwa lata temu robiłem bo tak, teraz potrzebuję tego prawka jak diabli i dlatego zdaję.