Chyba temat, który przewija się na wszystkich forach internetowych o tematyce PJ...
Jakiś czas temu pisałam tutaj, że rozpoczynam kurs na prawo jazdy, moje otoczenie nie zareagowało optymistycznie na tę wiadomość, ale zgodnie z poradami użytkowników forum, skupiłam się na kursie, na jazdach, a nie na tym, co mówią inni
Cóż mogę rzec... Kurs powoli dobiega końca. Jeżdżę różnie, zależy od dnia tak naprawdę. Jednego dnia pojadę dobrze, innego jak już raz coś zrobię źle to już po kolei wszystko się sypie. W tym tygodniu będę miała egzamin teoretyczny, do którego jestem przygotowana (tak sądzę ) i jakoś większego stresu nie mam. Pewnie w dniu egzaminu się to zmieni, jednakże myśl o tym, że powoli kończę kurs, że zbliża się ''ten'' dzień - dzień egzaminu praktycznego, po prostu mnie paraliżuje. Jeszcze nie mam wyznaczonego terminu, a już ogarnia mnie mega stres. Może być tak, że będę zmuszona dokupić jakieś dodatkowe godziny, ale nadal jakimś cudem się łudzę, że w końcu uda mi się dać z siebie wszystko, chciałabym, żeby instruktor w końcu powiedział mi ''pojechałaś bezbłędnie". Z każdą jazdą miałam wrażenie, że było lepiej, ale od dwóch jazd mam jakiś dziwny opór. Nieświadomie nie wykonuję prostych poleceń instruktora, które wykonywałam wcześniej bez problemu. Zapominam o rzeczach, o których zapominać wcześniej mi się nie zdarzało np o włączeniu kierunkowskazu wyjazdowego z ronda. No po prostu rzeczy, które wcześniej robiłam bez problemu, teraz zaczęły ten problem stanowić.
Dzisiaj chyba przeszłam samą siebie. 5 razy na rondach nie włączyłam kierunkowskazu wyjazdowego... Za każdym razem zapomniałam. Nadmienię jeszcze, że obserwacja znaków stanowi pewien problem dla mnie. Może nie tyle obserwacja znaków wszędzie. Zdarza mi się to zazwyczaj, gdy wjeżdżam w jakąś ulicę i muszę wykonać kilka czynności naraz, zmiana biegu, obserwacja drogi i znaków, które niekoniecznie są doskonale widoczne. Zdaję sobie sprawę, że na tym etapie kursu powinnam już mieć na tyle podzielność uwagi, żeby wykonywać wszystkie czynności, które powinnam... Dziś doszło nawet do takiej sytuacji, że musiałam wysiąść z samochodu, żeby iść zobaczyć znak na drodze, który dobrze znam. Instruktor mi powiedział, że ja teorię znam i on to wie, ale nie patrzę na znaki, a na tym etapie powinnam już to robić.... Strasznie jestem na siebie zła po dzisiejszej jeździe. Za każdym razem idąc na jazdę obiecuję sobie '' dziś pojadę dobrze, dam z siebie wszystko'' i ... d**a. Zawsze ''coś'', ale żeby zapominać o podstawach to już chyba nie jest najlepiej...
Nie wiem czy w takim wypadku jest sens w ogóle myśleć o egzaminie. Po prostu mnie to paraliżuje na samą myśl. Dziś widziałam jak dwa egzaminy zakończyły się negatywnie. W jednym z samochodów widziałam dziewczynę, która już siedziała po stronie pasażera popłakana... I już sobie wyobrażałam, że siedzę na jej miejscu... Z kim nie porozmawiam to każdy mówi, że stres na praktycznym jest niesamowity, wcale mi to nie pomaga
Jak to było w Waszym przypadku? Głównie pytanie do osób, które zdawały już raczej na nowych zasadach. Jak to w końcu jest z tym egzaminem? Macie jakieś sposoby na pokonanie/ zmniejszenie stresu? I ogólnie dlaczego egzaminatorzy najczęściej są gburowaci i niemili?